środa, 23 stycznia 2013

05-Just ride, baby! Część I

Mój telefon ma coś popieprzone z datami, nie wiem dlaczego pokazuje, że udostepnilam 23, przecież dziś 25... przepraszam za ten błąd.

Rozdział, a raczej jego połówka, jak dla mnue dziwna, choć dość przyjemnie się to pisało. Ocenę pozostawiam wam i przepraszam są błędy i niedociągnięcia, ale pisałam z komórki, a na telefonie dość słabo się pisze. Miłego czytania.
_________________________

   Gdy obudziła sie następnego dnia rano, Kurt już dawno nie spał, tylko siedział na kanapie z gitarą, na której ciągle wygrywał inną melodię. Tę czynność co chwilę przerywał, by zapisać coś na kartce, był tak skupiony, że nie zwrócił nawet uwagi, że blondynka się obudziła.
   Wpatrywała się w niego spod kołdry, która przykryta była pod samą szyję. Pewnie długo jeszcze by go obserwowała, jak ciepłe poranne światło nasila złoty odcień jego włosów, a niebieskie obicie kanapy podkreśla błękit oczu, gdyby nie melodia, którą wygrywał.
- Jak dotąd to jest najlepsze. - Uśmiechnął się pod nosem, jakby dokładnie wiedział od jak dawna na niego patrzy. Podniósł głowę, a jego uśmiech pogłębił się. Odrazu schowała się pod okryciem, bo dobrze wiedziała, jak koszmarnie potrafi rano wyglądać.
   Jedyną jego reakcją był cichy śmiech, więc wylazła z łóżka i pobiegła do łazienki. Spojrzała do lustra. Wcale nie było tak tragicznie. Palcami przeczesała włosy, by lepiej się ułożyły. Umyła zęby hotelową szczoteczką i zmyła resztki wczorajszego makijażu.
- Dziś naturalnie? - Zaśmiał sie, gdy wróciła do pokoju. Juz nie grał na gitarze, ale pakował swoje rzeczy. - Musimy jechać. Twoja kuzynka zadzwoniła i podała mi dokładny adres. - Przytaknęła i skrzywiła się widząc swoje jedyne ubrania.
- Nie chciałbyś pożyczyć mi jakiejś innej koszulki? Oddam Ci, jak tylko dojedziemy. - Wskazał na czarny materiał złożony w kostkę i odłożony na komodę. Z lekkim wachaniem wzięła koszulkę, ale po chwili przycisnęła wizerunek Morrisona do piersi z uradowaną miną.
   Szybko się przebrała, zjedli śniadanie po chwili byli już w drodzę do... no właśnie. Tak na dobrą sprawę, to ona wcale nie wiedziała gdzie dokładnie mają jechać, ale w tamtej chwili było jej to całkowicie obojętne.
   Całą drogę przebyli w milczeniu, ale nie była to krępująca cisza, tylko relaksacyjna, obydwoje musieli przemyśleć sobie parę spraw, albo poprostu pogapic się w zatłoczoną ulicę.
   Elizabeth nie chciała mówić nowemu przyjacielowi, że stresuje się przed spotkaniem że swoim niedawnym oprawcą, ale nie musiała, bo rozumiał ją bez słów. Gdy dojechali pod ten motel, zaparkował w najdalszej części parkingu.
  - Mam iść z tobą?
  - Nie musisz. - Uśmiechnęła się do niego smutno. - I tak musisz poczekać aż oddam ci kasę za śniadanie, obiad i nocleg.
  - Nie wygłupiaj się, nie musisz oddadwać. Tylko chciałbym mieć z tobą jakiś kontakt. - Wzięła jego komórkę, wpisała swój numer i puściła sygnał na swój numer.
  - Będziemy, a kasę i rfk ci kiedyś oddam. Tylko napisz czasem. - Na pożegnanie, dała my buźaka w policzek i wysiadła. Gdy odjechał skierowała się w stronę swojej maszyny. Spaliła szybko fajkę, odbyła pogadanke z Kat, dlaczego nie pojedzie z nimi do L.A. tylko do N.Y. do Duffa (który w międzyczasie zadzwonił i wszystko jej wyjaśnił). Przyjęła przeprosiny Collina formułką "Rozumiem, że byłeś pijany i tę sprawy i ci wybaczam, co nie znaczy, że nagle zostaniemy przyjaciółmi."
   Jakąś godzinę po uporaniu się z tym wszystkim, ruszyła dalej w samotną podróż w poszukiwani straconego szczęścia i spokoju, jednak teraz z jakimś konkretnym celem.

niedziela, 20 stycznia 2013

Slash Story - Cztery

No to ten... Następny rozdział jaki opublikuje, będzie z opowiadanie "Just ride baby" Który zaniedbałam... I mam takie małe ostrzeżenie... To opowiadanie będzie trwało, do póki Alisson nie poznała Elizabeth, (głównej bohaterki " Just ride, baby"). Oczywiście, to nie będzie nawet skrawek historii Alisson, bo jak chyba się orientujecie, każde z opowiadań jest ze sobą połączone  więc oczywiście, i Pannę Bowei i Clarisse Williams, będzie brać czynny udział w " Just ride baby". Mam nadzieje, że nikogo tym nie rozczarowałam, bo według ankiety, to opowiadaniem podoba wam się najbardziej, a nie chce sprawić nikomu zawodu... ; (

A teraz do rozdziału... Wstęp znajdziecie tutaj... Nie powiadamiałam o tym, bo po co? ?Ta część jest dziwna... Mnie osobiście, podoba się akcja, choć wiem, że mogłam lepiej to opisać... i żeby nie było... to co ty zaszło między Slashem a Alisson, jeszcze nic nie znaczy!
No i zapraszam do czytania ;)

+Jeśli ktoś chce byś powiadamiany, to zapraszam do zakładki "lista gończa"


   Saul chodził że mną do szkoły dopiero od dwóch tygodni, a już stał się bardzo bliską mi osobą. Co do Matta... nie rozmawiałam z nim o tym co zobaczyłam. Postanowiłam, że dam mu szansę by się nawrócić. Taki dzień dobroci dla zwierząt. Oczywiście nic mu o tym nie mówiłam, ale każdy jego dotyk obrzydzał podwójnie.
   W końcu nadszedł dzień wielkiej imprezy Seymoura, alkohol, fajki, dragi no i oczywiście skąpo ubrane koleżanki. W pewnym momencie straciłam GO z oczu, więc przeszukałam cały dom. Znalazłam go z jakąś brunetką w wiadomej sytuacji. Był zbyt zajęty swoją dziwką, bo zauważyć, że ktoś wszedł. Pospiesznie opuściłam pomieszczenie że łzami wściekłości i dołączyłam do grupy palaczy przed domem. Wychodząc słyszałam tylko jak ktoś krzyczy "Matt, masz przejebane." Oj miał i to ostro.
   Paliłam, do puki nie zaczęło kręcić mi się w głowie. Znacie o uczucie? Gdy wiecie, że macie już dość, robi się nie dobrze, a świat wiruje, bo spaliliście o jedną za dużo? To dłużcie do tego alkohol jaki zdążyłam wypić. Co prawda nigdy nie kochałam tego chłopaka, początkowo było to zauroczenie, a potem to uczucie zaczęło się wypalać, ale czułam się przy nim dobrze, byłam szczęśliwa na swój sposób.
   Weszłam z powrotem do mieszkania trzaskając drzwiami. Podeszłam do pierwszej lepszej osoby.
  - Gdzie Seymour? - Zaskoczony chłopak podniósł brwi, nic dziwnego, nigdy nie mówiłam o nim po nazwisku. Pokierował mnie do salonu, na co skinęłam głową. Byłam wściekła, no ale to chyba zrozumiałe, prawda? Weszłam do pokoju i skierowałam się w stronę chłopaka gadającego ze swoimi kumplami. Zauważyli mnie, a ja czułam się Panią sytuacji.
  - Co jest skarbie, wyglądasz jak królowa śniegu. - Matt próbował objąć mnie ramieniem, ale zrzuciłam jego rękę.
  - Daruj sobie. Fajnie było co? Dobra była? Mam nadzieje, że świetnie się ruchało. - Nawet nie zauważyłam gdy wyłączyli muzykę. - Ile ich miałeś co? No nie rób takiej miny zbitego psa. Może wyliczyć, a ty powiesz czy kogoś pominęłam? - Przeniosłam ciężar ciała na drugą nogę i zaczęłam pokazywać na palcach. - Zacznijmy ode mnie, dobrze? A więc, byłam ja, ta szmata, z którą pierdoliłeś się niecałe 10 minut temu, ta ruda z parku i blondyneczka spod kina. Wszystkie Ci dały? - Chłopak patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami, szczęka mu opadła. - No co, może się mylę? Widziałam Cie. Myślałam, że może się opamiętasz, ale nieeee, po co skoro można lecieć na parę frontów, co nie?
  - Alisson, kochanie to nie...
  - Nie tak jak myślę? Oh, ależ to jest dokładnie tak jak myślę. Zabawiaj się dalej dziwkarzu, ale o mnie możesz zapomnieć. - Odwróciłam się na pięcie i chciałam wyjść, ale coś mnie zatrzymało. Odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam po raz ostatni w oczy. Unikał mojego wzroku, na co prychnęłam wzgardliwie. - I jeszcze jedno. NIE MÓW - DO MNIE - "KOCHANIE". - Wycedziłam przez zaciśnięte zęby i strzeliłam mu siarczystego policzka. Następnie dumna z siebie opuściłam jego dom.
   Nie obyło się bez łez wściekłości i smutku, ale w samą parę, jak na bohatera przystało, wybiegł za mną Saul. Dogonił mnie, a ja bez słowa wtuliłam się w niego i zaczęłam cicho łkać.
  - Witam w świecie singli. - Zaśmiałam się cicho i uderzyłam go lekko w ramię. - Odprowadzę Cię. - Przytaknęłam wtulając się w niego jeszcze bardziej.
  - Wiesz, po mimo, że nic do niego nie czułam, to i tak boli. - Spojrzałam na niego. - Obiecaj, że nigdy świadomie nie skrzywdzisz żadnej dziewczyny.
  - Za późno młoda. Mogę Ci obiecać, że nie skrzywdzę żadnej na której będzie mi zależeć. - Przytaknęłam śmiejąc się z jego odpowiedzi.
   Slash odprowadził mnie pod sam dom, ale to co się tam działo, jest raczej nie do opisania, więc obawiam się, że ja tego nie napiszę.


Alisson.

   EJ, EJ, EJ, EJ! No Liv skarbie, nie możesz sobie tego odpuścić, to jest zbyt ważne! Co z tego, że nie pamiętasz połowy z tego co się zdarzyło?! MAM POMYSŁ!! Może Cię wyręczyć? BA! Nawet tak zrobię  Drodzy czytelnicy, ostrzegam, że nie umiem pisać tak jak moja mała wiedźma, ale się postaram!
   Możecie uznać mnie za dupka i wgl. ale gdy staliśmy w tej furtce do jej domu i patrzyłem w jej ciemne oczy, a kształtne usta, to nie mogłem się powstrzymać  Oczywiście, obydwoje trochę popiliśmy na tej imprezie, ale czy to ważne?
   Pochyliłem się niepewnie i musnąłem jej wargi. Nie napotkałem żadnego sprzeciwu, więc przyciągnąłem ją do siebie i mocniej wpiłem w jej usta. Widziałem szok na jej twarzy, ale nie bardzo wiedziałem czym był on spowodowany, czy tym, że ja pocałowałem, czy tym, że dostała dreszczy. Wiem tylko, że jęknęła gardłowo i zamknęła oczy, rozchyliła swoje malinowe usteczka i pozwoliła, by mój język penetrował jej podniebienie. Wiedziałem, że jest jej przyjemnie. Dlaczego  Kiedyś widziałem, jak robiła to z Mattem, było to takie machinalnie, żadnego uczucia z jej strony, a wręczy wyraz obrzydzenia na twarzy, a ze mną? Było tak jak za pierwszym razem w moim pokoju w domu mojej babci.
   Przyciągnęła mnie do siebie mocniej, wplotła swoje smukłe palce w moje loki. Obydwoje oddawaliśmy się pocałunkom  że nawet nie zauważyłem, że się przewróciliśmy. Leżałem na niej, a ona pozwoliła, by moje ręce znalazły się pod jej koszulką, i jeszcze mruczała!
   Zanim dotarło do mnie co właściwie robię  minęło sporo czasu, ale jak na przyjaciela i szanującego tę dziewczynę chłopaka, oderwałem się od niej i zaraz podniosłem, ją z ziemi. Odsunąłem ją na bezpieczną odległość.
  - Ja... Liv skarbie, przepraszam... To nie powinno się wydarzyć, przepraszam... L-lepiej już pójdę. - Bałem się spojrzeć w jej oczy, więc zasłoniłem się włosami i ruszyłem w stronę ulicy. Nie zaszedłem daleko, bo chwyciła mnie za ramię i odwróciła w swoją stronę.
  - Saul... Nie zostawiaj mnie... Moich rodziców nie ma, a ja... Ja nie chcę być teraz sama.
  - Wiesz o której wrócą. - Chytry uśmieszek na jej ustach nie wróżył nic dobrego.
  - Za tydzień. - Zaśmiałem się cicho i dałem jej wciągnąć moją zacną osobę do środka.
   Tu przerwę moją opowieść, bo chyba wiadomo, co się działo, i tak jak Liv, twierdzę, że niestosowne byłoby kontynuować.
Slash.

   Hudson, nasza telepatia coś szwankuję, bo jak czytałam co napisałeś, to stwierdziłam, że miło by było wiedzieć dokładnie co się działo.
   Gdy Loczek znalazł się w moim domu, to stwierdziłam, że nie będę trzymać faceta o suchym pysku, więc wyciągnęłam Butelkę Danielsa dla niego, i Martini dla mnie. Udało mi się namówić go, by wlazł ze mną na dach i tam piliśmy, patrząc w gwiazdy. Nie pamiętam, czy skończyłam tę butelkę, czy nie, ale następnego dnia rano obudziłam się z mokrymi włosami, naga w łóżku z równie obnażonym przyjacielem obok. Chętnie bym napisała, co się stało, ale niestety, wada słabej głowy. Hudson, czyń honory.
Alisson.

   Wredna. Dobra, skoro tak bardzo chcesz, to Cię słońce skompromituje,a  przynajmniej po części.
   Siedzieliśmy sobie na tym dachu, a właściwie leżeliśmy w ciszy, gdy nagle schlana Bowie spojrzała na mnie tym szalonym wzorkiem.
  - Mam ochotę na sex. - Zakrztusiłem się Danielsem, którego właśnie popijałem.
  - To wspaniale, ale czemu mnie to mówisz?
  - Bo mam ochotę na sex z tobą. - Zrobiłem wątpiącą minę. - No proszę... - Przeturlała się tak, że leżała obok mnie, i paznokciami drażniła mój odkryty tors. - Bez zobowiązań... Mały eksperyment...
   Już miałem zaprzeczyć, i powiedzieć, że kompletnie oszalała, ale prowokatorka, ściągnęła bluzkę i zaczęła mnie całować! Nie pamiętam kiedy znaleźliśmy się w jej pokoju i jak straciliśmy całą naszą garderobę, jedyne co pamiętam, to jej miękkie usta.
   Gdy byliśmy je nago, odsunąłem się od dziewczyny i przyjrzałem się jej idealnemu ciału. Stałem tak dłuższą chwilę, wpatrując się w nią z szczęką na podłodze, ale ona zaczęła się rumienić i zakryła twarz długimi włosami. Widząc to, szybko się pozbierałem i musnąłem delikatnie jej wargi, gładząc ramiona Liv. Pociągnęła mnie za sobą na łóżko, gdzie dalej się całowaliśmy, a ja dłońmi penetrowałem każdy skrawek jej delikatnej skóry, wywołując jej dreszcze. Mógłbym jej tak dotykać w nieskończoność, bawić się jej kształtnymi piersiami i czuć pod sobą tę drobną osóbkę, gdyby nie jej słowa. "Nie torturuj mnie." Byłem z niemałym szoku, że sprawiało jej to taką przyjemność, mimo że puki co trzymałem się z dala od jej kobiecość, ale skoro prosiła...
   Szybko załączyłem prezerwatywę i wszedłem w nią ostrożnie, aczkolwiek stanowczo. Powoli poruszałem biodrami i rozkoszowałem się jej rozkosznymi westchnieniami. Chciałem sprawić jej jak najwięcej przyjemności, bo znając jej stosunek do facetów i zbliżeń z nimi, nie miała zbyt dużo szans, by poczuć prawdziwą rozkosz. Słysząc jej oddech i widząc wyraz jej twarzy, czułem się jak nowicjusz i zastanawiałem się, co teraz? Kierowałem się instynktem, i stopniowo zacząłem przyspieszać, powodując u niej coraz głośniejsze jęki, za to ona napinała mięśnie miednicy. Wbijała mi paznokcie w skórę pleców i ramion, całując namiętnie. Wiła się pode mną, chociaż oboje wiedzieliśmy, że to dopiero początek. Obcałowywałem jej twarz, szyję, dekolt i językiem bawiłem się jej stwardniałymi sutkami, co doprowadzało ją do szaleństwa.
  Doszedłem pierwszy, ale nie przerywałem, a wręcz przyspieszyłem, a już po chwili, jej ciało wygięło się w łuk, a dziewczyna krzyknęła gardłowo. Całowaliśmy się jeszcze długo, i choć nie wyszedłem z niej, nie poruszałem też biodrami, ale gdy w końcu opadłem obok niej ciężko dysząc, Alisson przytuliła się do mnie.
  - Kurwa... - Szepnąłem. - Ja pierdole, jestem idiotą... - Spojrzała na mnie zaskoczona, a cały efekt alkoholowy jakby wyparował. - Właśnie wykorzystałem przyjaciółkę. - Zaczęła się śmiać. Najzwyczajniej w świecie mnie wyśmiała, ale widząc moja minę  szybko się opanowała i położyła na mnie. Każdy centymetr jej ciała, przylegał do mojej skóry.
  - To raczej ja wykorzystałam Ciebie. - Nie przekonało mnie to, więc próbowała inaczej. - I nie żałuję. Saul, Matt nigdy nie sprawił mi takiej przyjemności. To co z nim... to nie była nawet namiastka tego, co było teraz... - Otarła pat z czoła. - Chodź pod prysznic. - Tak jak prosiła, tak zrobiłem. Wstałem i poszedłem za zataczającą się dziewczyną do łazienki. Skubana, nieźle maskuje swój stan "pijana w trzy dupy". Pod prysznicem, nie było nic poza zwykłą rozmową i drobnymi pieszczotami... O ile można nazwać to "niczym".
Slash

wtorek, 15 stycznia 2013

Slash story. - wstęp do rozdziału czwartego.

Chyba najgorsze i najkrótsze, co do tej pory napisałam... pozwolę siebie nie zawiadamiać o tym poście bo nic nie wnosi, oprócz skoków w bok Matta. Pzt. to tylko wstęp do rozdziału itd..
Mam wrażenie, że zaniedbuje "Just ride, baby"... trzeba będzie to nadrobić...
+przepraszam za ewentualne błędy, ale pisałam z telefonu.

  W życiu bywa czasem tak, że kochamy kogoś bezgranicznie, poświęcamy swojej drugiej połówce mnóstwo czasu, dopóki nie dochodzi do zdrady. Czujemy sie oszukani, ciężko nam spojrzeć, na naszą "miłość", wtedy dochodzi do zerwania. Zastanawiacie sie pewnie po co to piszę, otóż mam zamiar opowiedzieć wam dzisiaj jak dowiedziałam się prawdy o Mattcie.
   Byłam z nim na skateparku, był tam też Hudson, chyba sie naćpał, bo wszędzie było go pełno. Za nim biegał jakiś blondyn, a jego roztrzepane włosy przypominały popcorn. Tego dnia poznałam Stevena Adlera, jak się okazało, Saul poznał go jakąś godzinę wcześniej, gdy biedny chłopak wyjebał się na deskorolce, biedactwo.
Adler był na prawdę fajny, uśmiechnięty, pozytywny chłopak, ale Seymour go nie polubił.
   Wracając do Saula, na jego temat zamieniłam z moim chłopakiem parę mało inteligentnych zdań.
  - Kurwa, Hudson biega jak na sterydach. - Burknął blondyn.
  - Troche jak ten superbohater... jak mu tam było...
  - Flash?
  - Tak! Ej, w sumie to niezły pseudonim. Jakby F zamienić na S...
  - Ukośnik?
  - Pewnie.  Slash... nieźle brzmi.
   Tak mniej więcej wyglądała ta rozmowa
   Parę dni po tej rozmowie byłam z Emily w centrum handlowym, a wracając przez park, co zobaczyłam? Mojego chłopaka obściskującego się z jakąś rudą ścierą!
Następnego dnia, gdy chciałam się z nim spotkać, powiedział, że jest juz umówiony z kumplami, na szczęście i nieszczęście w jednym, Hudson postanowił zabrać mnie do kina. Niestety, żadnego filmu nie oglądaliśmy, bo pod kinem Matt bezczelnie lizał sie z jakąś blondyną.
   Zastanawiacie się dlaczego to pisze, i czemu jest takie krótkie, przedstawiające suche wydarzenia. Najchętniej, to bym tego nie wspominała, ale jest to konieczne, byście zrozumieli moje decyzję w następnym rozdziale.
Alisson.

wtorek, 8 stycznia 2013

Slash story - Trzeci

Ahh... więc jednak mi się udało! To znaczy, bez korekty i w sumie nie wiem jak tam ze spójnością, ale mam nadzieje, że da się przeżyć. Według mnie, to najgorszy rozdział jaki udało mi się napisać w historii całego "Slash story", ale w sumie ocenę pozostawiam wam.

+ Mam prośbę. Jeśli czytasz to opowiadanie, a nie komentujesz, zostaw chociaż uśmiech, inną emotikonkę, cokolwiek. Z góry dziękuję.

++ JEŚLI MACIE DO MNIE JAKIEKOLWIEK PYTANIA, O MNIE, KONTAKT, BĄDŹ O OPOWIADANIE, ZAPRASZAM DO ZAKŁADKI "About a girl"

+++ Znów bawię się w dedykację.
Dla Rose,
 za tę telepatie co do wstępów, w moich rozdziałach
(mam nadzieję, że tym razem jest inaczej XD),
 i przede wszystkim, za to, że jesteś ze mną od samego początku,
za wiarę we mnie (nadal pamiętam jak napisałaś "masz potencjał" < 3)
i za twoją wspaniałą twórczość.

   Są takie chwile w życiu, które zapamiętamy do końca. Momenty, gdy mimowolnie się uśmiechamy. Są też osoby dzięki którym chce się żyć, a na sam ich widok serce i oddech przyspieszają. Szczęście jakie wtedy czujemy jest nie do opisania. Słonko świeci, ptaszki śpiewają i inne tego typu pierdoły. Tak ja czułam się przy Matt'cie. A przynajmniej dopóki nie zaczynaliśmy się całować, wtedy to już tak kolorowo nie było, a przynajmniej dla mnie.
   Byliśmy razem jakieś 1,5 roku, w tym czasie miałam całkiem sporo spotkań z Saul'em. Właściwie to pod koniec naszego związku. Kończyłam drugą klasę gimnazjum. Hudson trafił do mojej szkoły pod koniec kwietnia 1979 roku. Nie robiło to na nim wrażenia, bo była to jedna z licznych szkół do których miał szczęście, bądź nieszczęście uczęszczać.
   Był to jeden z takich dni gdy trzeba było założyć szkolny mundurek, chociaż nawet nie pamiętam z jakiej okazji. W każdym razie tego dnia Emili oddała mi mój aparat, wiecie, taki co od razu wysuwa zdjęcie z siebie. Cholera, nawet nazwy już nie pamiętam... No w każdym razie właśnie się nim bawiłam, gdy poczułam czyjeś ręce na moich biodrach... Przeszył mnie dreszcz, jakby moja skóra rozpoznała właściciela tych dłoni. Odwróciłam się szubko i moim oczom ukazała się burza brązowych loków.
  Przez moją przyjaźni z Emili byłam dość popularna, dlatego zaraz o okół nas zrobiła się mała grupka gapiów. Odgarnęłam mu włosy z twarzy i z szerokim uśmiechem rzuciłam mu się na szyję.
  - Hudson!! - Chłopak podniósł mnie i zakręcił wokół własnej osi.
  - Cześć piękna. - Posłał mi zniewalający uśmiech numer 3 i spojrzał na otaczających nas ludzi. - Nie przeszkadza Ci...
  - Przywykłam. - Machnęłam tylko na to ręką i wpakowałam aparat do torby.
  - Ale ja nie. Dasz się wyciągnąć na kawę.
  - I na spacer. Pewnie, ale o 17 będzie po mnie Matt.
  - No tak, coś "o was" słyszałem... - Uniosłam brwi słysząc jego niezbyt zadowolony tom, ale puściłam to mimo uszu. Objął mnie, po przyjacielsku, ramieniem, po czym śmiejąc się i przepychając opuściliśmy teren szkoły.

***

   Saul postawił mi tę kawę i zawędrowaliśmy do parku. Usiedliśmy na ławce, a raczej ja usiadłam, bo po paru razach, gdy go zepchnęłam rozsiadł się na ziemi. BA! Nawet bezczelnie wyjął mi aparat z torby i zrobił zdjęcie!
  - Co do... - Zapytałam gdy falsh mnie oślepił. -  Hudson! Pokaż mi to.  - Podał mi fotografię chichocząc pod nosem. - Za grosz talentu... - Mruknęłam oglądając jego dzieło.


  - Że co?! Bo niby potrafisz lepiej. - Prychnął pod nosem.
  - Oczywiście, że potrafię. Ale nie jestem aż tak okrutna by robić ci zdjęcia w tym mundurku. - Chłopak się skrzywił, na co zareagowałam głośnym śmiechem.
  - A tak zmieniając temat... Czy ty i Matt... No wiesz... Robiliście już to. - Skrzywiłam się mimowolnie na samo wspomnienie. - Co jest? Coś ci zrobił?
  - Nie! Oczywiście, że nie. - Posmutniałam trochę. Schowałam twarz w dłoniach, a gdy położył mi rękę na kolanu, wzdrygnęłam się i od razu ją zrzuciłam.
  - Hej Liv! Powiedz o co chodzi.
  - To nic takiego, nie przejmuj się. - Wymusiłam u siebie uśmiech, ale chyba nie dał się nabrać.
  - Alisson.
  - Saul, nic mi nie jest. - Spojrzałam na niego, ale pod wpływem jego wzroku, musiałam odwrócić głowę.
  - Alisson. - Odgarnął mi włosy z twarzy. - Powiedz mi. - Nie odpowiedziałam, ale irytacje powoli brała górę. Przecież to nie jego sprawa, pomyślałam. - Kurwa, zabije. - Wstał
  - To nie jego wina! - Podniosłam się szybko i chwyciłam go za rami.
  - TO POWIEDZ MI CZYJA DO CHOLERY!! - Krzyknął na mnie, a ja nie pozostawałam mu dłużna.
  - NIE JEGO! TO NIE ON ZABRAŁ MNIE NA IMPREZĘ, GDY MIAŁAM 12 LAT. NIE ON MNIE OLAŁ I SIĘ NAJEBAŁ! I TO NIE ON POZWOLIŁ BY JEGO KUMPEL SIĘ DO MNIE DOBIERAŁ! I to nie przez niego całowanie i wszelki dotyk nie sprawia przyjemności, a obrzydzenia.- Czym dłużej mówiła, tym ciszej, i tym więcej łez spływały mi po policzkach.
  - Zowiem zabrał Cię na imprezę? - Przytaknęłam, a on zamknął mnie w swoich objęciach. - Kto chciał Ci to zrobić?
  - Aron. - Wychlipałam cicho w jego marynarkę.
  - Tan sam co na sylwestra? - Przytaknęłam. - Zabije... No zajebie gnoja, słowo daje.
  - Przestań. - Otarłam łzy. - To było dawno, pewnie już nawet nie pamięta.
  - To mu przypomnę.
  - Nie Saul, proszę... Wolę, żebyś był przy mnie. - Przytaknął.
  - Chodź, odprowadzę Cię. - Jak powiedział, tak zrobił. Po niespełna 20 minutach spaceru i rozmowy doszliśmy pod mój dom, pod którym... stał już Matt. Oczywiście od razu posłałam mu zabójczy uśmiech nr 5 i przytuliłam go, przepraszając, że się spóźniłam, wyjaśniając czemu Hudson mnie odprowadził, na koniec jeszcze rzuciłam, żeby sobie pogadali i pobiegłam na górę się przebrać.
   Otworzyłam szeroko okno, tak by tego nie daj Boże nie usłyszeli i przebierając się w koszulkę z Rolling Stones i czarne spodenki z wysokim stanem, podsłuchiwałam. Na początku nie mówili nic godnego uwagi, taka tam gadka-szmatka, ale potem zrobiło się ciekawie.
  - Ej Hudson, wiem że Alisson jest świetną dziewczyną, ale muszę Ci przypomnieć, że jest moja, więc radze Ci się do niej nie przystawiać. - Matt miał trochę zirytowany głos, ale Saul raczej się tym nie przejął, bo zaśmiał się pod nosem.
  - Spoko stary, Liv - Uwielbiałam jak mnie tak nazywał! - jest tylko moją przyjaciółką.
  - Mam nadzieje. - W tym momencie wolałam, nie wysłuchiwać gróźb, jak to on mu tego słodkiego pyszczka nie obije, wiec wlazłam szybko na drzewo które stało przy moim oknie.
  - Przepraszam, że przerwą tę niewątpliwie ciekawą rozmowę, ale mógłby któryś mi pomóc? - Uśmiechnęłam się uroczo zeskakując na plecy Seymoura. - Dzięki skarbie. - Dałam mu buziaka w policzek i zaszłam z niego. Szybko pożegnaliśmy się z Loczkiem i poszliśmy w swoją stronę. A właściwie to ja poszłam, bo Mój Blondyn szedł parę kroków za mną i obserwował jak tańczę i śpiewam na środku ulicy "Good times, bad times". Zresztą nie tylko jego wzrok na sobie czułam.
Alisson.

PS: SLASH, JA DOBRZE WIEM, ŻE TO CZYTASZ, WIĘC PRZESTAŃ CIESZYĆ TWARZ! ;)

______________
To "PS" jest takim jakby uprzedzeniem, że mogą pojawić się też rozdziały pisane oczami Slash'a.

środa, 2 stycznia 2013

Slash story - Drugi

 Piszę ten rozdział sobie własnie teraz, gdyż skręciłam kostkę i mi się nudzi XD
a trzeba być mistrzem, żeby potknąć się o własne nogi... no nic XD
 Wiem wie, dość krótki, ale w sumie o to właśnie mi chodziło. Rozdziały będą krótkie i przedstawiają tylko spotkania Alisson z Slash'em. Nieraz nie zamienią ze sobą ani słowa, jak w tym...
 Co jeszcze... Mam napisany już kolejny rozdział "Just ride baby" ale na razie się wstrzymam, choć dużo się w nim raczej nie dzieje i muszę go dopracować... no to chyba tyle...

+ZAPRASZAM DO ZAKŁADKI "About a girl" I CZEKAM NA PYTANIA ;)

Z dedykacją dla rock_star,
bo jej opowiadanie powoduje u mnie dreszcze,
no i dlatego, że prosiła. ;*


   Życie. Czy ludzka egzystencja ma jakiś głębszy sens? Po co przechodzić to wszystko - dzieciństwo, dojrzewanie, dorosłość, kwiecie wieku i starość? Po co mamy odkrywać piękno naszego świata, skoro i tak kiedyś to wszystko stracimy? Wraz z naszą śmiercią znikną wspomnienia, uczucia, zostanie tylko smutek ludzi których zostawimy. Więc może warto żyć dla innych? Śmieszny paradoks, mówią, żeby żyć i rozwijać się dla siebie, spełniać marzenia, a co potem? Potem wystarczy sama obecność, by to inni byli szczęśliwi.
   Taką postawę miałam w wieku 13 lat i choć byłam bardzo młoda, był to rok moich największych błędów, a wszystko zaczęło się w sylwester 1978 roku. Opowiedzieć? Naprawdę chcecie poznać tę historię? Eh... skoro nalegacie... Ale z góry uprzedzam, że nie jest to długa opowieść i nie należy do najprzyjemniejszych wspomnień...
    Było to dokładnie rok od ostatniego spotkania, pamiętna noc w domu pani Hudson. Mój brat Zowiem zorganizował u nas w domu małe przyjęcie, które zmieniło się w totalną rozpierduchę godną porównania z późniejszymi wyczynami GN'R.
   Nie miałam mu tego za złe, chociaż moje koleżanki widząc co się dzieje zwiały z krzykiem do domu, wszystkie z wyjątkiem Emili, więc właściwie siedziałyśmy tam same, skazane na imprezowiczów.
   Carter była dość specyficznym osobnikiem o płomiennych włosach, w okół którego wszystko się kręciło. Najpopularniejsza dziewczyna w szkole, z jakiegoś powodu zainteresowała się moją skromną osobą, bo nie oszukujmy się, nigdy nie byłam duszą towarzystwa. Nie mniej, zaprzyjaźniłyśmy się, ale wróćmy do imprezy.
   Emili zagadała się z jakimś starszym "skejciorem" i kompletnie mnie olała, a ja sączyłam w samotności którąś z kolei szklankę Martini i powoli przestawałam kontaktować. Zerknęłam w stronę zielono-okiej i omal nie zwymiotowałam z obrzydzenia, widząc jak się chamsko liże z tym chłopakiem.
   Nie powiem, miałam do tego uraz. Jakiś miesiąc po ostatniej kłótni rodziców (czyt. noc u Hudosn'a) Zowiem zabrał swoją młodszą aspołeczną siostrę (czyt. ja) na jakąś imprezę. Schlał się jak świnia, ja zresztą wszyscy oprócz mnie, dlatego nie mógł przewidzieć, że jeden z jego pijanych i prawdopodobnie naćpanych "kolegów" zacznie się do mnie dobierać. Zrobił to jakiś Aron, obmacywał mnie, całował... brrr... ciągle mam po tym ciarki. Od tego momentu wszelkie zbliżenie wywoływało u mnie obrzydzenie.
   Koło mnie usiadł jakiś blondyn o niebieskich oczach, ubrany typowo dla towarzystwo mojego barta.
  - Matt Seymour. - Uśmiechnął się do mnie pokazując rządek równiutkich zębów.
  - No to gratulacje. - Wybełkotałam wstając i chwiejnym krokiem ruszyłam na parkiet.
   Tańczyłam i o długo, choć przypominało to raczej pogo niż taniec, ludzie się do mnie przyłączyli, ale gdy poczułam czyjeś ręce na mojej tali stanęłam i spojrzałam na tego osobnika, który w momencie mojego osłupienia zdążył mnie już obmacać. Moim oczom ukazała sie twarz TEGO Arona. Spanikowałam i zaczęłam się drzeć i wyrywać. Cały alkohol uleciał ze mnie z jednej chwili. Oczywiście nie miałam szans z 17-letnim chłopakiem, ale z opresji wybawił mnie... dum dum dum-duuuum... HUDSON! Napastnik oberwał w szczękę, a Saul zaraz mnie do siebie przygarnął, całą roztrzęsioną. Podobno wyglądałam jak ofiara gwałtu, choć nie na długo bo wyrwałam się z jego uścisku szepcząc ciche "dziękuję" i pobiegłam do toalety, w celu zwymiotowania po dotyku chłopaka. Ktoś odgarnął mi włosy do tyłu i pomógł wstać. Jako się okazało był to ten cały Matt. Zaniósł mnie do mojej łazienki, gdzie Emili pomogła mi doprowadzić się do porządku i siedział ze mną dopóki nie zasnęła.
   W ten sposób zaczął się mój pierwszy poważny związek, niestety, choć bliskość blondyna dawała mi poczucie bezpieczeństwa, nie dawały mi przyjemności. Do rozkoszy potrafiły doprowadzić mnie tylko 2 osoby w całym moim życiu, ale o tym, może innym razem...
Alisson.