poniedziałek, 26 listopada 2012

Slash story. - prolog.

Dobra, ja oczywiście wiem, że to bardzo głupie, by zaczynać nowe opowiadanie, tym bardziej, że teraz będę musiała zamęczać się z trzema, ale co zrobić? Nie moja wina, że mój mózg ma miliony pomysłów na minutę, a wena przychodzi gdy dopracowuje szczegóły!
W takim razie macie prolog, który napisałam w pół godziny i nawet korekty nie zrobiłam, ale to już przez moje lenistwo. no więc ten tego... miłego czytania. XD


   Mawiają, że naszym życiem rządzi los, przypadek i nie mamy wpływu na przyszłość, dlatego głupotą jest planować przyszłość, bo możemy nie dożyć jutra. Czy istnieje coś takiego jak przypadek? A może wszystko dzieje się w jakimś konkretnym celu? Nie wiem. Jedyne czego nauczyłam się od życia, to by zadowalać sie tymi chwilami, minutami gdy jesteśmy najszczęśliwsi na świecie.
    Nazywam się Alisson Liv Bowie. Tak, jestem córką TEGO Davida i Angie Bowie. Mam też starszego brata, ma na imię Zowiem, głupie imię, no nie? Kiedyś nawet dobrze się dogadywaliśmy, a teraz samo spojrzenie na niego wywołuje u mnie odruch wymiotny, ale do rzeczy.
   Pierwszy raz go poznałam jak miałam jakieś 10 lat. Jego matka, Alexandra Hudson była projektantką kostiumów scenicznych. Dlatego oczywiście nie mogło jej zabraknąć na tym jakże interesującym bankiecie, że tak to ujmę, który wydał mój ojciec. Z jakiego powodu wydał to przyjęcie? Przyznam szczerze, że nie pamiętam, nigdy jakoś specjalnie nie obchodziła mnie kariera ojca.
   Nie będę opisywać wnętrza naszego domu, bo zajęło by mi to bardzo dużo czasu, którego nie mam. Ale pomijając ten nieistotny fakt. W domu było pełno ludzi, chodzili rozmawiali, popijali wino i szampana, a ja siedziałam w kącie na kanapie, niszcząc te piękną białą sukienkę i czarnym paskiem w talii, i obserwowałam zebranych. Rozmawiali, śmiali się, inaczej mówiąc, stado nadętych inwestorów w ciasnych garniturkach. Mózgu przeciętnej 10-latki, nie powinien tworzyć tak inteligentnych określeń, ale ja chyba normalna nie byłam, bo jak któryś z tych biznesmenów do mnie zagadał to powiedziałam tak jadowicie, jak tylko stań na to 10-latkę. "Idź ode mnie ty gruby pacanie, albo powiem mamie, że się do mnie przyczepiłeś!". Haha, taak, ten szok w jego oczach, bezcenne.
   Ale wracając. Siedziałam sobie na tej kanapie, gdy zauważyłam mojego ojca i... WUJCIO STEVE!! Tak, uwielbiałam Stevena Taylera. Kumplował się z moją mamą, stąd tak się z nim zżyłam. Ale oprócz nich stała tam jeszcze jakaś kobieta, z burzą ciemnych loków na głowie. Miała na sobie piękną wieczorową suknie w kolorze ciemnego błękitu, co pięknie podkreślało jej ciemną karnacje. Zza tą piękną kobietą stał jakiś chłopczyk, z równie dużym buszem na głowie, kurczowo trzymał się nóg swojej mamy i z uwielbieniem patrzył na... MOJEGO STEVENA!! Nie mogłam na to pozwolić, więc zerwałam się z miejsca i pobiegłam w ich stronę krzycząc.
 - Wujcio Steve!!! -Padłam w ramiona mojego idola, jak i przyjaciela, a on przytulił mnie do siebie.
 - Alisson, jak ty urosłaś!! - Uśmiechnął się do mnie szeroko. - Wujek ma dla ciebie prezent... - Miałam oczy wielkie jak arbuzy, gdy szepnął mi na ucho, że to gitara, ale dostane ją dopiero za pare dni, na moje 10 urodziny. Wyobrażacie sobie radość takiego dziecka, bezcenne!
   Gdy Tayler odstawił mnie na ziemię, a te brązowe wielkie oczyska wpatrywały się we mnie z niedowierzaniem. Pani Alexandra kucnęła obok i przedstawiła się.
 - Cześć, jestem Ola. Od nie dawna pracuje z twoim tatą. - Uścisnęłam jej dłoń.
 - Alisson Liv Bowie, miło mi panią poznać. - Tak, byłam wtedy bardzo śmiałym dzieckiem, ale zmieniło się to dość szybko, ale o tym potem. - Kto to? - Zapytałam wskazując na malutkiego mulata.
 - To mój synek Saul. Jest trochę wstydliwy. - Patrzyłam na chłopca z wielkim zainteresowaniem. Dla mnie wstydliwe osoby były co najmniej jak kosmici, albo nowe gatunki ludzi. Zupełnie ich nie rozumiałam. Chwyciłam chłopczyka za rękę i pobiegłam na górę ciągnąc go za sobą. Zaprowadziłam go do mojego pokoju i włączyłam płytę Led Zeppelin. Może i byłam mała i miałam sławnego ojca, ale samodzielność przede wszystkim.
 - Lubisz muzykę? - Teraz to on spojrzał na mnie jak na idiotkę.
 - A kto nie lubi? - Na mojej buzi zagościł uśmiech, już go lubiłam. Zamieniliśmy tylko jeszcze jakieś 2 słowa, a potem jego mama przyszła i powiedziała, że wychodzą. Byłam smutna, właśnie znalazłam nowego kolegę i już mi go zabierają! Nie ma tak! Chłopczyk uśmiechnął się do mnie i pomachał na do widzenia.
  Tak właśnie wyglądało moje pierwsze spotkanie z tym chłopcem.