piątek, 14 grudnia 2012

03 - Just ride, baby.

   Podróżowali jeszcze parę godzin, ale trzeba w końcu się zatrzymać, żeby coś zjeść, nie? Zatrzymali się w jakiejś knajpie przy stacji benzynowej, w sumie nie wydarzyło się tam nic ciekawego... No może tylko to, że w radiu puścili kawałek jakiegoś nowego zespołu. Lizzy całkiem spodobał się kawałek, który według gościa z radia nazywał się "Paradise City", czy jakoś tak. Nazwy zespołu pewnie nawet by nie zapamiętała, gdyby nie komentarz Kate; "Jak? Guns N' Roses? Co za debil to wymyślił?! Pistolety i róże... Trzeba być jebniętym, by wymyślić coś równie głupiego!" Katherine, oczywiście piosenka się podobała, ale miała brzydki zwyczaj, by wszystko na wstępie krytykować.
   Nie minęło dużo czasu, a już była noc. Byli zmęczeni, bardzo łatwo było o wypadek, toteż zatrzymali się na jakimś poboczu. Okazało się że chcą spać pod gołym niebem. Jedyny komentarz Lisy, to "Wariaci... No samobójcy!" Chciała się już położyć, ale oni oczywiście, musieli wyjąć, wódkę, Danielsa i od jakieś tam piwa.
   Siedziała sobie więc z Kate i Matt'em, który swoją drogą był wielki jak King Kong, i gadała o różnych głupotach. W końcu weszli na temat muzyki, ale pech chciał, ze Kate odpadła, bo piła bez oporów, podczas gdy Elizabeth wypiła symbolicznie 2 piwa. Już miała zamiar położyć się spać, gdy ktoś do niej zadzwonił.
  - Halo?
  - Lizzy!! - Po drugiej stronie usłyszała uradowany głos jej blondaska. - Co u ciebie piękna? - Zachichotała mimowolnie.
  - Duff, jesteś pijany. - Wstała z miejsca i z ogromnym uśmiechem na twarzy odeszła kawałek od grupy. Jakoś nie miała ochoty, by ktoś ją usłyszał. Wyszła na niewielką górkę z pisku. - W porządku, spotkałam moją kuzynkę i teraz rozbiliśmy sobie obozowisko na pustyni. Nie mam nawet pojęcia gdzie jestem. A jak tam w L.A? Chyba wesoło, co?
  - Ja?! A gdzie... tam! - Pijacka czkawka. - Nawet nie... jak! - Zawołał radośnie Michael.
  - Co? Duff, coś przerywa! - Ale ten trajkotał dalej.
  - Mam zespół i jed... se! Nazywamy się Gu... N' ...es! - Przeklęta pustynia!, pomyślała Lizzy.
  - Cholera, Duff, nic nie słyszę!!
  - Jedz... Nowego Jorku! Na.. hotelu przyśle ci sms'em! Do... baczenia!
  - Co ty pierdolisz?! Mam jechać do Nowego Jorku?! Jaki hotel, kurwa, co jest! - Rozłączyło się. - Cholera! Będę musiała zadzwonić do niego rano...
  - Z kim rozmawiałaś? - Za nią nagle wyrósł jakiś mężczyzna. Nie rozpoznała go po głosie, więc szybko się odwróciła. Przed nią stał schlany Collin.
  - Z przyjacielem... Czemu pytasz? - Chłopak przybliżył się do niej. - O jaaa, ale od ciebie wali. Odsuń się proszę. - Zrobiła krok do tyłu, ale chwycił ją za ramiona. Krzyknęła z bólu i upuściła telefon. - No nie! Teraz go już nie znajdę! Collin, puszczaj mnie, TO BOLI!! - Chłopak spojrzał jej w oczy. Miał w nich furię i... żądze. Ciało dziewczyny przeszył dreszcz. Przestraszyła się, oblał ją zimny pot, a serce biło jak szalone. Przestraszyła się gdy chłopak nachylił się ku niej i zaczął muskać ustami jej szyję. Próbowała się wyrwać, ale powodowało to tylko większy ból. Zerwał z niej bluzkę, a ona zaczęła się drzeć. 
  - Zamknij się, dziwko! - Ryknął na nią i puścił dziewczynę, która opadła na ziemie pocierając obolałe ramiona. Popchnął ją i opadła na plecy. Darła się cały czas i próbowała wyrwać się z jego objęć, ale uderzył ją w brzuch. Zachłysnęła się powietrzem, a do oczu napłynęły łzy.
  - Co ja ci zrobiłam wariacie? - Wyszeptała trzymając się za brzuch. - Przecież jak się Kate dowie, będziesz martwy. - Uderzył ją z pięści w szczękę, przez co musiała wypluć krew, która nazbierała jej się w ustach.
  - Nikt się nie dowie... - Zaśmiał się wyjmując nóż zza pleców. Zbliżała się do bezbronnej dziewczyny, która otępiała ze strach nie miała sił nawet, by spróbować się odsunąć. Z oczu popłynęły jej łzy. Bała się, nie tego, że zaraz umrze, ale że już nigdy nie zobaczy Duffa, ani swojego ojca, ani nawet Kate.
   Zamknęła oczy i próbowała normalnie oddychać, gdy jej uszu doszedł dźwięk metalu uderzającego o coś twardego. Próbowała zobaczyć co się stało, ale łzy całkowicie przysłoniły jej świat. Widziała tylko, jak jakiś wielki kształt opada na ziemię, prawdopodobnie Collin. Podszedł do niej ktoś inny. Zdjął bluzę i narzucił na nią, po czym pomógł jej wstać. Zaprowadził ją w stronę drogi. Przystanął w pewnym momencie i podniósł coś z ziemi. Dalej nie pamięta już nic, bo chyba zemdlała.

________________________________

Rozdział krótki, wiem, ale stwierdziłam, że nic się nie stanie, jeśli potrzymam was trochę w niepewności. Następny rozdział mam już prawie skończony, więc myślę, że w niedziele powinnam dodać. Co do "Slash story" To kolejny rozdział też mam już prawie skończony, ale z dodaniem na razie się wstrzymam. Do miłego ;)