środa, 24 października 2012

Rozdział 1 - How I met your father

                                                                                                                                     11.10.2012 r.
   - Mamoooo!! - Zdesperowany krzyk Lucy rozniósł się po całym mieszkaniu. Po chwili drzwi do jej pokoju otworzyły się i stanęła w nich kobieta około 40 lat. - Pomożesz mi z dysocjacją soli?
   - Dziecko, ty się jeszcze uczysz? Jest sobota wieczór, odłóż to już!-Mama dziewczynki podeszła do jej łóżka i przysiadła na brzegu . - Wyjaśnię Ci to jutro, dobrze? - Uśmiechnęła się widząc jak jej córka skinęła głową i pogłaskała ją po włosach. - Mam propozycję. Idź wziąć prysznic, a ja w tym czasie zrobię gorącą czekoladę i obejrzymy jakiś film.
   - Eh... No dobra. - Lucy pobiegła do łazienki a Clary skierowała się w stronę kuchni i wyjęła garnek do którego nalała mleka. Kakao nasypała do dwóch wielkich kubków. Wlewając gorące już mleko do owych kubków, omal nie umarła ze strachu, gdy poczuła czyjąś rękę na ramieniu. Podskoczyła, cudem nie wylewając zawartości garnka.
   - Matko boska, nie strasz mnie tak! - Krzyknęła widząc za sobą swoją córkę. Ciężko oddychał i musiała wesprzeć się o blat, jedną ręką trzymała się za pierś.
   - Wybacz. - Speszona dziewczyna odsunęła się szybko i opadła na kanapę. - Musimy coś oglądać? Nie mam na to zbytniej ochoty. - Spokojna już Clarissa usiadła obok niej i podała jej kubek, następnie wolną ręką odgarnęła jej mokry kosmyk z twarzy dziewczyny.
   - A co chciałabyś robić?-Nastolatka upiła łyk czekolady myśląc co mogły by robić.
   - A może opowiesz mi jedną z tych twoich historii?
   - Masz na myśli te, gdy byłam młoda?- Ściągnęła delikatnie brwi. - No nie wiem. Robiłam kiedyś dużo głupich i nieodpowiedzialnych rzeczy. Szczególnie w L.A.
   - Mieszkałaś w Los Angeles?! - Lucy otworzyła szeroko oczy i omal nie opluła się gorącą czekoladą.
   - Nigdy Ci o tym nie wspominałam? Były to chyba najlepsze lata mojego życia. Najciekawiej było chyba w roku 1987. Mieszkałam W L.A. już parę lat. Skończyłam studia literacko dziennikarskie i pisałam różne artykuły do "The Rolling Stone". To dopiero były czasy. Śmietanka na kawie, dla znawców muzyki rockowej, dobre dni dla samych muzyków, i czasy świetności tego magicznego miasta. Na rynku brakowało wtedy zespołu który mógłby podbić świat i oczarować ludzi swoją muzyką. Najtrudniej było się wtedy wybić ponad inne zespoły, ale gdy któryś już to osiągnął, nie miał praktycznie żadnej konkurencji.
    Mieszkałam z Michell już od ponad miesiąca. Dziewczyna była całkiem fajną osobą, choć jej życie było dość chaotyczne i zdecydowanie, godne pożałowania. Ciągle gdzieś wychodziła. Rano wpadała by się przebrać i zjeść śniadanie a potem biegła do pracy. Po południu znów się pokazywała. Przebierała się i wychodziła. Często imprezowała i spała chyba z połową facetów w Los Angeles.
    Pewnego dnia, a mianowicie w sobotę, zjawiła się w domu około 21. Ja akurat pisałam jakąś recenzję do gazety, ale zrobiłam sobie przerwę. Włączałam najnowszą płytę Guns N' Roses "Appetite for Destruction". Bo właśnie o niej miałam pisać. Miałam drobne problemy ze sprzętem, więc nie zauważyłam, że nie przyszła sama. Ja osobiście do tej pory, raczej rzadko wychodziłam wieczorami.
   - Cześć Clary!-Słodki głosik Michell zawołał do mnie z pokoju obok, a ja tylko pomachałam w tamtą stronę nie patrząc na nią. - Axl, usiądź na kanapie, zaraz przyjdę.
    No i usiadł. Nie zaszczyciłam go nawet spojrzeniem. Stwierdziłam po prostu, że to kolejny ćpun z którym zadawała się moja współlokatorka, och jak bliska prawdy wtedy byłam! Olałam przedstawianie się i zbyteczną grzeczność, bo po co? On też się nie odezwał. Przynajmniej dopóki nie włączyłam "Paradise City". Wtedy się zaśmiał.
   -Serio Ci się to podoba?-Głos wydawał mi się dziwnie znajomy, więc zerknęłam w jego stronę, ale to co zobaczyłam, kompletnie nic mi nie mówiło oprócz tego, że jest rockmenem, do tego bardzo przystojnym.
   - Nie ważne co o tym myślę. Jestem dziennikarką. Mam pisać krytycznie, więc chce przynajmniej wiedzieć, co mam zmieszać z błotem.- Chciałam pozbyć się tego aroganckiego uśmieszku z jego usta, ale nie najlepiej mi to wyszła, bo odpowiedział mi spokojnie.
   - Skoro nie piszesz tego co myślisz, to po co piszesz? To tak, jakbyś oszukiwała samą siebie. Poza tym 9-wiątka jest lepsza. - Uniosłam brew, przełączyłam na numer który mi podał i usiadłam na fotelu naprzeciwko niego i słuchałam. Potem on zaczął śpiewać. - She's got a smile that it seems to me, Reminds me of childhood memories. - Dalej już nie słuchałam tylko parsknęłam śmiechem. Chłopak przestał podśpiewywać - Co Cię tak śmieszy? - Zapytał wyraźnie zaciekawiony tą nagłą poprawą humoru.
   - Słyszałam, że jesteś wybuchowy. Powiedziałam właśnie, że mam źle o tobie napisać, a ty zareagowałeś tak spokojnie. Na dodatek próbujesz przekonać mnie do zmiany decyzji, śpiewając to tylko dla mnie. Uważam, że to śmieszne.
    Chłopak uśmiechnął się dyskretnie unosząc kąciki ust.
  - Wierzysz w to co piszą?
  - Wielu wierzy.
  - Ale piszą to, w co sami nie wierzą, tylko to co karzą pisać im inni. Wysłuchaj całej płyty i napisz to co naprawdę myślisz.
    Wtedy właśnie do pokoju wpadła Michell, ubrana z prześwitującą koronkową bluzeczkę na ramiączkach i krótka mini, do tego koturny. Widziałam, jak muzykowi zaświeciły oczy na jej widok.
  - Idziemy? - Zawołała i pobiegła do drzwi wyjściowych.
  - Nie zgnieć jej.
  - Wedle życzenia. - Mrugnął do mnie i uśmiechnął się szeroko, a ja zagryzłam wargę i odwróciłam się za nim.
  -Moim zdaniem, przyda wam się trochę ballad!
  - Pomyślę nad tym! - Odwrócił się na chwilę i szedł tyłem wpatrując się we mnie. Było coś dziwnego w tym spojrzeniu... Jakby pożądanie. - Czuje, że jeszcze się zobaczymy, więc do zobaczenia Clary. - Wyszeptał te ostatnie zdanie tak, by Michell nie usłyszała, a mi chciało się śmiać.
###
"Guns N' Roses"-hit, czy dno?

     W zeszłym tygodniu na rynku muzycznym pojawił się pierwszy album Guns N' Roses "Appetite for Destruction" Płyta jest dość kontrowersyjna, wiele w niej przekleństw, słownej przemocy i treści nieodpowiedniej dla młodych fanów. Pewien muzyk powiedział mi kiedyś "Skoro nie piszesz tego co myślisz, to po co piszesz? To tak jakbyś okłamywała samą siebie." Dlatego  skłamałabym pisząc, że Gunsi nie oczarowali mnie już na paczątku płyty. Grają to co myślą, samą prawdę i za to należy im pogratulować, że nie boją się wyrażać własnego zdania. Płyta opowiada historię piątki muzyków zagubionych w wielkim mieście, oazie dla rockmenów i skupiska najlepszych zespołów, L.A. zostało prawidłowo określone "dżunglą". Płyta niewątpliwie jest czymś nowym, co może wnieść wiele dobrego do muzki naszych czasów. Z zadowoleniem muszę stwierdzić, że niezaprzeczalnie, jest to HIT.

pisała
Clarissa Williams.

Wycinek  z "The Rolling Stone"

    Kiedy Izzy kończył czytać, nikt nie śmiał się odezwać. Była to pierwsza, poniekąd pochlebna recenzja o ich gupie. Oczywiście, Alx zaczął się śmiać.
  - Muszę przyznać, że to bardzo prawdziwe. Mądra dziewczyna, nie boi się pisać co myśli.-Saul olał rudego i mówił całkiem poważnie, nawet z nutą uznania w głosie.
  - A jaka ładna! Szkoda, szkoda, że jej nie poznałeś. Może rozczuliłaby Cię draniu. - Axl nadal śmiał się pod nosem mówiąc to. - Jest współlokatorką Michell. Spotkałem ją jakiś tydzień temu. Nawet mnie zacytowała! Pewien muzyk, HA!
   Izzy przewrócił oczami i wyjął nowego papierosa z paczki.
  - Może zaprośmy ją na jakąś małą imprezę? Przydałoby się jej jakoś odwdzięczyć. - Zasugerował Duff pijąc Danielsa z gwinta.
  - Super, tylko żeby żaden jej nie wyruchał, bo wyjdzie, że nie dziękujemy, tylko wykorzystujemy. - Steven był dość za poważny jak na siebie, ale i tak wszyscy mu skinęli.
  - Dobra, to ja wpadnę do Michell i je wezmę. - Powiedział Axl wstając i zapalając fajkę. Salu także wstał, z tym, że on już miał papierosa u ustach.
  - Idę z tobą. W końcu ktoś musi zachować resztki dobrego wychowania.
###
    Miałam pełno zamieszania przez ten ostatni artykuł. Przypisali mi nowy dział,a mianowicie, miałam przeprowadzać wywiady z artystami. Byłam wkurzona gdy wróciłam do domu i na domiar złego, drzwi od mojego mieszkania były otwarte na ścież. Nie pomyślałam nawet, że ktoś mógł się włamać. Włamywacze są na tyle kulturalni, że zamknęli by drzwi. Nieee, ja dobrze wiedziałam kto to zrobił.
  - Michell, mówiłam, że masz zamykać ze sobą drzwi!
  - Wybacz!-Odpowiedział mi piskliwy głosik. Parsknęłam rozwścieczona na co odpowiedział inny głos.
  - Ona to robi dla mnie! Żebym mógł wejść w każdej chwili!!-Ten głos rozpoznałabym wszędzie.
  - Nie wkurzaj mnie Rose! - Krzyknęłam rozwścieczona, ale odpowiedziały mi chichoty. Weszłam do salonu zdejmując apaszkę. - Co jest? - Mój wzrok padł na innego mężczyznę. Siedział rozwalony na fotelu i obserwował mnie spod burzy ciemnych loków. Po chwili wyciągnął do mnie rękę.
  - Slash. Saul Hudson. - Uniosłam brwi, bo nic mi to nie mówiło, le uścisnęłam mu dłoń.
  - Clary. Clarissa Williams. - Odpwiedział mi uśmiechem, ale nie zwracałam już na niego uwagi. - Jestem zmęczona. Długo zamierzacie siedzieć?
  - Hej, po co te nerwy? Poczekamy aż się przebierzecie.
  - Po co do cholery... - Oczywiście nie dał mi dokończyć.
  - Wyluzuj, chcemy Ci się odwdzięczyć za artykuł.
  - Oh... - To mnie zdziwił. - To nie będzie konieczne...
  - No weź, będzie fajnie! Jeden drink i odstawie Cię do domu. - Slash parsknął pogardliwie i rzucił jakiś komentarz pod adresem rudego. Ja za to przewróciłam oczami i poszłam do swojego pokoju mówiąc, że idę się przebrać.
   Przeczesałam włosy, które natychmiast zmieniły się w cudne duże loki, nałożyłam dość mocny makijaż i wcisnęłam się w obcisłą czarną sukienkę. Do tego koturny i byłam gotowa. Akurat gdy ktoś zapukał do drzwi.
  - Proszę. - Spodziewałam się zobaczyć Michell, a właściwie to nawet widok Stevena Tylera by mnie tak nie zdziwił, jak widok Saula. Zagwizdał przez zęby na mój widok i oparł się o framugę.
  - Jeśli myślisz, że ten dureń pozwoli Ci skończyć a jednym, to muszę cię rozczarować. - Uśmiechnęłam sie mimowolnie. Teraz chłopak wydał mi się całkiem sympatyczny.
  - Ech... Prawdę mówiąc, to chyba właśnie na to liczę. Mam ostatnio dużo na głowie, muszę odpocząć, zabawić się.
  - Nie rzucaj słów na wiatr, jeszcze ktoś usłyszy. - Tym razem uśmiechałam się już tak szeroko, że nie mogłam tego ukryć. On też się uśmiechną. Wyglądał na młodszego niż faktycznie jest, gdy się uśmiecha. W salonie przypominał raczej starego zgrzybiałego dziadka zmęczonego życiem.
  - Jesteś gitarzystą solowym, tak? - Przytaknął, a ja pochwaliłam swoją pamięć. - Cóż, w takim razie odwalasz kawal dobrej roboty. Twoje solówki są magiczne.-Przyglądał mi się spod burzy loków.
  -A ty jesteś sexowną reporterką, która odważyła się napisać to ci myśli. Pomożesz nam tworzyć historię.
  -W zasadzie gdyby ni Axl to zmieszałabym was z błotem nawet nie słuchając płyty.
  - Nie ważne co by było gdyby. Ważne co jest tak na prawdę.
  - Słuszna uwaga. - Podeszłam o drzwi, a on objął mnie w pasie i poprowadził przez korytarz. Polubiłam go, gdyby było inaczej, nie pozwoliłabym, żeby dotykał mnie jak stary przyjaciel. W korytarzu Axl i Michell całowali się tak namiętnie, że bałam się, iż on zaraz wciągnie jej twarz.
  - Nie w mim domu!! - Jęknęłam, na co Hudson parsknął śmiechem. Axl tylko zagwizdał i uśmiechnął się jak typowy dupek.
  - Aż mam ochotę to z ciebie zdjąć.
  -Tylko spróbuj, a przez tydzień możesz zapomnieć o używaniu tego tam. - Wskazałam niedbale na jego krocze.

###

   W drodze do  ich mieszkania raczej nie rozmawialiśmy. A przynajmniej ja i Saul nic nie mówiliśmy, bo Axl trajkotał jak najęty z moją współlokatorką.
   Ciągle wyłapywałam jakieś spojrzenie,  jakiś facet patrzył na mnie z pożądaniem, a na Saula z zazdrością. Dziewczyny raczej robiły odwrotnie. Muzyk wydawał się tym nie przejmować, jedną ręką mnie obejmował, a drugą miał wetkniętą w kieszeń spodni i szedł niedbale.
  - Cześć ludzie! O Michell, co u Ciebie? Rose, nie traktuj jej jak popychadła, daj dziewczynie odetchnąć. Ej, Saul! Dostaliśmy działkę! - Steven gadał jak karabin maszynowy. - O, ty pewnie jesteś Clary, nie? Steven, miło mi. - Energicznie potrząsną moją dłonią
  - Nasz wiecznie wesoły perkusista. - Podpowiedział mi kudłaty, za co byłam mu ogromnie wdzięczna.
  -Cześć, mi też bardzo miło. - Odwzajemniłam ten uścisk i uśmiechnęłam się najładniej jak potrafiłam.
   Potem przywitał się ze mną równie wesoły Duff i Izzy, który chyba jako jedyny zachowywał się dojrzale. Nie dziecinnie jak dwóch blondynów, chociaż zauważyłam, że basista miał farbowane włosy, nie jak zmęczony życiem staruszek, czy zwyczajny dupek. Grzecznie się przywitał i podziękował za artykuł. Rozmawialiśmy przez chwile o muzyce i robił mi drinka.
  - Hej, mogę ją porwać na momencik? - Izzy uniósł ręce do góry, a ja zdążyłam chwycić drinka, jeszcze zanim Slash pociągnął mnie na balkon. Miałam na sobie tylko lekką sukienkę, więc natychmiast zrobiło mi się zimno. Chłopak zarzucił mi na ramiona swoją kurtkę.
  - Dzięki. - Uśmiechnęłam się z wdzięcznością.
  - Nie ma sprawy. - Podał mi rulonik, który wzięłam po chwili wahania. Paliłam już kiedyś, ale to się źle skończyło. Chłopak podpalił mojego jointa, a ja zaciągnęłam się potężnie i zaczęłam kaszleć. - Napij się. - Wskazał na drinka, zrobiłam co kazał. Usiadłam na ziemi i oparłam się o ścianę, on usiadł obok. Znów włożyłam skręta do ust i powtórzyłam czynność, tym razem nie kaszląc.
  - Ładny widok, nie?
  - Piękny. Morze kolorowych świateł. L.A jest romantyczne wieczorem, jeśli patrzy się z góry.
  - Taa... Ja nie umiem być romantyczny.
  - Teraz jesteś, chociaż nie musisz. - Palnęłam.
  - Dlaczego nie? - Narkotyk zaczął na mnie działać, bo humor mi się poprawił, a świat zawirował. Poczułam się zrelaksowana.
  - Nie wiem... Masz w sobie coś, co można nazwać "magnez na kobiety". Prawie każda n ulicy się za tobą obraca.- Zaśmiał się cicho.
  - Lubie cię na haju. - Spojrzałam na niego ze zmarszczonymi brwiami. Używka przyćmiła moje zmysły i czułam się nieco ograniczona umysłowo.
  - Ech... Dzięki... Chyba...
  - Nie masz za co dziękować. To nawet nie był prawdziwy komplement.
  - Jaki by był prawdziwy?- Zamyślił się na chwilę i przysnął bliżej znajdując się niebezpiecznie blisko mnie.
  - Wyglądasz pięknie. - Czułam, że się rumienie, gdy zaczął bawić się jednym z moich kosmyków. - I nie jesteś taka jak inne, które praktycznie same wskakują do łóżka, one są... odpychające. A ty wyglądałabyś sexownie nawet w dresach i za luźnej bluzce.
     Dobra, teraz to byłam czerwona jak burak, kolor mojej twarzy mógł bez problemu konkurować z dojrzałym pomidorem.
  - Nie wiesz jak wyglądam w dresie. - Szepnęłam nieco zmieszana i przyćmiona narkotykami, podczas gdy on gładził mnie po policzku.
  - Ale chciałbym wiedzieć. - I to co się wtedy stało z pewnością można zaliczyć do wpadek po pijaku. Oczywiście zdawałam sobie sprawę, że mógł już coś wypić przed przyjściem do mnie, i prawdopodobnie był teraz całkowicie schlany. Tylko dlaczego nie czułam od niego alkoholu?
     Jego wargi musnęły moje. Usta miał miękkie, ciepłe i nieco wilgotne. On mnie całował, a ja nie robiłam zupełnie nic. I właśnie wtedy przeszkodził nam Rose.
  - Ej Slash pojebie, widziałeś... oh... Sorki... - Ale czar chwili prysł. Odskoczyłam od niego jak oparzona i chwiejnym krokiem dostałam się do balustrady. Wzięłam głęboki oddech i  zgasiłam jointa, którego swoją drogą została jeszcze połowa, włożyłam skręta do swojej torebki.
  - Nie... Nic się nie stało... Ja... Ja już muszę iść. - Wpadłam do ich mieszkania słysząc tylko pytanie rudowłosego "Co ją ugryzło?". W odpowiedzi usłyszałam niezadowolone i jakby rozczarowane mruknięcie.
  - Mich, idę do domu. - Oświadczyłam przechodząc obok niej.
  - Odprowadzę cię. - Za mną zmaterializował się Izzy. Aż podskoczyłam ze strachy gdy szepnął mi to do ucha, a moje biło jak oszalałe, co zauważyłam już na balkonie. 
  - Dobra, byle szybko. - Mruknęłam i wyszłam z pomieszczenia nie rozglądając się.

###

   Izzy był raczej małomówny, ale za to chyba najsympatyczniejszy z całej tej piątki... Chociaż Stevena też brałabym pod uwagę. Rozmawialiśmy o muzyce, nowych zespołach i ciekawych miejscach, i wtedy przypomniałam sobie Londyn. Chłopak poprosił, żebym opowiedziała mu o sobie, więc to zrobiłam.
  - Urodziłam sie w Londynie i mieszkałam tam do 10 roku życia. Potem rodzice się rozwiedli i mama zaciągnęła mnie do N.Y. Szkoda mi było opuszczać Londyn. Oczami dziesięciolatki jest to piękne moiejsce, choć teraz wydaje mi się trochę nudne.
  - A więc brytyjka.
  - Tak, na to wychodzi, chociaż nie mam takiego fajnego akcentu. W każdym razie Nowy Jork nie był spełnieniem moich marzeń. Był raczej nudny, pozbawiony kolorów, ale mamie się podobało, to najważniejsze... Umarła na raka kiedy miałam 16 lat. - Zacięłam się wtedy na chwilę, bo coś zabolało mnie w sercu, ale szybko się otrząsnęłam..- Pogrzebałam matkę, poszło na to większość kasy którą miałyśmy, ale musiało mi wystarczyć. Nie widziało mi się wracać do ojca, który wiecznie zajęty pracą nigdy nie maił dla mnie czasu, więc wybrałam się do L.A. Na bilet starczyło, więc wsiadłam w samolot i poleciałam. W L.A. dorwał mnie ojciec, nie osobiście, przez telefon. Stwierdził, że dopóki nie skończe studiów, będzie pomagał mi finansowo, bo tylko to może zrobić. Skończyłam szkołę, poszłam na studia literacko-dziennikarskie i mieszkam w Los Angeles z ćpunką Michell. - Chyba musiał przetrawić to co ode mnie usłyszał, bo milczał przez chwilę, a potem się uśmiechnął.
  - Poszło ci lepiej niż mnie.
  - Że co proszę? -Stanęłam jak wryta, nie mogłam uwierzyć, że słyszę coś takiego z jego ust.- Żartujesz, prawda?  Jesteś świetny w tym co robisz i kochasz to. Piszesz to co myślisz, i ludzie doceniają prawdziwość twoich tekstów. Zazdroszczę ci tego, że nikt nie mówi ci o czym ma być następna piosenka, jesteś wolny!
  - Gdybym mógł, wiele rzeczy zrobiłbym inaczej.
  - To co zrobiłeś, powiedziałeś, co przeżyłeś, to wszytko składa się na to kim jesteś. - Uśmiechnął się smutno i spojrzał mi w oczy.
  - Chciałbym nie żałować.-Szepną, i zaraz potem ponownie schował się w swojej skorupie. - Dobrano.- Odwrócił się na pięcie i odszedł nie mówiąc już nic. Ja za to patrzyłam jak znika za rogiem. Gdy już go nie widziałam, weszłam do swojego mieszkania i zasnęłam lecąc na kanapę.

###

     Mina Lucy była rozbrajająca. Clary od razu zaczęła się śmiać.
  - Co? nie sądziłaś, że mogłam mieć ciekawe życie?
  - Ciekawe to se mogłaś mieć, nie sadziłam, że znałaś Gunsów!!
  - Mam parę zdjęć z nimi w albumie. 
  - CAŁOWAŁAŚ SIĘ ZE SLASHEM!!!!
  - To było tylko przelotne... No nie patrz tak na mnie!! Idź spać skarbie. - Nie bardzo wiedziała co ma powiedzieć, bo Lucy mina nie zdradzała żadnych uczuć.
  - Dokończysz mi jutro, dobrze?
  - Pewnie. - Kobieta odparła bez większego zastanowienia, a jej córka skinęła głową i zamyślona wyszła z pokoju.



Nie wiem jak się podoba, ja osobiście raczej nie jestem z tego zadowolona, no ale ok.