piątek, 22 marca 2013

Slash story- Dziesięć


   No to jest. Udało mi się napisać, choć mogłabym zrobić to lepiej. Napisałam to parę dni temu i nie poprawiałam jakoś szczególnie, więc przepraszam za błędy bo znajdą się na pewno.

Muszę was przeprosić za nie komentowanie. Nie mam czasu, za dużo nauki i zajęć poza lekcyjnych. Po za tym coś mi się w komórce zacina i komentarze nie chcą się dodać, co doprowadza mnie do szału. Żeby nie było, wszystko o czym mnie informujecie czytam na bieżąco. Skomentuje wszystkim w wolne dni, może już w czwartek mi się uda, może w piątek... Do końca przyszłego tygodnia będziecie mieli piękne komentarze, obiecuje ;)

 Dodałam reakcję, więc jeśli nie chce wam się komentować, to możecie kliknąć.
Dla Linshi,
za te rozmowy na gg, za to,
że uczyłaś mnie chemii, że jesteś od początku i
 zawsze mogę liczyć na szczerą opinię.
Dziękuję *;
______________
   Dobrych parę godzin zastanawiałam się, czy tam pójść. Przebierałam się parokrotnie, a gdy w końcu stwierdziłam, że nigdzie nie idę, ciekawość zżerała mnie od środka. Siedziałam na kanapie wglądając... Nie będę kłamać-jak gówno. W dresie, za dużym swetrze, który uszyła dla mnie babcia w Seattle gdy u niej mieszkałam, w związanych włosach i puchatych skarpetkach. Patrzyłam przez okno zastanawiając się, czy on już tam jest i na mnie czeka. A może zapomniał i wcale się nie pojawi, a ja pójdę tam na próżno. Chociaż z drugiej strony miał szeroki uśmiech i taką jakby hmm... Nadzieje w oczach gdy zapisywałam mu spotkanie w kalendarzu... Czy to o czyś świadczy? Nie ukrywam, że miałam nadzieje...
   - Jeśli będziesz tak tu siedzieć, to się nie dowiesz. Idź, co ci szkodzi. Najwyżej pójdziesz do Zowiem'a, dawno się nie widzieliście.- Obróciłam się i zobaczyłam moją matkę opartą o ścianę. Zawsze wiedziała co mnie nęka... Czasem dlatego, że podsłuchiwała jak myślę na głos, ale zawsze po tym mądrze mi radziła.
   Obdarzyłam ją chłodnym spojrzeniem i odwróciłam głowę z powrotem w stronę okna.
  - Kochanie...- Usiadła obok mnie z miną winowajcy. - Wiem, że byłam beznadziejną matką i nie będę się tłumaczyć, bo tak na prawdę nie mam żadnego wytłumaczenia. Wiesz jak było, twój brat zachorował i się nim zajmowałam gdy byłaś w szpitalu, ojciec wyjechał na trasę, na którą musiałam do niego dołączyć. Nie musisz mi wybaczać, bo ja sama sobie nigdy nie wybaczę, ale chce żebyś wiedziała jedno.- Nie lubiłam gdy tak do mnie mówiła, zawsze wtedy mówiła coś wzruszającego i za razem dołującego, przez co płakałam i wybaczałam jej wszystkie błędy. - Chciałam tylko byś wiedziała, że chce cofnąć czas. Być przy tobie każdego dnia, opiekować się tobą, aż rzygałabyś moją obecnością. - Uśmiechnęłam się pod nosem.- Kocham Cię. Zawsze kochałam i zawsze kochać będę, chociaż nigdy należycie tego nie okazywałam. Zawsze była z Ciebie dumna, pękałam z dumy. Jestem duma, że stałaś się tym, kim się stałaś, że miałaś dość siły i odwagi, by walczyć.- Mówiąc to wstała i podeszła do biblioteczki i wróciła z małym albumem na zdjęcia. Były tam głównie moje fotografię. Moja mama wyjęła jedno z nich.

  - Twój pierwszy występ baletowy przed rodzicami. Miałam łzy w oczach widząc jak szczęśliwa jesteś.- Wyjęła kolejne zdjęcie a ja nie mogłam powstrzymać uśmiechu. - Pierwsze przedstawienie w jakim brałaś udział.

  - Płakałam ze szczęścia.
  - Ja też...- Szepnęłam lekko zachrypniętym głosem i przytuliłam się do mojej rodzicielki. Bądź co bądź to moja matka, kochałam ją i nadal kocham. - A to? Czy to Matt?


-Tak. A tu na próbie Aerosmith.
  - Pamiętam ten dzień... - Zaśmiałam się na wspomnienie owej próby. Spojrzałam na zegarek.
  - Ile masz czasu?
  - Godzinę. - Spojrzałam na nią. -Chcesz... Może mi pomożesz?- Spojrzałam na nią niepewnie, ale ona tylko przytaknęła z szerokim uśmiechem i pobiegła na górę ciągnąc mnie za sobą. Po paru minutach byłam już gotowa.

***

   Siedziałam w tej chińskiej knajpce i czekałam aż podadzą mi moje shushi. Mama podwiozła mnie jakieś dziesięć minut wcześniej, wiec lada chwila powinien zjawić się Izzy. O ile w ogóle przyjdzie.
    Dla zabicia czasu wyjęłam z torby mój notes i zajęłam się dopracowywaniem tekstu piosenki(Do której prawa, tak swoją drogą, lata później odkupił ode mnie ojciec Miley Cyrus.)
, do której wcześniej nagrałam muzykę w studiu ojca w piwnicy. 
I Can almost see it
that dream I'm dreaming, but
There's a voice inside my head sayin.
You'll never reach it.
Every step I'm taking
Every move I make feels
Lost with no direction
my fait is shaking.
but I
got to keep trying
got to keep my held high

There's always going to be another mountin
I'm always going to want to make it move
Always going to be an uphill battle.
Sometimes I'm gonna to have to lose.
Ain't about how fast I get there.
Ain't about what's waiting on the other side
It's a climb

The struggies I'm facing.
The chance I'm taking
Sometimes might knock me down but no I'm not braeking
I may not know it
But these are the moments that
I'm gonna remember most, yeah
Just got to keep going.
And I
I got to be strong
Just keep pushing on, cause

There's always going to be another mountin
I'm always going to want to make it move
Always going to be an uphill battle.
Sometimes I'm gonna to have to lose.
Ain't about how fast I get there.
Ain't about what's waiting on the other side
It's a climb x2

Keep on moving
Keep climbing
keep the faith, baby

It's all about
It's all aout
the climb
Keep the faith
keep your faith
Woah a oh oh

   Dopisywałam ostatnie linijki tekstu, który zaczęłam w Seattle, gdy poczułam czyjś ciepły oddech na karku, przeszedł mnie dreszcz. Dotknęłam lewą dłonią tego miejsca i uniosłam głowę.
   - Przyszedłeś... - Stwierdziłam, po czy odwróciłam się w stronę szatyna. Uśmiechał się lekko, a ja poczułam dziwny ucisk w żołądku.
   - Jestem.- Potwierdził. - Czemu miałbym nie przyjść, skoro chciałaś? - Postanowiłam nie mówić mu, że to była szopka dla Hudsona, zamiast tego uśmiechnęłam się pod nosem i schowałam długopis do torby. Chciałam wziąć notes, ale nie było go na blacie. Znajdował sie w rękach chłopaka. - Nie stać mnie na shushi.- Powiedział nawet na mnie nie patrząc.
  - I? Myślisz, że sama zjem tyle surowej ryby?- Uniosłam do góry brew w kpiącym uśmieszkiem. - Byłabym wdzięczna gdybyś jednak mi to oddał.- Wyciągnęłam dłoń w jego stronę, ale on zamiast zrobić o co prosiłam złapał mnie za rękę i dalej przeglądał.
  - Mnóstwo tu piosenek Aerosmith... - Bardziej zapytał niż stwierdził.
  - Miałam okazję z nimi tworzyć. Oddaj.- Wyszarpnęłam rękę z jego uścisku i chciałam wyrwać swoją własność, ale był szybszy..
  - To ostatnie, co właśnie pisałaś...
  - Dopisywałam ostatnie linijki. Pracuje nad tym tekstem od trzech lat...
  - Jest świetny... - Przyznał z uznaniem.
  - O rehabilitacji...- Zrezygnowałam z odebrania mu zeszytu i potarłam dłonią o ramię spuszczając głowę.
  - Domyśliłem się, - W jednej chwili znalazł się niebezpiecznie blisko. Gdy uniosłam wzrok dostrzegłam jego bladą szyję i policzek stykający się z moim. Odsuwając sie niby nieznacznie musnął wargami o moją żuchwę i położył notes na moich kolanach. Odchrząknęłam chowając go do torebki.
- Co jeszcze robisz? - Uniosłam brwi. - No... Śpiewasz, piszesz teksty, zawsze pięknie wyglądasz.- Zaśmiałam się szyderczo zastanawiając się czy pół godziny temu też by tak powiedział.
  - No cóż... Owszem... Coś by się znalazło... Kiedyś tańczyłam balet, byłam przez parę lat na praktykach w teatrze. Lekcje śpiewu, gdy na gitarze i fortepianie. Czasem coś maluję, albo rysuję, ale to wszystko to raczej takie hobby, nie myślę poważnie o karierze muzycznej.
  - A kim chcesz być? Ile tak właściwie masz lat?
  - 19. Chcę być aktorką... - Przemilczał moje słowa, jakby musiał się nad nimi głębiej zastanowić. Milczeliśmy przez całą kolacje. Na początku zapach jego perfum i papierosów był nieco drażniący, ale z sekundy na sekundę coraz bardziej mi się podobał.
   Zaoferował się, by mnie odprowadzić, więc skorzystałam z propozycji. Od czasu do czasu nasze dłonie ocierały sie o siebie.
  - A ty? Marzysz o wielkiej sławie muzyka? Koncerty, kasa, stada mniej lub bardziej napalonych fanek, bogate życie towarzyskie...- Zapytałam gdy przechodziliśmy przez park.
  - To tylko hmmm... bonusy. - Uśmiechnął się tęsknie. W jego oczach widziałam, że na prawdę marzy o takim, bądź zbliżonym życiu. - Nawet nie chodzi o sławę... Chciałbym tylko by moja twórczość została doceniona...- Odpowiedziałam mu szerokim uśmiechem. Cisnęło mi się na usta, by powiedzieć, że też mam taką nadzieję, ale udało mi to się przemilczeć.
   Mój wzrok przykuła za to para nastolatków wyraźnie skrępowanych. Siedzieli na ławce i żadne z nich nie miało odwagi by coś powiedzieć. Szturchnęłam Stradlina w bok i wskazałam głową na dzieciaki. Jasnowłosy chłopak jakby się przełamał i spojrzał na swoją towarzyszkę. Niepewnie położył dłoń na jej dłoń, a ona spotkała się z jego spojrzeniem. Chłopak przełknął ślinę i powiedział coś cicho, co u szatynki wywołało szeroki uśmiech. Odszepnęła coś potakując głową, a on z szerokim uśmiechem przybliżył się do niej i niepewnie musnął jej usta, co po chwili przerodziło się w namiętny pocałunek.
   Nie wiem kiedy Jeff mnie objął, a ja położyłam głowę na jego ramieniu, wiem tylko że gdybym mogła, nie przerywała bym tego. Niestety, poczułam jak na ramie spada mi olbrzymia kropla wody. Spojrzałam w górę, ponad koronami drzew zobaczyłam zachmurzone niebo. Zaczęło padać. Jeffrey okrył mnie swoją skórzaną kurtką i obejmując w talii pociągnął dalej. Koło nas przebiegła para z ławeczki śmiejąc się jak małe dzieci. Ci dwoje wywołali u mnie tak szeroki uśmiech, że chwyciłam mojego towarzysza za rękę i zaczęłam biec po żwirowej drodze ciągnąc go za sobą, a on ze zdziwieniem pobiegł za mną. 
   Gdy dobiegliśmy do miejsca w którym drzewa nieco bardziej osłaniają przed deszczem, zaczęłam śpiewać moją piosenkę kręcąc się w koło. To co następnie zrobiłam było za pewne spowodowane moim wspaniałym humorem, które wywołało poczucie szczęścia i bezpieczeństwa. Objęłam bowiem, całego mokrego szatyna za szyję i zaczęłam tańczyć jak dziecko z podstawówki, czy gimnazjum. Chłopak na początku na twarzy miał wypisane niedowierzenie, ale zaraz potem szeroko się uśmiechnął i złapał mnie w talii przyciągając do siebie. Wtuliłam się w niego i śpiewałam mu do ucha. Poruszaliśmy się w rytmie którzy narzuciłam. Nie wiem ile trwało zanim całe upojenie wolnością minęło, gdy przestałam śpiewać i się ruszać tylko patrzyłam mu w oczy, nie wiem ile minęło zanim mnie puścił i zdjął moje dłonie ze swojej szyi. Mogę tylko powiedzieć, że czułam się wtedy tak szczęśliwa jak w wieku 16 lat, przed całym wypadkiem z pająkiem, szpitalem i wyjazdem. Czułam sie jak w te wakacyjne, beztroskie dni.
  - Przeziębisz się. Ja też i to będzie twoja wina. - Szepnął.
  - Chodź do mnie, osuszysz się. - Posłałam mu buziaczka w powietrzu. Chyba się zrozumiał, że trafi pod dach Davida Bowiego... A szkoda.
***
   Wpadliśmy do mojego domu cali mokrzy śmiejąc się w niebogłosy. Nie zauważyliśmy gdy w przedpokoju znalazł się mój ojciec z kieliszkiem wina.
  - Mama Cię zabije jeśli zmoczycie jej podłogę. - Izzy wyprostował się jak struna przestając mnie gilgotać (czemu to robił to dłuższa historia), na co ja zaniosłam się jeszcze większym śmiechem. Mój tata z resztą zareagował tak samo. - David Bowie. - Wyciągnął rękę w jego stronę, a Jeff niepewnie ją uściskał.
  - Izzy Stradlin, to zaszczyt pana poznać.
  - Słyszałem o tobie... - Mój ojciec uśmiechnął się nieznacznie. - Tyler mówi, że nieźle grasz na gitarze... Może kiedyś samo to sprawdzę...- Jeffrey miał przekomiczną minę. - Dobra, idźcie do pokoju Ali, przyniosę wam ręczniki.- Gdy przechodziła obok cmoknął mnie w policzek... Czyżby miał pogadankę z mamą o okazywaniu miłości?
  - Nie mówiłaś, że mieszkasz z rodzicami. - Syknął w moją stronę.
  - A myślałeś, że niepełnoletnia* dziewczyna po trzy letniej rehabilitacji będzie mieszkać sama? Nie bądź śmieszny. - Rzuciłam przez ramię, a on chyba przyznał mi rację, bo już się nie odezwał.
   Mój ojciec pożyczył mu jakieś swoje stare ubrania i Jeff wziął prysznic. Sama skorzystałam z tego cuda techniki zaraz po nim i gdy wychodziłam z łazienki (znów w dresach i bez makijażu) susząc ręcznikiem końcówki zastałam go grającego na mojej gitarze nieco wolniejszą wersję mojej piosenki.
  - Nieźle... Może pokazać Ci jak ma ta piosenka wyglądać? - Spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami i przytaknął. - To chodź... - Wstał i skierował sie za mną do drzwi.
  - Nie wiem po co sie malujesz.
  - Słucham? - Uniosłam brwi odwracając się w przejściu.
  - Bez tego wszystkiego wyglądasz jeszcze piękniej... - Szepnął pochylając się nade mną lekko. Staliśmy tak wpatrując się sobie w oczy, aż odchrząknęłam.
  - Dziękuję... A teraz już chodź.-Poprowadziłam go do piwnicy przerobionej na mini studio nagraniowe.- Zanim zapytasz. Tak, to profesjonalne studio. Siedziałam tu godzinami, żeby doprowadzić to do perfekcji, po kolei nagrywałam pianino, gitarę akustyczną, potem elektryczną, bas i perkusję. Zostało mi tylko nagranie wokalu. Siadaj tu. - Podsunęłam mu krzesło i włączyłam głośniki. - Gdy wejdę do środka i pokarze Ci, że jestem gotowa, naciśniesz ten guzik, żeby włączyć nagrywanie, a potem ten by włączyć podkład, jasne? - Przytaknął z niezadowoloną miną. Widocznie nie lubi jak traktuje sie go jak idiotę. Z uśmiechem zostawiłam go po drugiej stronie lustra weneckiego. Weszłam do pomieszczenia obitego lakierowanym drewnem, podeszłam do mikrofonu i założyłam słuchawki. Wyjęłam tekst i pokazałam Izziemu kciuk do góry, co miało oznaczać, że jestem gotowa. I faktycznie po sekundzie w słuchawkach rozbrzmiały pierwsze dźwięki mojego fortepianu. Zaczęłam śpiewać. Z początku delikatnie, z czułością a potem z całą mocą, najlepiej jak potrafiłam. Gdy piosenka się skończyła a ja wróciłam do chłopaka, on wciąż wpatrywał się miejsce w którym przed chwilą stałam. Nie zdążyłam zapytać co o tym myśli, bo wstał. "Jeden z najlepszych popowych kawałków jakie słyszałem.", szepnął i wyszedł zostawiając mnie samą. Nieco zawiedziona włączyłam pełne już nagranie i zaczęłam słuchać. Przy słowach "There's always going to be another mountin" zerwałam się z miejsca i pobiegłam do mojego pokoju. Nie było go tam. Skierowałam się do dużego pokoju, ale zanim zdążyłam coś powiedzieć, moja mama powiedziała, że właśnie wyszedł. Boso wybiegłam z domu narażając się na ponowne przemoczenie. Był już przy furce.
  -Jeffrey! -Zawołałam, a on zatrzymał się i niepewnie obejrzał na moją mokrą postać. Podbiegłam do niego i bez słowa go przytuliłam. - Nie mogę uwierzyć, że chciałeś pójść bez pożegnania...- Szepnęłam mu do ucha gdy również mnie objął. - Bądź po mnie w czwartek o 6. Chcę zobaczyć waszą próbę.- Chciałam dać mu buziaka w policzek, ale przekręcił głowę by na mnie spojrzeć i trafiłam w usta. Delikatnie musnęłam jego wargi i odsunęłam się. Stał osłupiały gdy ja odwróciłam się na pięcie i powili wróciłam do domu obracając się dwa razy za sobą. Zamykając drzwi widziałam jak uśmiecha się niepewnie, co szybko odwzajemniłam. Gdy na dobre znalazłam się już w domu, zjechałam po ścianie na podłogę uśmiechając się jak debil. Tej nocy długo nie mogłam zasnąć.
Alisson

____________
*w stanach pełnoletniość osiąga się w wieku 21 lat.