piątek, 28 marca 2014

Just ride, baby.-16.

Tak... Cóż... Wychodzi na to, że wracam. Nie wiem czy na długo, czy na stałe, możliwe, że kolejny rozdział pojawi się dopiero za miesiąc... Jedna wielka niewiadoma. Pod ostatnim postem wypowiedziały się dwie osoby, bardzo wam dziękuję za komentarze. Prawdę powiedziawszy jeśli pod rozdziałem też pojawi się jakieś 2, 3 komentarze prawdopodobnie wrócę do pisania do szuflady, bo nie ma sensu tego udostępniać, jeśli nikogo to nie interesuje, bo nie publikuje tylko dla siebie, ale i dla was.
Jeśli chodzi o rozdział to pierwszą część potraktujcie jako moją prywatną rozgrzewkę. Próbowałam to zmienić, poruszyć ten temat w innym fragmencie, ale nie potrafiłam. To chyba tyle... Cóż, zapraszam.



  Otworzyła powoli powieki obawiając się rażących promieni słońca. Przeciągnęła się leniwie, jak kot naprężając kręgosłup i opadła na poduszki. Przetarła dłonią oczy, by jej wzrok nabrał ostrości. Znajdowała się w pokoju ze ścianami pomalowanymi na ecru, z licznymi obrazami, zdjęciami i sosnowymi meblami. Po podłodze walały się pędzle i farby, a w rogu stała sztaluga i płótna. Pierzyna pod którą leżała była miękka, pachniała lawendą. Elizabeth właśnie tak pojmowała swój raj na ziemi.
  Z łóżka wyciągnął ją zapach naleśników i tytoniu. Łagodna muzyka The Doors wprowadzały specyficzną atmosferę, a dziewczyna z uśmiechem wstała i wyszła z pokoju. Z każdym krokiem nasilały się odczuwane przez nią bodźce. Teraz czuła też zapach kawy i dźwięk ulicy, dzięki otwartym drzwiom balkonowym.
  Przy kuchence stała Vanessa, zaciągająca się dymem papierosowym. Miała zamknięte oczy a jej miękka skóra delikatnie błyszczała w świetle słońca.
 -Naleśniki Ci się przypalają.- Powiedziała blondynka ujawniając tym swoją obecność. Uśmiechnęła się niewinnie, gdy szatynka na nią spojrzała z wyrazem zaskoczenia na twarzy. Natychmiast zerwała się z miejsca i przełożyła naleśnika na talerz. Chwile później obie siedziały przy stole i jadły śniadanie rozmawiając.
 -Co Cię łączy z Duffem, nigdy o tobie nie wspominał.-Zapytała w końcu gospodyni upijając łyk kawy. To pytanie, na które od dłuższego czasu chciała poznać odpowiedzieć.
 -To mój przyjaciel z dzieciństwa. Tak jakby. A ty jesteś jego żoną, tak?
 -Byłam.-Mruknęła kobieta nagle smutniejąc. Nie wiedziała jakie relacje łączą blondynkę z jej mężem, mimo to nie widziała przeszkód by wyjaśnić jej okoliczności ich rozstania, skoro miały razem mieszkać.-Michael nie wracał na noc do domu, a jak już wracał to schlany. Często też wychodził gdy już spałam. Raz widziałam jak zarywał do jakiejś dziewczyny przy barze. Wielokrotnie obiecywał mi, że pojedziemy razem za miasto, że zjemy razem kolacje. Oczywiście, nigdy nie dotrzymał słowa. Czasami myślę, że nigdy mnie nie kochał.-Ton głosu kobiety przesączony był smutkiem. Elizabeth poczuła się niezręcznie. Nie miała pojęcia, że jej przyjaciel potrafi się w ten sposób zachowywać, co więcej przecież całowała się z nim po pogrzebie swojej matki, a on nawet słowem nie wspomniał, że jest żonaty!
 -Ja... Przepraszam... Całowałam się z nim gdy prawdo podobnie byliście już razem... Ale nic nie wiedziałam, przyrzekam!-Zaczęła się tłumaczyć, ale twarz jej rozmówczyni pozostała niewzruszona.
 -Nie przejmuj się, nie twoja wina.-Westchnęła wstając.-Zamierzam się z nim rozwieść, to co robi już mnie nie dotyczy.-Odniosła talerze do zlewozmywaka i spojrzała na nią.-O której zaczynasz tą pracę?
 -Za godzinę.-Blondynka również wstała.-Dzięki, że pozwoliłaś mi tu zostać. Jak tylko zarobię, dorzucę się do czynszu.
 -Jasne, nie ma sprawy.-Mruknęła Nessie patrząc na nią przez obiektyw aparatu.-Dobrze mieć w domu potencjalna modelkę.-Puściła jej perskie oko lekko unosząc kąciki ust.

***

  Krzątała się po kuchni nie bardzo wiedząc co powinna ze sobą zrobić. Zapiekanki były w piekarniku, ona zdążyła się przebrać i pomalować, wiec co teraz? Lada chwila do drzwi miała zapukać siostra jej ukochanego, a ona czuła dziwny niepokój. Lekki ścisk w żołądku jaki ma się przed pierwszą randką. Ręce jej się trzęsły, nie mogła swobodnie zebrać myśli, coś w środku niej krzyczało, ze powinna się przygotować psychicznie na to spotkanie. Pod świadomość podsuwała jej różne scenariusze, zastanawiała się jaka jest rudowłosa dziewczyna, ile w niej jest z Axla, czy powinna unikać jakiś tematów.
  Myśli przerwał jej dzwonek do drzwi. Wytarła wilgotne od wody dłonie w papierowy ręcznik i poszła otworzyć. Jej oczom ukazała się stosunkowo niska dziewczyna w prostych dżinsach, trampkach i białym sweterku narzuconym na niebieską bluzeczkę. Wyglądał zaskakująco... normalnie.
  -Wejdź.-Zaprosiła ją do środka z uśmiechem.-Axl wróci dopiero wieczorem.-Dziewczyna weszła do środka skinąwszy lekko głową. Kilka rudych kosmyków wymknęło się z niedbałego koka i opadły jej na twarz. Wyglądała tak niewinnie, wręcz dziecięco. Amy ściągnęła trampki i poszła za Clary do kuchni, po czym poproszona usiadła przy stole. Clarissa wyciągnęła z pieca zapiekanki, przełożyła je na talerz i postawiła na stole wraz z butelka coca-coli. -Częstuj się.-Za proponowała z uprzejmym uśmiechem i usiadła na przeciw niej.
 -Dziękuję.-Mruknęła biorąc do ręki szklankę i nalała sobie napoju.-Jesteś bardzo miła.-Brunetka spojrzała zaskoczona na swoja rozmówczynie. Tym co ją zaskoczyło nie była tylko jej bezpośredniość, ale głębia oczu. Można było się wręcz utopić w tej zieleni. Kto by przypuszczał, że tak nieśmiała, zamknięta w sobie dziewczyna, może mieć tak intensywne spojrzenie.
 -Masz piękne oczy, wiesz?-Powiedziała przerywając chwilę ciszy.-Twój chłopak musi patrzeć w nie godzinami.-Warga rudowłosej lekko drgnęła i dziewczyna natychmiast spuściła wzrok.
 -Czasem tak było.-Mruknęła w końcu.-Nie mam chłopaka.
 -Na Prawdę? Wydawało mi się, że Axl o kimś wspomniał.-Zaczęła lekkim tonem, gdy dziewczyna gwałtownie wstała.
 -Gdzie jest toaleta?-Zapytała zaciskając zęby. Clarissa zaskoczona wskazała jej drogę i czekając na jej powrót zastanawiała się co ją tak zdenerwowało w tym co powiedziała. Widocznie bardzo go kochała, że zareagowała tak gwałtownie.
 -Przepraszam.-To były jej pierwsze słowa po powrocie. Nie dało się nie zauważyć zmiany w jej wyglądzie. Wcześniej napięte mięśnie nieco się rozluźniły, a z jej twarzy zniknęła połowa wcześniejszego makijażu.-W zasadzie nie dziwie się, że Billy coś Ci wspomniał, w końcu Cię kocha i najwyraźniej też ufa.-Brunetka wyczuła, że pora na zwierzenia, więc dokładnie wysłuchała całej historii zaczynając od wyjazdu Axla i Izziego z Indiany skończywszy na chwili obecnej. Clary słuchała uważnie każdego słowa, w trakcie odkładając nietknięte zapiekanki i nalewając jej wina. Przeniosły się do salonu, a Amy wciąż opowiadała. Dziennikarka na zmianę uśmiechała się i walczyła ze łzami wzruszenia. Gdy skończyła mówić odetchnęła głęboko z widoczną ulgą, jakby kamień spadł jej z serca. Zapadła cisza, której żadna z nich nie chciała przerwać. Tak było, dopóki szatynka nie ułożyła sobie wszystkiego w głowie i nie westchnęła.
 -Zgaduje, że nie chcesz po raz kolejny słyszeć wyrazów współczucia i bardzo dobrze, bo nie zamierzam składać Ci kondolencji.-Powiedziała patrząc na rudowłosą z poważnym wyrazem twarzy.-Powiem tylko, że jeśli kiedyś będziesz chciała się wygadać, wysłucham. Nie obiecuję, że pomogę, ale czasem lepiej powiedzieć o czymś takim obcej osobie, która trzeźwo spojrzy na sytuację. Nic więcej ode mnie nie wyciągniesz, bo nie potrafię postawić się na twoim miejscu. Czasem cisza jest lepsza, niż jakiekolwiek słowa. A teraz... głodna? Odgrzeję zapiekanki.-Skupienie i powaga na twarzy dziewczyny zaburzył zachęcający uśmiech. Amy patrzyła na nią zaskoczona tą reakcją, ale pierwszy raz tego dnia udało jej się uśmiechnąć.

***

  Ciekawe... więc tak to wygląda, jak człowiek gubi się we własnym życiu, zapomina czego pragnął, a jego dotychczasowe osiągnięcia wydają się śmiesznie małe i nic nie znaczące. A gdyby tak to wszystko zostawić i spróbować czegoś nowego, świeżego?
  Westchnął głęboko odrzucając głowę pod przymrużonych powiek spoglądał na chmury nabierające ciepłych kolorów różu i pomarańczu. Uniósł prawy kącik ust w nieznacznym uśmiechu. Ogarnęła go chwila melancholii, dał się ponieść myślom błądzącym w okół pustki, którą czuł na każdym kroku. Czegoś mu brakowało, czegoś co wypełniło by tę lukę. Może kobiety? Nie, przecież ma ich na pęczki. Rodziny? Ma z nimi stały kontakt. Przyjaciół? Dlaczego, skoro są obok niego? Jego dłoń powędrowała do kieszeni, opuszkami palców dotknął plastikowej paczuszki, a czar chwili prysł. Narkotyki. Może po prostu bierze ich za mało? Bez sensu, zazwyczaj jest pod ich wpływem, dlaczego to miało by być za mało? Nie rozumiał tego. Upuścił głowę i oparł się łokciami o kolana zakrywając twarz w dłoniach. Co się ze mną dzieje? To jedno pytanie huczało mu w głowie domagając się odpowiedzi. Odpowiedzi, której nie znał.
 -Steven?-Znajomy głos wyrwał go z zamyślenia. Spojrzał w górę i zobaczył swojego przyjaciela.-Myślałem, że już pojechałeś.
 -Chciałem się trochę przejść i pozbierać myśli.-Mruknął puszczając go koło siebie. Brunet opadł obok niego stękając ciężko.
 -Czyli myślałeś, tak?-Izzy spojrzał na niego z w pełni poważną miną. Był chyba jedynym człowiekiem, którzy traktował go normalnie, jak każdego innego, a nie jak wiecznie naćpanego idiotę, którym w zasadzie czasami był.-Nad czym konkretnie?-Zapytał wyjmując z kieszeni paczkę Malboro Gold. Włożył sobie papierosa do ust i poczęstował nimi swojego kumpla.
 -A wiesz... Tak ogólnie...-Mruknął. Wiedział, że przyjaciel nie będzie drążył, ale miał potrzebę szczerej rozmowy.-Czegoś mi brakuje...-Westchnął wyciągając od niego fajkę i podpalając ją. Zaciągnął się mocno i wypuścił z ust gęsty, szary dym.
 -Czego?-Brunet patrzył gdzieś w przestrzeń.
 -Nie wiem.-Uczucie bezradności zaraz bardziej go denerwowało. Irytował się za każdym razem, gdy po godzinach rozmyślań nie wyciągał żadnych wniosków.
 -Może kobiety?-Steven spojrzał na kumpla zaskoczony. Myślał o tym, ale przecież...-Nie mam na myśli tych wszystkich twoich koleżanek.-Przy ostatnim słowie zrobił palcami cudzysłów.-Myślę raczej o kimś taki jak dla mnie Alisson, albo Clary dla Axla. Miłość, you know.-Rzucił na ziemię niedopałek i zdeptał go butem. Podniósł się ociężale widząc w oddali postać jego ukochanej machającej do niego.-Zresztą whatever, rób jak chcesz, to twoje życie, ale pomyśl nad tym.-Brunet uśmiechnął się lekko patrząc na niego przez ramię.-Na razie.-Rzucił w przestrzeń oddalając się. Kontury jego sylwetki z każdym krokiem były coraz mniej wyraźne przez zachodzące słońce.
 -Może...-Mruknął blondyn również się podnosząc. Odwrócił się i ruszył w przeciwnym kierunku.

UWAGA!
Jeśli ktoś w dalszym ciągu chce być informowany niech mnie o tym powiadomi, bo usunęłam z tej zakładki wszystkich z wyjątkiem jednej osoby, którą zdążyłam o to zapytać.