niedziela, 28 kwietnia 2013

Just ride baby.-08.


No więc dodaje teraz, bo przez majówkę raczej niczego nowego się nie spodziewajcie. Zajmę się pisaniem na przód paru rozdziałów, lub chociaż fragmentów, bo potem mogę nie mieć czasu.
Ja osobiście lubię ten rozdział, choć zdaje sobie sprawę, że jeśli chodzi o techniczne kwestię, to mogłam się bardziej postarać... No mi się przyjemnie to pisało, mam nadzieje, że wam będzie się przyjemnie czytać. ;)
Jeśli komuś nie skomentowałam rozdziału, to proszę, upominajcie się, bo ja czytam z komórki, a potem nie pamiętam, czy skomentowałam czy nie. No ale będę się starać to nadrabiać!
Komentujcie, krytykujcie, zostawiajcie opinie, to bardzo ważne. A no właśnie! Poświęciłam się dla was i założyłam Aska, więc jeśli ktoś ma jakieś pytania, a nie chce komentować czy coś, to zapraszam tu, odpowiadam na wszystko w miarę możliwości. http://ask.fm/Clarissa64
Miłego czytania ;)
__________________________

   Biegła przed siebie, bez konkretnego celu. Nawet nie zauważyła jak wpadła do swojego mieszkania. Skierowała się do łazienki, po swoje leki uspokajające, dzięki którym zachowywała spokój podczas operacji. Otworzyła drzwi, które z siłą rozpędu uderzyły w ścianę i z powrotem się zatrzasnęły, gdy Amy była już w pomieszczeniu. Chodziła dookoła wyrywając sobie włosy z głowy próbując zapanować nad własnymi emocjami. Chwyciła pudełeczko z lakami i odkręciła. Nasypała sobie na trzęsącą się dłoń dwie tabletki, podczas gdy cała reszta pigułek upadła na ziemię. Do szklanego kubka nalała wody i popiła leki. Odłożyła go na miejsce i oparła się o umywalkę oddychając ciężko. Spojrzała w lustro z obrzydzeniem patrząc na samą siebie.
  -FU*K!- Krzyknęła wściekle na całe gardło i pięściami uderzyła w lustro, które pękło na miliony drobnych kawałeczków mieniących się złowrogo niczym . Jęknęła czując nieprzyjemny ból dłoni, po których spływały teraz strużki krwi. Patrzyła na swoje ręce szeroko otwartymi oczami. Nogi się pod nią ugięły. Złapała się jedną ręką za umywalkę i padła na kolana w szkło. Schowała twarzy w dłoniach i upadła na bok. Z jej gardła wydobył się szloch, dreszcze wstrząsały całym jej ciałem. Miała gdzieś, że leży w odłamkach lustra, które wbijają się niebezpiecznie głęboko w jej cało, liczyło się tylko jedno. Daniel nie żyje.
   Płakała długo i głośno. Nie wiedziała co ma teraz ze sobą zrobić, bez niego jest nikim. Bez niego nic, całe jej życie, marzenia, ambicje... To wszystko straciło sens. Ona straciła sens. Jej mąż był jej marzeniami, chciała być jego żoną do śmierci, mieć z nim wspaniałe dzieci. Ale ta szansa została jej odebrana. Wraz z Danielem Smith, umarła też część Amy Bailey. Umarła i już nie powróci. Teraz została sama przeciwko całemu światu. Sama z poszarpaną psychiką. Straciła brata i nie wie jak go odnaleźć, straciła męża, straciła swoje serce, bo ono było roztrzaskane jak lustro które przed chwilą zbiła.
     Po opanowaniu się wstała i spojrzała na podłogę. Z cichym westchnieniem powoli ściągnęła z siebie ubrania czując ból nie do opisania spowodowany licznymi ranami od szkła i weszła pod prysznic. Delikatnie, aczkolwiek dokładnie umyła całe ciało pozbywając się odłamków. Po prysznicu, wytarła się i zostawiając wszystko na swoim miejscu nago wyszła z łazienki. Poszła do swojej sypialni, ubrała swój ulubiony, czerwony zestaw bielizny i czarne, zdecydowanie za krótkie spodenki, obcisłą bluzkę z dużym dekoltem a na to zarzuciła skórzaną kurtkę, która nie sięgała dalej niż pod biust. Na dłonie wsunęła czarne skórzane rękawiczki bez palców, które zasłoniły rany. Pomalowała długie paznokcie na wściekle czerwony kolor i nałożyła mocny makijaż. Nie zaprzątała sobie głowy suszeniem włosów. Założyła swoje czarne koturny za kostkę i schowawszy do kieszeni trochę kasy opuściła mieszkanie z celem "znieczulenia" swoich zmysłów alkoholem.
***

   Pierwsze co poczuła po otworzeniu oczu to okropny ból głowy. Jęknęła cicho podnosząc głowę. Ktoś złapał ją za rękę i pomógł się podciągnąć, po czym nałożył na czoło coś kojącego.
 -Spokojnie... Dostałaś udaru słonecznego. - Szepnął jej do ucha męki głos. Podniosła powieki, a jej oczom ukazał się długowłosy przystojny blondyn z przyjaznym uśmiechem.
 -Dzięki...- Szepnęła cicho. - Kim jesteś?
 -Sebastian Bach. Znalazłem Cię nieprzytomną na ulicy grubo po północy.- Usiłowała sobie przypomnieć dlaczego się tam znalazła, ale w głowie miała pustkę. Ostrożnie rozejrzała się wokół siebie.- Przywiozłem Cię tu. Spałaś dwa dni...- Spojrzała na niego zaskoczona. Bo niby po co miałby tu z nią siedzieć?- Gdzie właściwie jedziesz?
 -Do L.A. Jestem Elizabeth Price.- Spojrzała na niego uśmiechając się nieznacznie. Zrobił na niej dobre wrażenie.
***

   Siedzieli przy stole w Rainbow w tym samym składzie co wyszli z lotniska. Wszyscy śmiali się i popijali drinki. Alisson ulotniła się na chwilę do toalety i wracając odebrała od kelnerki zamówienie swoich przyjaciół i skierowała się do stolika. Axl akurat poinformował chłopaków o kupnie wspólnej willi, a Liv pechowo trafiła  na wypowiedz Slasha.
 -A po ch*j nam to?- Wszyscy spojrzeli na niego zaskoczeni.- Kurwa, nasza muzyka powstała kiedy mieszkaliśmy na ulicy i liczyło się tylko by przetrwać następny dzień. Jasne, zamieszkajmy razem jak jakaś wielka pie*rzona rodzinka!- Wykrzyknął wstając z miejsca.- Po cho**rę nam to?!
 -Żebyś miał gdzie spać i do kąt wracać gn*ju!- Ciemnowłosa wrzasnęła na niego zdenerwowana kładąc na blacie tacę z brzęczącymi butelkami.- Właśnie po to szukałam tej pieprzonej willi. Zmarnowałam dużo cennego czasu, by znaleźć taką, do której mógłbyś wrócić zalany z chociażby pięcioma dziw*ami. BYŚ K*RWA MIAŁ GDZIE SPAĆ! Ale jeśli tak bardzo odpowiada Ci spanie w jakiejś pieprzonej melinie, to droga wolna.- Hudson patrzył na nią spod burzy loków gniewnym wzrokiem. Złapał swoją dziewczynę za ręki i wyszedł z lokalu potrącając w przejściu jakąś rudowłosą dziewczynę. Był na tyle bezczelny by w obecności Sally obejrzeć się za nią.
   Panna Bowie opadła na miejsce obok Stradlina wyraźnie zdenerwowana i gdy ten położył jej dłoń na plecach, bez słowa przytuliła się do niego. Zaskoczony chłopak przyciągnął ją bliżej i szeptał uspokajająco do ucha. Mniej więcej wtedy jego uwagę przykuła pewna osoba przy barze. Była to ta sama dziewczyna, którą Slash potrącił parę minut wcześniej. Siedziała przy barze, a długie rude loki opadały jej na plecy. Rozmawiała o czymś z barmanem.
 -Axl.- Rose spojrzał na niego pytająco odrywając się od rozmowy ze swoją dziewczyną- Clary.- Kiedy ostatnio rozmawiałeś z Amy? Wiesz, w końcu twoja siostra ma już te 23 lata, nie?- Wokalista zamyślił się przez chwilę.
 -W zasadzie nie dzwoniłem do niej od wyjazdu...- Przyznał niechętnie. Nie był z tego zadowolony, w końcu zaniedbał relację z osoba, która swego czasu była mu najbliższa. Obiecał jej, że będzie dzwonić, a nie zrobił tego ani razu.- Może zadzwonię w tym tygodniu.- Szatyn skinął głową i znów zwrócił wzrok w jej stronę.

   Rudowłosa siedziała przy barze chowając twarz w dłoniach. Mulat który przed chwilą ją potrącił miał taką minę, że dziewczyna mimowolnie poczuła się jeszcze gorzej.
 -Co podać?- Przednią stanął młody chłopak w czarnym t-shircie z logo baru. Miał ciemne krótkie włosy i był starszy od niej nie więcej jak o rok, może dwa.
 -Czystą.- Wychrypiała. Chłopak skwitował to uśmiechem i nalał jaj wódki, a kiedy Amy odgarnęła włosy z twarzy i wzięła szklankę do ręki, przypatrywał jej się z zainteresowaniem.- Co?- Zapytała unosząc brwi, ale on tylko spuścił wzrok i pokiwał przecząco głową.
 -Wiesz, że ludzie często przychodzą do baru, by wygadać sie barmanowi? Widzisz tamtego kolesia?- Wskazał na czarnowłosego mężczyzną przy jednym z zatłoczonych stolików.- Jest zakochany w tej dziewczynie, którą przytula, ale boi się jej powiedzieć. Gadał o niej cały wieczór. Ona ma na imię Alisson, ale z tego co pamiętam mówią na nią Liv. Przyszła do mnie miesiąc temu i po pijaku przyznała się, że go kocha.- Amy z zainteresowaniem spojrzała na parkę. Co najśmieszniejsze, byli to Ci sami ludzie, których potrąciła na lotnisku. Jej wzrok przykuł rudowłosy chłopak. Nie minęła sekunda zanim go rozpoznała. Patrzyła na swojego brata, ale w tamtej chwili, ten człowiek był ostatnim z którym miała ochotę rozmawiać. Odwróciła wzrok i wbiła go w swoją pustą szklankę.- Znam sekrety połowy siedzących tu ludzi. Jeśli będziesz chciała się wygadać, wal śmiało.
 -Nawet Cię nie znam.- Odparła gdy dolał jej wódki.
 -Nick.- Uśmiechnął się wyciągając w jej stronę dłoń,
 -Amy. Chyba zmienię nazwisko na Rose.- Pomyślała głośno.
 -Lepiej nie. Przez te włosy jeszcze ktoś pomyśli, że jesteś siostrą Axl'a. Ten człowiek ma nieźle nasrane.- Parsknęła śmiechem. Tak na prawdę, nikt nie wiedział tego tak dobrze jako ona.- Poczekaj, muszę obsłużyć klientkę.- Obserwowała go uważnie. Ku jej ucieszę, tę kobietę potraktował chłodno, z widoczną obojętnością. Zastanawiała się, co takiego go w niej zainteresowało, że postanowił być taki miły, niemal pomocny.- Jestem.
 -Chcesz wiedzieć?- Przerwała mu.- Na prawdę zastanawia Cię, czemu siedzę sama i zapijam smutki?- Skinął głową, więc opowiedziała. Zaufała mu po 5 minutach rozmowy, ale chyba zrobiła to tylko dlatego, że potrzebowała wsparcia. Chciała się komuś zwierzyć, a kto jest do tego lepszy, niż barman, któremu zwierza się każdy? Powiedziała mu o Danielu, o tym jak dowiedziała się o śmierci ukochanego i co zrobiła z lustrem po przyjściu do domu i w ogóle dlaczego zamieszkała w L.A.
Nicolas był w szoku, że dziewczyna, która niewątpliwie była od niego młodsza, przeżyła taką tragedię.
 - Amy... Cho**ra, bark mi słów. Od dziś jestem twoim przyjacielem, przychodź do mnie z czym tylko chcesz.- Okrył trzęsącą się dłoń dziewczyny swoją dłonią, a dziewczyna skinęła głową i zauważyła, że jej brat kieruje się w ich stronę.
 -Muszę lecieć.
 -Przyjdź jutro o 20. Zabiorę Cię na jakąś imprezę, musisz odreagować.
 -Dobrze.- Odruchowo cmoknęła go w policzek i wręcz uciekła z lokalu. Axl obejrzał się za nią, ale zdążył coś powiedzieć Nick mu przerwał.
 -Niech zgadnę, chcecie Danielsa?- Rose skinął głową.- Kiedyś nam się zapasy przez was wyczerpią.-Zaśmiał się brunet sięgając po dwie butelki trunku.
 -Dzięki stary. Kim była ta ruda laska? Mam wrażenie, że ją znam.- Nick zmierzył go spojrzeniem.
 -Nazywa się Amy i chce zmienić nazwisko, jakkolwiek ono brzmi, na Roes, nie wiem czemu. Jest chirurgiem, w klinice na wschód od miasta, ale czasem operuje w szpitalu, nie wiem którym.- Axl wpatrywał się w niego osłupiały i z wrażenia aż usiadł. Opis idealnie pasował do jego słodkiej młodszej siostrzyczki, która zawsze chciała być chirurgiem.- Za dwa dni wyjeżdża do Indiany na pogrzeb.- Nick chciał odwrócić się po szklanki, ale rudy złapał go za ramię.
 -Czyi pogrzeb?- Głos mu się załamał.
 -Swojego męża. Byli małżeństwem 3 lata. Zdaje się, że był wojskowym i zginął na froncie.
***
  -Alisson.- Mruknął cicho do ucha dziewczynie, która zasypiała na jego ramieniu. Siedzieli w Rainbow pół nocy pijąc jak szaleni.
  -Hmm?- Ziewnęła przeciągając się nieznacznie, a potem podniosła głowę i spojrzała na niego.
  -Może odprowadzę Cię do domu, co?- Szatynka z uśmiechem skinęła głową i zaczęła rozglądać się za swoją kurtką. Izzy pierwszy ją zauważył, więc wziął nakrycie i okrył nim ramiona swojej towarzyszki.- Ludzie, my idziemy.- Opowiedziało jej pochrapywania i mlaśnięcie. Wstała podpierając się o stolik.- O matka, padam na twarz.
  -Tak, ja też. Potem jeszcze będę musiał tu wrócić po resztę.-Westchnął chłopak wyjmując paczkę papierosów. Podsunął jej ją pod nos, a ona z wdzięcznością wyciągnęła fajkę i włożyła ją do ust. Stradlin to samo zrobił ze swoją i zaciągnął się porządnie. Kontem oka obserwował Liv idącą obok. Lubił na nią patrzeć, właściwie zaraz po tworzeniu to była jego ulubiona czynność. Zawsze mu się podobała, ale podczas tej ostatniej trasy bardzo się z nią stęsknił i zdał sobie sprawę, że to niepozorna aktoreczka wkradła się gdzieś w głąb jego umysłu i za nic nie potrafił jej stamtąd wyrzucić. Zadrżał gdy chwyciła go za ramie zatrzymując pod swoją wejściem do jej bloku, przez co zadrżał. Zawsze dziwnie reagował na jej bliskość. Nie mógł wiedzieć, że podobne myśli chodziły jej po głowie.
 -Wiesz Jeff....- Szepnęła niepewnie. Długo czekała na jakiś gest z jego strony, ale najwyraźniej powinna wziąć sprawy w swoje ręce.
 -Tak?- Zapytał niepewnie chcąc dodać jej odwagi. Patrzyli sobie w oczy przez cały czas. Żadne z nich nawet nie zauważyło kiedy zbliżyli się do siebie. Ona chciała już powiedzieć, że to nic ważnego i uciec, ale nie zdążyła.- Kocham Cię.- Szepnął wpijając się w jej usta
   Serce podskoczyło jej do gardła, gdy przyciągnął ją do siebie. Poczuła ucisk w gardle i łzy cisnące się do oczu. Oderwał się od niej jak tylko poczuł, że ma mokre policzki.- P-przepraszam... Ja nie powinienem... Wybacz...- Odwrócił się chcąc uciec od tej krępującej sytuacji, ale zatrzymały go jej słowa.
 -Ja Ciebie też...- Wychrypiała. Nie odwrócił się, więc powtórzyła głośniej.- Też Cię kocham Jeff.
***
 -Trochę przesadziłeś.- Powiedziała Sally wchodząc do małego mieszkanka, które chwilowo wynajmowała. Slash wszedł za nią środka rzucając wściekłym wzrokiem po kontach.
 -Żadem pie*rzony Rose nie będzie mówić mi, gdzie mam mieszkać.- Rzucił się na kanapę.- Po za tym, wtedy to już nie będzie to samo. Inne zgranie, inna muzyka. Nasz płyta powstała na ulicy, rozumiesz? Na przykład Nightrain.- Wiedział, że uwielbia ten kawałek.- Wiesz jak go napisaliśmy? Najebaliśmy się nim i łaziliśmy po ulicy wykrzykując głupoty. Paradise City to miał być na początku żar o L.A. "Take me down to the paradise city, where girls are fat and they've got big tittis"- Zacytował.- Mówię Ci, jeśli zamieszkamy razem, nic takiego już nie powstanie.- Oparł się wygodnie o poduszki i włączył telewizor.
 -Źle na to patrzysz.- Kucnęła przed nim uśmiechając się słodko. Zawinęła sobie na palec jeden z jego loków i zaczęła się nim bawić.- Pomyśl w ten sposób, czy zmiana miejsca zamieszkania zmieni wasz stosunek do kobiet, muzyki, alkoholu, sexu, muzyki, no czegokolwiek? Nie. Nadal będziecie tymi samymi ludźmi, a imprezy może nie będą tak hardrockowe, by włamywać się do sklepów po alkohol, ale za to będzie was stać na to by więcej go kupić. Owszem, nie będzie to życie na krawędzi, ale wasze wyczyny, które zaprezentowaliście w Londynie, będą na większą skalę. Wkręcicie to więcej ludzi, staniecie się jeszcze sławniejsi niż wcześniej, fanki same zaczną wskakiwać Ci do łóżka. Znaleźliście inspirację w bajerowaniu dziewczyn, w alkoholu, narkotykach, czy w nieudanej "trasie koncertowej"- Zrobiła palcami cudzysłów w powietrzu.- Dlaczego teraz nie możecie znaleźć jej w kasie, sławie? Już i tak osiągnęliście sukces, wasz "american dream" spełnia się i z każdym dniem robi się to coraz bardziej realne. Izzy piszę dwa teksty na tydzień, ty i McKagan ciągle tworzycie nowe melodie, Axl kształci swój wokal, a Steven to wasz napęd, który dodaje wam otuchy. Razem tworzycie coś wspaniałego, jest między wami chemia, którą rzadko można spotkać, a wspólne mieszkanie, tylko to wszystko spotęguję.- Patrzył na brunetkę uśmiechając się nieznacznie.
 -Mówił Ci ktoś kiedyś, że jesteś seksowna, gdy tak z zapałem o czymś opowiadasz?
 -Może raz czy dwa.- Zagryzła zadziornie wargę.- Ale powiedz, nie mam racji?
 -Masz masz... Chodź tu księżniczko.- Przyciągnął ją do siebie namiętnie wpijając się w jej usta.
***
 -Chyba sobie żartujesz.- Elizabeth wręcz krzyknęła. Z jej samopoczuciem było znacznie lepiej. Przez dwa dni leżała w łóżku hotelowym pozwalając by Sebastian obsługiwał ją najlepiej jak potrafił.- Zalewasz. Nigdy nie uwierzę, że poznałeś Planta. Wybacz kochanie, ale to niemożliwe.
 -Czyżby jakiś niedowiarek nie wierzył w moje możliwości?- Zaśmiał się głośno wpychając sobie do ust biszkopta.- Pakuj się szybciej, może już wieczorem będziemy w L.A.
 -Chyba jak łamiąc po drodze wszystkie przepisy.- Mruknęła pokazując mu język.
 -Tylko połowę, jeśli się streścisz.- Zaśmiała się słysząc tę odpowiedz.
 -Ej, no daj mi ciastko!!- Chciała wyrwać mu obiekt swojego pożądania z ręki, ale był szybszy i podniósł wszystkie ponad głowę, by nie mogła ich dosięgnąć.
 -Dostaniesz jak się spakujesz.- Spojrzała na niego wściekle i wielce obrażona odwróciła się na pięcie wracając do torby.
 -To opowiedz jeszcze raz, jak poznałeś mojego przyszłego męża. A to, że on nie wie, że nim będzie, to tylko szczegół.
 -Doobra.- Zaśmiał się cicho siadając na fotelu.- Dawaliśmy koncert w jednym klubie i potem usiedliśmy sobie wszyscy kulturalnie przy stoliku, a tu nagle, kabum! Plant podchodzi i mówi "Niezły ten ostatni kawałek dzieciaki, jak się nazywacie?" No a ja na to "Skid Row", bez większej fascynacji. Wtedy Dave prawie zemdlał, a Scotty wyskoczył "Panie Plant, może się pan przyłączy?" Facet na to, że on nie jest żeden pani, tylko Robert, zawołał Page'a i resztę i się dosiedli. Fajni goście, tylko zastanawiam się co tu robili. Z tego co się orientuje powinni być wtedy w Londynie, no ale mniejsza o to.
 -A ten na to, a ten na to... Człowieku, powtarzasz sie, nie wiem czy wiesz.- Zaśmiała się  zapinając torbę.- Fajna historyjka, szkoda, że nie prawdziwa. Jedziemy?
 -Sugerujesz, że kłamię?- Podniósł się z miejsca.- Za kare nie ma biszkoptów!- Ruszył w stronę drzwi, a ona popędziła za nim.
 -Baaaaaz, no proszę... Nie bądź takiii...- Spojrzała na niego smutno, gdy się do niej odwrócił. Przez chwilę patrzył na nią w ten sposób, a potem wyraz jego twarzy zmiękł i wcisnął jej paczkę do ręki. Wziął jej rzeczy i ruszył do przodu.
 -Jędza...- Mruknął sam do siebie.
 -Słyszałam to!- Popędziła za nim śmiejąc się.
 -Miałaś słyszeć!- Ruszył biegiem przez korytarz uciekając przed nią. Gonili się po całym piętrze, a ich śmiechy słychać było aż w recepcji.