wtorek, 25 grudnia 2012

04- Just ride, baby.

 Znalazłam mobilizację, do napisania tego rozdziału do końca, i choć nie jest tak długi jak na początku, bo pominęłam dużo fragmentów rozmowy między bohaterami, ale za to są 2 zdjęcia.
  Bonus sylwestrowy mam napisany, tylko teraz muszę go przepisać na komputer. Mam nadzieje, ze zjadę trochę mobilizacji i czasu jeszcze przed 31. Miłego czytania i proszę o komentowanie. Chciałabym wiedzieć ile osób tak na prawdę to czyta. i zapraszam do zakładki "informowani" bo już się gubię kogo powiadamiać, a kogo nie.

_____________

   Obudziło ją słońce i dźwięki Led Zeppelin "Whole lotta love". Leniwie otworzyła powieki i zobaczyła zmieniający się za oknem krajobraz. Coś jest nie tak... Mózg podpowiadał, jej, ze powinna się odwrócić, albo wyskoczyć przez to okno. Podniosła się szybko, ale pasy skutecznie jej to uniemożliwiły i ponownie opadła na opuszczone siedzenie.
  - Aaał... - Jęknęła przeciągle.
  - Uważaj. - Zerknęła na chłopaka siedzącego za kierownica.
  - Dzięki za troskę. - Rzuciła sarkastycznie i podniosła się tym razem powoli. Ziewnęła i zerknęła znów przez okno. - Gdzie jesteśmy?
  - Na zadupiu. Jedziemy do Denver. - Zerknął na nią kontem oka. Spodziewał się, że zacznie panikować, drzeć się, albo wyskoczy z pędzącego samochodu, ale nic takiego nie miało miejsca. Zjechał na pobocze i wysiadł z auta by zapalić papierosa, podczas gdy Lizzy opornie przypominała sobie wczorajsze wydarzenia. Odpięła pasy i wysiadła.
  - Dziękuję. - Uśmiechnęła się widząc jego pytające spojrzenie. - Za to, że mnie tam nie zostawiłeś.
  - Nie ma za co. - Wyciągnął w jej stronę Malboro, a ona z wdzięcznym uśmiechem wyjęła jednego z pudełka. Podpaliła i zaciągnęła się porządnie. - Spodziewałem się, ze będziesz wariować, że cię uprowadziłem, czy coś.
   Spojrzała na niego zaskoczona. Rzeczywiście, to byłoby na miejscu, ale Elizabeth ostatnio nie przywiązywała wagi do takich rzeczy. W sumie do śmierci matki miała głęboko w dupie co się z nią stanie. Miała wszytko gdzieś.
  - Po co? - Zapytała patrząc w przestrzeń. Podeszła do radia w samochodzie i pod głosiniła znacznie dźwięk. - Nie wiem, czy miało by to jakikolwiek sens. - Chłopak spojrzał na wydmuchującą dym dziewczynę, wyglądało to mniej więcej tak:

  - Nikt nie umiera dziewiczo, życie pierdol nas wszystkich. - Mruknął pod nosem.
  - A żebyś wiedział. - Westchnęła i oparła się o maskę samochodu. - Jestem Elizabeth.
  - Wiem. Kurt.
  - Wiesz? - Uniosła brwi zaskoczona, a on wygrzebał coś z kieszeni. - Mój telefon. I wszystko jasne.
  - Kate dzwoniła 10 razy. W końcu odebrałem, chociaż masz fajny dzwonek. Powiedziałem co się stało i mam cię podwieźć do tego Denver.
  - Odebrałeś? - Wzięła od niego urządzenie i uśmiechnęła się. - Dobra, nie tłumacz się. - Zaciągnęła się ostatni i wyrzuciła niedopałek na ziemię.
  - Jedziemy?
  - Jasne, tylko zadzwonię do Katherine. Pewnie się martwi. - Westchnęła zakładając niesforne kosmyki za ucho i wybrała numer. Katy odebrała po 3 sygnałach.
  - Halo?
  - Hej mała. - Śmiech po drugiej stronie słuchawki.
  -  Powiedz temu całemu Kurtowi, że jak coś ci zrobi to mu buźkę przetrzepię.
  - Ej, szkoda takiej buźki! -Zachichotały. Cóż, przy swojej kuzynce jest zupełnie innym człowiekiem.
  - Jak chcesz, ej, muszę kończyć. Nie dojedziemy przed nocą.
  - Będzie musiał wytrzymać ze mną caaałą noc.
  - Biedaczek. Do zobaczenia. - Zaśmiała się i rozłączyła. Nie chciałam na razie rozmawiać o Collinie. Podniosła się i dołączyła do Kurta.
  -Wygląda na to, że będziesz musiał znosić mnie jeszcze caałą noc.
  - Zajebiście. -Oparł się na siedzeniu gdy zapinała pasy. - Głodna?
  - Jasne, ale wiesz, że nie mam przy sobie żadnej kasy.
  - Oddasz mi. - Wzruszył ramionami z uśmiechem. Dopiero teraz Lizzy zwróciła uwagę na jego wygląd. Średniej długości blond włosy, niebieskie oczy, przystojny ze wspaniałym uśmiechem.
  - Wrednie. - Zaśmiał się. - W porządku.

***

   Po obiedzie w jakiejś knajpie po drodze zatrzymali się w jakimś motelu. Kurt pomógł dziewczynie wyjść z auta i skierowali się do wejści. Blondyn polubił Elizabeth, po tylu godzinach szczerej rozmowy, stwierdził, ze jej nie da się nie lubić. Zwierzai się sobie, opowiedziała mu swoją historie, a w zamian on się jej odwdzięczył.
  - Teraz tzobaczymy, jak dobrą aktorką jesteś. - Zaśmiała się cicho i dała się poprowadzić do środka. Objął ją w tali, a ona zachichotała, jakby właśnie owiedział coś niebywale śmiesznego, lub prawił jej komplementy. - Dzień dobry, poprosimy pokój dla dwojga. - Lizzy uniosła lekko brwi, ale nie skomentowała tego, nie teraz.
  - Ależ oczywiście. - Starsza kobieta, pani Smith, uśmiechnęła sie cipło. - Na jedną noc. - Lisa przytkanęła. - Nazwisko?
  - Cobain. - Kurt uśmiechnął się do zaskoczonej dziewczyny. Słyszała o nim jeszcze w Saetlle. Grał w zespole, ponoć całkiem niezłym.
   Po chwili rozmowy z tą miłą panią i zapewnianiu jej, że oni nie są małżeństwem, oraz nasłuchaniu się, jak wspaniale razem wyglądają, udali się do swojego pokoju.
   Pomieszczenie było całkiem przytulne. Nie był to 5-cio gwiazdkowy hotel, ale było tam czysto, było duże łóżko i 2 fotele obite błękitnym materiałem, pod kolor wykładziny, pościeli i firanek. Ściany kiedyś pewnie beżowe, teraz przypominały raczej brudną cytrynę, co nadawało pokojowy smętnego wyglądu, gdyby nie meble z ciemnego drewna. Łazienka była w podobnej kolorystyce.
  - Idę wziąć prysznic. Mógłbyś pożyczyć mi jakąś koszulkę? Przecież nie będę spać nago. - Kurt skinął głową i rzucił w jej stronę biały materiał i wyszedł mówiąc, że idzie po resztę swoich rzeczy.
   Pod prysznicem siedziała góra 15 minut, by zmyć z siebie brud ostatnich dwóch dni i wspomnienia z nimi związane. Po pokoju wyszła w koszulce, jak się okazało Led Zeppelin, i z ręcznikiem, którym wyciskała wodę ze swoich blond końcówek. Gdy chłopak ją zobaczył, natychmiast odłożył gitarę na bok i chwycił z stolika nocnego smartfona dziewczyny.
  - Co robisz? - Zmarszczyła brwi, a gdy zrobił jej zdjęcie zaczęła się śmiać. - Pokaż to. - Podeszła szybkim krokiem i roześmiała się jeszcze głośniej na widok jego "dzieła".


   Westchnął przeciągle, gdy usiadła położyła się na kanapie zamykając oczy.
  - Co ty robisz? - Zapytał z nutą rozbawienia w głosie.
  - Próbuje spać. - Burknęła cicho.
  - Na kanapie? Oszalałaś? - Po chwili jego silne ramiona, zasłaniane przez sweter uniosły ją do góry i położyły na łóżku.
  - A ty gdzie będziesz spał. - Wskazał głową na mebel, na którym leżała przed chwilą. - Pojebało? To ty płacisz za ten pokój. - Wzruszenie ramion... - To będę spać w wannie.
  - Tu nie ma wanny.
  - Cholera. - Burknęła, a on się roześmiał. - Dobra, to oboje śpimy w łóżku. - Uniósł pytająco brwi. - Powiedziałam "śpimy", nic sobie nie wyobrażaj.
  - Nie ma sprawy, skoro chcesz. - Usiadł obok niej i znów chwycił gitarę.
  - Zagraj mi coś... - Poprosiła robiąc słodkie oczka, a blondyn po chwili wahania zaczął grać. Jego palce delikatnie muskały struny z nieskrywaną czułością. Oparła się o ścianę i wpatrywała w tę w jakiś sposób intymną scenę i nieskrywaną czułością. Dźwięki były przyjemne dla ucha, grane na gitarze akustycznej, ale na elektryku, brzmiało by to bardziej agresywnie. Po chwili zaczął cicho śpiewać, a Elizabeth opadła szczęka. Nie miał jakiegoś wybitnego głosu, ale śpiewał prawdziwie, było słychać że wierzy w słowa tej piosenki. Gdy skończył grać spojrzał na dziewczynę, która miała łzy w oczach. - To było... piękne... Nie znam tej piosenki, sam ja napisałeś? - Przytaknął.
  - Heart shaped box. - Uśmiechnął się nieznacznie wstając. Obserwowała jak wyjmuję z paczki fajek skręta. - Będziesz miała coś przeciwko?
  - Nie, o ile się ze mnę podzielisz. - Wymienili szerokie uśmiechy i resztę wieczoru spędzili paląc i rozmawiając na haju. Kurt i Lizzy znaleźli wspólny język i odnaleźli się jako przyjaciele.
   Następnego dnia rano Blondynka obudziła się pod kołdrą stulona w ramiona chłopaka.