czwartek, 18 czerwca 2015

Just ride, baby. - 23.

- Lizzy, chcesz lunch? - usłyszała z dołu wołanie Lindy, dziewczyny swojego ojca. Wystawiła głowę na korytarz, by kobieta mogła lepiej ją słyszeć.
- Nie, dziękuję. Zostałam zaproszona do McKaganów! - włożyła kolczyki, zmierzwiła włosy i schowała do kieszeni szortów trochę pieniędzy. Wyglądała przesadnie... grzecznie. Delikatny, rozświetlający makijaż, łososiowa bluzeczka na ramiączkach i kremowe trampki, a na nadgarstek założyła złotą bransoletkę. Ostatni raz spojrzała na swoje odbicie w lustrze i wyszła.
   Szła ulicą, którą niegdyś chadzała codziennie, mijała dobrze znane sobie miejsca, spotykała znajomych ludzi. Wszystko to wprawiło ją w radosny, melancholijny nastrój. W oddali zobaczyła napis na budynku "Drum&Bass" jej ulubiony sklep muzyczny. Właściciel, pulchny mężczyzna po czterdziestce, ze świetny gustem muzycznym, zawsze chętnie wdawał się z nią w pogawędki.
    Pchnęła drzwi i weszła do środka w akompaniamencie dzwoneczka zawieszonego nad drzwiami. Jak miała w zwyczaju skierowała się do działu z instrumentami. Nie miała talentu muzycznego w przeciwieństwie do swoich przyjaciół, ale jako artystyczna dusza czuła się zobowiązana by podziwiać kształty i krawędzie gitar, by zauważać różnice w wyglądzie w zależności od marki i przeznaczenia.
  - Kogóż to moje oczy widzą. Elizabeth Price postanowiła wrócić na stare śmieci! - właściciel zawołał swoim tenorem, który rozpoznała by wszędzie. - Nic się nie zmieniłaś! - przygarnął ją do swojego wielkiego brzuszyska i zmierzwił włosy. - Jest coś w czym mógłbym ci dziś pomóc? - Zapytał uśmiechając się szeroko. Zawsze uważała, że jego pyzate policzki są w jakiś sposób urocze.
  - Wpadłam się tylko przywitać. Nie mam pewności na jak długo zostaje. Michael musi w ciągu miesiąca wrócić do Los Angeles. - Pokiwał ze zrozumieniem głową.
  - Dobrze, dobrze. Chłopak odwala kawał dobrej roboty. Przyprowadź mi go tu niedługo. Może uda mi się wyprosić podpis na jednej z gitar. - Dziewczyna zaśmiała się krótko i zapewniła, że na pewno go przyprowadzi. - Dobrze młoda, nie będę dłużej cię zatrzymywać. - Wyciągnął w jej stronę dwie ulotki zapowiadające koncert jakiegoś zespołu dzisiejszego wieczoru. - Słyszałaś o nich? - Pokręciła przecząco głową. Tak na prawdę poza pracą swoich przyjaciół nie interesowała się rynkiem muzycznym tak jak kiedyś. - To dziwne, są już sławni na całe stany! Chcą wrócić do korzeni, żeby nie zapomnieć o początkach, czy coś tam. Wejście tylko za okazaniem ulotki, jedna na osobę. Rozdali je tylko w paru sklepach w mieście. - oznajmił z dumą wypinając pierś, a przynajmniej próbował to zrobić, ale fałdy tłuszczu skutecznie mu to uniemożliwiły. - W każdym razie, są świetni. Powinniście ich zobaczyć.

***

  - Wiesz Lizzy, brakowało nam ciebie przez te wszystkie lata. Ciężko było się odzwyczaić od twoich wizyt kochanie. - mama Michaela mówiła ciepłym tonem krzątając się po kuchni. - Szczególnie jak mój wyrodny syn bez słowa wyjechał. Bardzo mi wtedy pomogłaś. - Duff przewrócił oczyma wrzucając sobie do ust truskawkę, którymi zostali poczęstowani. Elizabeth uśmiechnęła się do niego porozumiewawczo.
 - Wiem ciociu. Mnie też bardzo Cię brakowało, ale ktoś musiał pomóc tej blondynie. Nawet sobie nie wyobrażasz w jakim bałaganie on tam żył. - rzuciła żartobliwie zakładając nogę na nogę. Spojrzał na nią oskarżycielsko.
 - Wiecie, że tu jestem, prawda? - jego mama posłała mu złe spojrzenie.

 - Lepiej pomóż swojej starej matce i pokrój ciasto. - chłopak przedrzeźniając kobietę wstał z miejsca i wyjął matce z ręki nóż. Dał jej całusa w czoło i lekko popchnął w stronę krzesła na którym przed chwilą siedział. - Macie jakieś plany na wieczór? - Duff spojrzał na Lizzy pytająco. Sam się nad tym zastanawiał. Na ustach dziewczyny błąkał się lekki uśmiech.
 - Tak, chciałabym pójść w pewne miejsce.

***

  Z zamyślenia wyrwało ją ciche westchnienie. Podniosła wzrok i spojrzała na wpatrzonego w nią   przyjaciela. Jego mina wyrażała śmiertelną nudę.
 - Nie chcę tu być. - wiedziała, że powie coś takiego i w zasadzie wcale mu się nie dziwiła. Sama do końca nie była pewna, dlaczego tak bardzo chciała tu być. Miała po prostu niepokojące przeczucie, że jeśli nie zjawi się w tym miejscu w tym czasie, to przegapi coś bardzo ważnego. Tak jakby miała znaleźć tu utracony kawałek swojego serca.
 - Wiem. - napiła się soku pomarańczowego. Mimo, że była w klubie, nie miała ochoty pić alkoholu. Czasem każdy ma taki dzień, w którym aż go odrzuca na sam zapach i to był właśnie jeden z tych dni. - Mówiłam, że nie musisz tu ze mną przychodzić. Możesz iść jeśli chcesz. - chłopak, czy może raczej młody mężczyzna rozejrzał się sceptycznie po obszernym pomieszczeniu. Skrzywiła się podążając za jego wzrokiem. Wizja o pozostanie tam samej nie przekonywała jej tak jak i Duff'a.
 - Zostanę. - odparł znów popijając wódkę. Siedzieli tam już od dobrej godziny, a jeszcze nikt do nich nie zagadał. Nie żeby chciała żeby tak się stało, ale spójrzmy prawdzie w oczy, McKagan był sławny. W Los Angeles nie mogli odpędzić się od niechcianego towarzystwa, a tu, mimo że wcale im tego nie brakowało, czuli się z tym dziwnie. Nie mogli wiedzieć, że Seattle żyję we własnym grung'owym rytmie.
  Po kolejnych piętnastu minutach lokal zaczął zapewniać się ludźmi. Musieli zmienić swoje miejsce spod baru na jedną z kanap obfitych czarną poszarpaną skórą. Rzuciło jej się w oczy, że tu ludzie ubierają się zupełnie inaczej. Nie tak wzywająco jak w mieście aniołów, nie tak jak ta dwójka. Styl tych ludzi zdecydowanie się różnił, był bardziej... Swobodny. Poszarpane jeansowe spodnie, rozciągnięte dziurawe swetry,stare flanelowe koszule, z reguły częściej trampki aniżeli glany, lub jakieś cięższe obuwie. Nie zauważyła żadnej kobiety na wysokich obcasach. Wszyscy tam wyglądali po prostu niedbale. Jakby zarzucili na siebie pierwsze ubrania znalezione w szafie.
  Miejsce pod sceną zaczęło się zapełniać. Dochodziła godzina koncertu.
 - Nie chcę tu być. - mruknął jeszcze raz, co zbyła krótkim westchnieniem.

***

  Zupełnie nie takiego występu się spodziewała. Na scenę wyszło trzech muzyków, których styl nijak nie różnił się od ludzi na widowni. Grali głośną, miejscami ostrą muzykę, do której nie przywykła. Wokal jej nie powalił, choć nie mogła pozbyć się wrażenia, że gdzieś już ten głos słyszała. Jednak tym co najbardziej ją zaskoczyło, było to, że na prawdę jej się podobało. Było to coś innego, świeżego. Coś czego wcześniej nie słyszała, zaczęła czerpać przyjemność z koncertu, w przeciwieństwie do jej przyjaciela, który musiał koniecznie wyjść na papierosa, mimo że w środku było można palić. 
  Wokalistka ochryple zapowiedział kolejny kawałek. Po pierwszych dźwiękach nie potrafiła ocenić, jaki będzie to utwór, ale z każdą kolejną sekundą z coraz większym zaskoczeniem wpatrywała się w artystę. Znała te melodię, pamiętała ją doskonale, mimo że słyszała ją tylko raz w wersji akustycznej. Głos mężczyzny wywoływał u niej dreszcze i zmuszał do zagłębienia się w zakamarki swojej pamięci. Już kiedyś go spotkała. Obrazy zalały ją gwałtownie. Mama. Śmierć. Smutek. Droga. Wiatr.
  Objęła się obiema rękoma. Wspomnienia przychodziły jedno po drugim w zbyt szybkim tempie. Rozbolała ją głowa, nie mogła złapać oddechu. Motor. Kate. Pustynia. Skwar. Szczęście. Noc. Przerażenie. Collin. Samochód. Hotel. Muzyka. Kurt... Niedługo po śmierci jej matki, ponad 3 lata wcześniej. Uratował ją. To było jak olśnienie. Wstała gwałtownie ku zaskoczeniu zbliżającego się do stolika Duff'a i wmieszała się w tłum. Musiała przyjrzeć mu się z bliska, musiała się upewnić. Przecisnęła się pod samą scenę ku niezadowoleniu fanów zespołu i wbiła oniemiały wzrok w blondyna.
 - Kurt! - Krzyk wyrwał się z jej gardła, chociaż przez muzykę nie było szans by usłyszał. Jego wzrok prześlizgnął się po niej leniwie, od czego znów przeszył ją dreszcz. Tym razem radości i... Pewnego rodzaju podniecenia. Szeroki uśmiech wkradł się na jej usta gdy znów na nią spojrzał.
  Po raz kolejny usłyszał własne imię. Nie znosił tego. To oczywiste, że to on, po co dziewczyny się tak wydzierają? Według niego nie zasługiwały na miano kobiet przy tak niedojrzałym, wręcz dziecinnym zachowaniu. Wrócił wzrokiem w rejon z którego usłyszał krzyk i zauważył osobę, która wyróżniała się w tłumie. Blond, lekko napuszone włosy, rozświetlone oczy. Była jak jasny punkt w ciemności, który przyciągał do siebie z magnetyczną siłą. Jedynie jej wyraz twarzy przedstawiał szczęście, fascynację nowym odkryciem - jak u dziecka, podczas gdy wszyscy wokół przywdziali ponure, cierpiące miny. Nie mógł oderwać od niej wzroku. Znał jej twarz, jednak nie pamiętał tak radosnej ekspresji. Wiedział kim była na pierwszy rzut oka, bardzo dobrze ją pamiętał. Skończył śpiewać i odwrócił się do Krist'a i Dave'a, by wprowadzić małe zmiany w kolejności utworów.
 - Następna piosenka to "about a girl". - oznajmił do mikrofonu odnajdując ją wzrokiem. Napisał tę piosenkę o niej i czuł, że koniecznie musi jej ją pokazać. Rozbrzmiały pierwsze dźwięki niczym hymn dla ponownego spotkania.