sobota, 9 lutego 2013

Slash story. - Piąty. cz. I

No to dodaje. Bardzo krótki, bo to tylko część. Właśnie zaczęły mi się ferie i przez ten czas zamierzam dawać takie fragmenty pisane przez różne osoby. Będą różne fragmenty pisane przez różne osoby. Będę je dodawać tak co 2 może 3 dni. A przynajmniej spróbuje. Miłej lektury ;) i przepraszam, że krótkie.


19.04.1979 r.
   Co czujemy po stracie bliskiej osoby? Pustkę, która przeszywa nasze serca pozostawiając po sobie jedynie poczucie odrzucenia. Tak właśnie się wtedy czuła. Stałam nad tym grobem długo po rozejściu się żałobników. Nie wiem ile czasu tam straciłam. Dni, może tygodnie. Wisiałam nad tym grobem niczym duch i zastanawiałam się dlaczego. Właśnie teraz, gdy zaczynałam być szczęśliwa. Czym jeszcze życie mi dokopie? Jak bardzo los chce mnie jeszcze upokorzyć?
   W pewnym momencie poczułam jak ktoś chwyta mnie za ramie. Spojrzałam gniewnie na osobę która odważyła się przerwać moją egzystencję. Intruzem okazała się być wysoki już łysiejący mężczyzna. Wręczył mi białą, dużą i bardzo ciężką kopertę, uśmiechnął się współczująco po czym zniknął między nagrobkami.
   Długo wpatrywałam się w to co mi dał. Zastanawiałam się, czy to co jest w środku może mi w jakikolwiek sposób pomóc, lub wręcz przeciwnie. Zastanawiałam się nawet, czy nie ma tam bomby, która mogłaby skrócić męczarnie psychiczną. Heh... Z perspektywy czasu wydaje się to absurdalne.
   W środku koperty był list, trochę pieniędzy i klucz. List wyjęłam, a resztę schowałam do torebki. Wraz ze słowami łzy zaczęły powoli spływać po moich policzkach. Mama wyjaśniała tam wszystko. Dlaczego rozstali się z ojcem, o ile mogłam wtedy go tak nazywać. Okazało się, że Angie-moja rodzicielka, zdradziła swojego męża z 20 latkiem! Owszem, była bardzo atrakcyjną kobietą no ale... Był od niej młodszy o 5 lat... Imię i nazwisko tego "szczęściarza"? Na imię miał i nadal ma Mick. Nazwiska nie podam, bo i tak byście nie uwierzyli.
   Z wściekłością wcisnęłam kartkę do torebki i biegiem opuściłam cmentarz. Biegłam do banku. Bardzo starego banku, gdzie niektóre skrytki były jeszcze na klucze. Bo klucz z koperty właśnie stamtąd pochodził. Wzięłam cały zarobek mamy. Było tego około 9 tysięcy dolarów + tysiąc z koperty. Następne co zrobiłam to powrót do domu, rezerwacja biletu lotniczego do L.A. Spakowałam wszystko co było dla mnie ważne i niezbędne. Zamknęłam mieszkanie i wyszłam. Teraz tu wróciłam. Mieszkałam tu z moim synem, potem córką i synem, a teraz syn poszedł na studia.


"Przepraszam, że musiałaś tyle przeze mnie wycierpieć. Ale pamiętaj, że bardzo Cię kocham. A gdy odejdę, a nastąpi to niedługo, będę czuwać nad tobą. Gdy tylko będziesz potrzebowała pomocy, spróbuję pomóc. Podobno ludzie którzy przed śmiercią nie zdążyli wszystkiego załatwić tułają się po świecie. Moją niezałatwioną sprawą jest twoje szczęście, więc może gdy w końcu je odzyskasz, ja odzyskam spokój. Kocham Cię.
Mama"
(fragment listu)

Clarissa.