czwartek, 28 marca 2013

Slash story-jedenasty


Rozdział leży to od dobrego tygodnia, czekając na poprawkę, której się chyba nie doczeka... Ten rozdział w porównaniu do poprzedniego jest beznadziejnie odpisany i w sumie smutny, ale musi tam być. Opowiadanie zbliża się do końca, jeszcze dosłownie parę rozdziałów.
 Przepraszam za błędy, bo choć robiłam korektę, to jest ich od cholery znając życie. Poprawiajcie mnie, jeśli coś jest źle napisane w nazwiskach, bardzo proszę. I zaraz zabieram się za komentowanie waszych rozdziałów, wiec jeśli u kogoś jeszcze tego nie zrobiłam, to bardzo proszę się upominać. Miłego czytania ;)

   Następne dwa dni... Cóż, jak najbardziej zasługują na miano dziwnych. Wszyscy nagle zaczęli się mną interesować, nie wiedzieć czemu, a mi nie za bardzo było to na rękę. Dzień po spotkaniu u Izzim mama obudziła mnie wcześnie rano i nieprzytomną wywiozła do SPA. Nie byłam z tego zadowolona, dopóki nie weszłyśmy na miejsce. Godziny masaży, pływania, kąpieli w czekoladzie, różne maseczki, wizyta u kosmetyczki, za czym ciągnie się pedikiur i manikiur, i fryzjer to na prawdę coś, czym da się przekupić każdą, powtarzam KAŻDĄ kobietę. Tego samego wieczoru zadzwoniła do mnie Emily, bo koniecznie musiała wyjść ze mną na kawę. Gdy chciałam już się położyć, przyjechał Tyler i stwierdził, że niezwłocznie musi mnie gdzieś zabrać bo dostał natchnienia. Pojechałam z nim na górę z napisem “Hollywood” i pomagałam napisać piosenkę. Odwiózł mnie o 3 nad ranem, gdy już prawie zasypiałam. W czwartek (bo z Izzym spotkałam się we wtorek) rano zadzwonił do mnie kierownik teatru z propozycją roli w sztuce, dlatego zebrałam się szybko i pobiegłam po scenariusz jeszcze przed umówioną kawą z Panną Carter. Załatwiwszy wszystko w teatrze pobiegłam na skróty przez park, gdzie wpadłam na dum dum duuuum... Matta! Chłopak koniecznie musiał zabrać mnie na skatepark. Nie miał na tyle przyzwoitości, żeby nie powiedzieć jaka to ja piękna się nie zrobiłam i tego typu duperele. Gdy dotarliśmy na miejsce udało mi się go zgubić i po pogadaniu chwilę ze starymi znajomymi uciekłam. W kawiarni byłam przed Em. Zamówiłam kawę i zajęłam się czytaniem scenariusza, który tak swoją drogą był całkiem niezły. Gdy rudowłosa, przefarbowana na jakąś zmutowaną pomarańcze z odcieniami różowego, przegadałyśmy całe dwie godziny. Gdy wróciłam do domu, mój ojciec chciał wziąć mnie do wesołego, ale byłam zbyt zmęczona, do tego zjawiła się u nas Clary z Jaggerem. Dawno jej nie widziałam, dlatego zamknęłam się z nią w moim pokoju, a C. pomogła mi ubrać się na próbę. Zanim przyszedł Izzy oświadczyła, że musi się zwijać bo następnego dnia miała zajęcia... Uroki studiów.
   Gdy tylko usłyszałam dzwonek, w ciągu sekundy byłam przy drzwiach. Miałam na sobie czarne legginsy z lajkrą, czarne i na prawdę wygodne koturny, białą przewiewną tunikę do połowy ud, a na to moją kochaną skórzaną kurtkę. Clary ułożyła mi włosy i nałożyła ładny, delikatny makijaż, nie mniej efektem jej działań była reakcja Izzy’ego któremu, no cóż, opadła szczęka. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie zamykając za sobą drzwi.

  - Cześć... Pięknie wyglądasz... - Wykrztusił w końcu.
  - Cześć. Dziękuję. - Stałam przed nim dobre 15 minut w ciągu których mierzyliśmy się spojrzeniami. - Em... Jeff? - Przeniósł zamglony wzrok z mojego dekoltu na twarz. - Możemy już iść?
  - Co? A tak... Pewnie, chodź. - Ruszyłam obok niego lekko zmieszana. Nie mogłam nie zauważyć jego zmniejszonych źrenic i szczerze mówiąc, nie za bardzo mi się to podobało. Drogę przebyliśmy właściwie w milczeniu. Ja nie bardzo wiedziałam co mogę powiedzieć, i jak zareaguje naćpany Isbell, a on chyba nawet zapomniał o mojej obecności, bo obracał się za dziwkami które mijaliśmy. Już wtedy wiedziałam, że to nie będzie taki wieczór jaki sobie wymarzyłam.
   Na szczęście parę przecznic przed miejscem próby spotkaliśmy Emily. Udało mi się ją wybłagać by poszła ze mną. Zawsze mogłam na nią liczyć, tym bardziej, gdy powiedziałam jej, że Hudson tam będzie. Emily zignorowała chłopaka, który i tak nie za bardzo kontaktował i cały czas nawijała. Jej gadulstwo zawsze poprawiało mi humor.
  - Jesteśmy. - Mruknął ledwo słyszalnie, bardzo blady chłopak przepuszczając nas w drzwiach dużego magazynu. Stało tam jedno łóżko, a właściwie materac, resztę miejsca zajmowały instrumenty. Jeffrey mnie zignorował i podszedł do jednej z gitar.
  - Co on brał? - Szepnęła do mnie Em, ale zdążyłam odszepnąć, że sama chciałabym wiedzieć, zanim przerwał mi głośny krzyk.
  - CARTER?!?!?!?!?!- Obie odwróciłyśmy się w stronę wejścia w którym stał Steven.
  - ADLER?!?!?!?!?!- Wrzasnęła równie zaskoczona rudowłosa. Wspominałam może, że oni się spotykali? Nie? Było to mniej więcej wtedy gdy zerwałam z Mattem.- Czemu nie mówiłaś, że mój pudelek tu będzie? - Uniosłam ręce do góry w obronnym geście i zrobiłam parę kroków do tyłu, podczas gdy ona pobiegła do Popcorna. Tymczasem ja z kompletnie zepsutym humorem, wpadłam na kogoś. Tym kimś okazał się być Slash.
  - Cześć. - Uśmiechnął się nieco zakłopotany, a ja założyłam ręce na piersi i tylko mierzyłam go wzrokiem z neutralnym wyrazem twarzy. - Słuchaj, Alisson... Przepraszam, ja... Nie sądziłem, że przyjdziesz... A to u Izziego zwykłe nieporozumienie... I miałaś racje... Jestem zwykłą dziwką...- Widząc jego zdenerwowanie, jak nie patrzył mi w oczy, pocierał dłonią kark... Cały on przywołał do mnie wspomnienia. Sama potem wyzywałam się od głupich, ale... Łzy same cisnęły mi się do oczu. Pociągnęłam nosem i czując jak pierwsza łza spływa mi po policzku przytuliłam się do mulata. On nieco zaskoczony objął mnie ramionami przytulając mocno, czym wywołał u mnie jeszcze większy szloch.
  - Tak bardzo tęskniłam.... Wychlipałam cicho. - Saul, nawet nie wiesz jak mi Cię brakowało... - Szeptałam cicho, a on głaskał mnie po głowie.
  - Hej, Liv, już dobrze, jestem tu... - Spojrzałam na niego ocierając łzy. - Przepraszam... Izziemu się to chyba nie spodobało...- Mruknął. I faktycznie Jeff patrzył na nas spode łba, na co ja tylko prychnęłam pogardliwie,
  - Naćpał się zanim po mnie przyszedł. - Powiedziałam mierząc Stradlin spojrzeniem. - Zaraz przyjdę. - Ruszyłam w stronę szatyna, który wydobywał z gitary nieprzyjemne dla ucha dźwięki. - Powinieneś ją nastroić. - Powiedziałam siadając na jednym ze wzmacniaczy. Chłopak zmierzył mnie chłodnym spojrzeniem, aż przeszły mnie ciarki.
  - Powiedź to swojemu kochanemu Hudsonowi. - Odwrócił głowę by na mnie popatrzeć, ale ja nie dałam się zbyć. Nie lubiłam gdy ktoś się tak wobec mnie zachowywał.
  - Z tego co pamiętam, mój kochany Hudson zawsze świetnie sobie radził z nastrajaniem gitary. - Rzuciłam niby obojętnym wzrokiem. - I zawsze przepraszał gdy zrobił coś nie tak. - Jeff nadal na mnie nie patrzył, więc zirytowana wstałam i chwyciłam go pod brodę, by na mnie spojrzał. - Kokaina, tak? - Puściłam jego brodę. - Dlaczego wziąłeś? - Wydawał się zaskoczony, jakby był pewien, że nie zauważę.
  - Bo mogę.
  - A może, bo musisz, co? - Nic nie odpowiedział. - Jeffrey....- Jęknęłam.
  - Nie jestem Jeff. Nikt tak do mnie nie mówi i ty też nie powinnaś. - Warkną. Stanęłam zaskoczona, przecież sam tak mi się przedstawił.
  - Dobrze panie Stradlin. Na drugi raz spróbuj lepiej się określić. To chyba nazywa się rozdwojenie jaźni. - Mruknęłam pod nosem odwracając się. Słysząc ciche “spierdalaj” z jego strony, rzuciłam tylko. - Z przyjemnością.- Wróciłam do mulata, który widząc, że nie mam ochoty rozmawiać o Izzim, zaczął mi opowiadać co się u niego działo przez te trzy lata. Wkrótce dołączył do nas Duff przekazując mi pozdrowienia od Lizzy.
   Nie zostałam na próbie, nie miałam na to najmniejszej ochoty. Co najśmieszniejsze, znów wyszłam zanim zjawił się Axl. Jeśli chodzi o Jeffa. Na drugi dzień przylazł do mnie z samego rana by przeprosić.
Alisson
***
   Moi rodzice wyjechali na dwa tygodnie do jakiejś wytwórni, czy cholera wie czego. Ja zajmowałam się szukaniem dla siebie mieszkania i uczeniem się roli do spektaklu w teatrze. Jeffrey przyszedł z samego rana, kiedy ja łaziłam tylko w gaciach i krótkim topie, w którym zwykłam sypiać, dlatego gdy tylko zobaczyłam szatyna przed moimi drzwiami wytrzeszczyłam szeroko oczy i próbowałam rozczesać palcami splątane włosy.
  - Przepraszam. Nie wiem co mnie napadło. - Zawołał gdy tylko otworzyłam drzwi. Chciał to załatwić szybko i bezboleśnie, a ja jakoś nie miałam ochoty kłócić się z nim w samej bieliźnie. Chwilę posłuchałam jak gada sam na siebie, aż w końcu mu przerwałam.
  - Dobra, wyluzuj... Byłeś naćpany, a ja potrafię być bardzo denerwująca... Nie mam Ci tego za złe. - Mruknęłam cicho wpuszczając go do środka, ku jego zaskoczeniu. - Rozgość się, zaraz wrócę. - Pobiegłam na górę i szybko się przebrałam. W tym czasie Izzy znalazł na dole kartkę od rodziców, której ja wcześniej nie zauważyłam, dlatego gdy z powrotem znalazłam się w salonie, zastałam Jeffa wiszącego na telefonie od dobrych 10 minut. Bez słowa podał mi kartkę.

Wyjeżdżamy na dwa tygodnie, jak zresztą dobrze wiesz. Niemniej,
razem z ojcem postanowiliśmy dać Ci nieco więcej wolności,
której moim zdaniem i tak zawsze miałaś dużo. Jeśli podczas
naszej nieobecności wpadniesz na pomysł zrobienia jakiejś
imprezy, nie krępuj się. Wolałabym jednak, abyś nie zniszczyła 
całego domu, wiec po powrocie, chcę widzieć tam porządek.
Pieniądze są w czerwonej kopercie na półce z książkami.
Zadzwonię jak będziemy na miejscu. Miłej zabawy.
Mama.

   Nie mogłam inaczej jak szeroko się uśmiechnąć. Wyjęłam z koperty dwa studolarowe banknoty i dałam je Izziemu z pleceniem, by kupił co trzeba i powiadomił wszystkich swoich znajomych o imprezie. Jeśli mam korzystać z wolności to na całego. Zadzwoniłam jeszcze do Emily i Clary, choć ta druga nie mogła twierdząc, że studia zabierają jej zbyt dużo czasu.
   Poleciałam na górę, by ponownie się przebrać. Nie jakoś szczególnie wyzywająco, od krótkie spodenki i jakaś luźna bluzka z dużym dekoltem i dziurami na barkach, a do tego włosy związane w koczek z artystycznym nieładzie. Stradlin wrócił, akurat gdy malowałam usta ciemnoczerwoną szminką.

  - Zaraz powinni być.- Powiedział akurat gdy ktoś zaczął dobijać się do drzwi. 
Poszłam otworzyć a przede mną stała cała zgraja rockmenów, których pierwszy raz na oczy widziałam. Pierwsi weszli Duff ze Slashem i Stevenem, zaraz po nich Axl, który najpierw się ze mną przywitał i przedstawił, a reszta ku mojemu rozbawieniu, poszła w jego ślady. Nikki Sixx, Tommy Lee, Vince Neil, Sebastian Bach, Raichel Bolan, Dave “Snake“ Sabo, Scotti Hill, James Hetfield, Lars Ulrich, Kirk Hammett, Cliff Burton, Dave Mustain(który na 4 poprzednich patrzył z niechęcią), a za nimi z niedowierzaniem wpisanym na twarzy wchodziła Emily. Nie zaprzątałam sobie głowy by bawić się w gospodynie, zamiast tego chwyciłam butelkę Jacka i z postanowieniem najebania się pierwszy raz od trzech lat, wypiłam trochę duszkiem. Niektórzy potem twierdzili, że była to dzika impreza, chociaż mi po paru godzinach urwał się film.
   Tego wieczoru grałam na gitarze z Kirkiem, Slashem, Izzim i Vincem. Tańczyłam i śpiewałam na stole z Axlem, Sebastianem i Emily. Rozmawiałam z Nikkim, Raichelem, Cliffem i Jamesem. Co najśmieszniejsze, po tej imprezie, stałam się, jakby to ująć przyjaciółką dla nich wszystkich, nie licząc Dava, który zmył się po jakiejś godzinie. Ale tak jak mówiłam, z imprezy nie pamiętam za wiele, ale wiem jedno. To wydarzenie było dla mnie nowym początkiem w Los Angeles.
Alisson

***
   Przez następne parę dni po imprezie sprzątałam do w raz z Emily, która dokładnie opowiadała mi co się działo. Okazało się, że ta dziewczyna ma niesamowitą pamięć. Mówiła mi dokładnie z kim i o czym gadałam, z kim piłam, a nawet z kim się przespałam. Nie byłam typem puszczalskiej, ale stwierdziłam, że skoro były tylko dwie dziewczyny na szesnastu napalonych facetów, nie mogło się obyć bez sexu, szczególnie, że gdy się ocknęłam wszyscy byli nadzy. Po za tym, chciałam wiedzieć, kogo w razie czego mogę uważać za potencjalnego ojca. Okazało się, że wybuchła jakaś orgia, ale Carter nie pamiętała, kto wpadł na ten genialny pomysł. W każdym razie okazało się, że spałam z Sebastianem, Cliffem, Nikkim, Jamesem i Kirkiem. Pięciu to i tak mało, skoro Em spała z pozostałą dziesiątką... Może nie powinnam, ale przeszłam nad tym do porządku dziennego.
Alisson
***
   Pod koniec tygodnia, (a że był to rok 1986) chłopcy z Mettalicy wyjechali w trasę i o dziwo, poprosili bym przyjechała na lotnisko, co oczywiście zrobiłam. Siedziałam z nimi w barze i rozmawiałam. Uzgodniliśmy, że zapominamy o tym co między nami zaszło na imprezie, zostawiamy to bez zobowiązań, no chyba, że zajdę w ciążę-zgodzili się ze mną.
   Gdy przyszedł czas na odprawę, żegnałam się z każdym z nich po kolei.
  - To do zobaczenia, za parę miesięcy, co? Nie zapomnisz o nas?- Zapytał James.
  - Macie mój numer, dzwoń o każdej porze dnia i nocy.
  - Jeszcze pożałujesz tych słów. - Uśmiechnął się szeroko i przytulił mnie, to samo zrobił Kikr i Lars. Z Cliffem żegnałam się najdłużej.
  - Chciałbym być już z powrotem. - Westchnął chłopak. - Będę dzwonić, tylko odbieraj.
  - Jeszcze nawet nie wylecieliście! - Zaśmiałam się . - Będę dostępna 24 na 7, dobra? - Przytaknął i przytulił mnie mocno, a kiedy pozostali członkowie zniknęli, delikatnie musnął moje wargo. - Cliff? - Szepnęłam zaskoczona, ale on tylko puścił mi oczko i udał się w stronę odprawy. Stałam tam i wpatrywałam się w niego dopóki nie zniknął mi z oczu. Po powrocie do domu cały czas zastanawiałam się nad tym co zrobił. Gadałam z każdym z nich przez telefon codziennie wieczorem.
   Pewnego dnia, po powrocie z próby w teatrze, gdy rodziców nie było, włączyłam wiadomości w telewizji i aż usiadłam z wrażenia. Prezenterka opowiadała o wypadku, a za nią widziałam Jamesa, Kirka i Larsa, którym opatrywali rany, a potem kamerzysta pokazał jak zamykają całego białego Cliffa w czymś czarnym. I te słowa “Cliff Burton, członek grupy muzycznej “Mettalica” zmarł w wypadku autobusu zespołu, pozostali członkowie mają tylko nieliczne rany”. Tego wieczoru, jak i całą noc płakałam wisząc na telefonie z Jamesem.
Alisson.