sobota, 22 czerwca 2013

Just ride, baby. - 12

-Stary, jakie to jest cholernie niesprawiedliwe...-Łagodzący odgłos oceanu przerwał Axl. Mulat skrzywił się nieznacznie i spojrzał na przyjaciela. Rudowłosy miał zwieszoną głowę, a na jego twarzy malowało się załamanie. -Dlaczego ja po prostu nie potrafię ogarnąć dupy i nie ranić jej na każdym kroku?-Slash nie odezwał się, tylko ponownie wbił wzrok w wodę. Nie wiedział co odpowiedzieć. Prawda była taka, że Rose wielokrotnie skrzywdził Clary, nie tylko psychicznie, ale i fizycznie. Mimo to, starał się i bardzo ją kochał, wszyscy to wiedzieli, zwłaszcza ona. Problem w tym, że powoli przestawała wierzyć, traciła nadzieję.
-Chodź się przejść. Może zrobi Ci się lepiej.-Chwycił przyjaciela pod ramię i pomógł mu wstać.-Na dalej Axl, rusz dupę.
   Szli w milczeniu przez dłuższy czas. Saul widział zamyślenie na twarzy wokalisty, nie zamierzał mu w tym przeszkadzać. Chłopak miał to do siebie, że wystarczyła mu obecność kogoś bliskiego. Usłyszeli hałas. Muzyka, śmiechy, rozmowy. Po chwili ich oczom ukazała się spora grupa imprezowiczów. Dziewczyny w strojach kąpielowych, alkohol, grill... Czego więcej trzeba im do szczęścia?
 -Chodź, wkręcimy się.-Zaproponował gitarzysta  ciągnąć za sobą przyjaciela. Jego uwagę przykuła dziewczyna leżąca na ręczniku w okularach przeciwsłonecznych. Miała na sobie czarny kostium uwydatniający jej kształty.-Ej, czy to nie jest przypadkiem...-Urwał widząc idącego w jej stronę mokrego chłopaka. Ciemnowłosy pochylił się i zawisnął nad dziewczyną, by zaraz położyć się na niej mocząc jej nagrzaną skórę. Usłyszeli znany im pisk zaskoczenia i śmiech. Ciemnowłosy uniósł się na rękach, a ona podniosła się na łokciach. Zdjęła okulary, a chłopak pocałował ją prosto w usta. Zaskoczona opadła na ręcznik odsuwając się od niego. Nie wyglądała na zadowoloną.
 -Kurwa, no nie wierzę...-Axl z furią w oczach rzucił się w ich stronę. Odepchnął chłopaka przybliżającego się do brunetki i uderzył go w szczękę. Mulat popędził za nim i próbował obezwładnić.-Ty chuju, jakim pieprzonym prawem całujesz moją dziewczynę!-Darł się w ten sposób, a Clary podeszła do poszkodowanego.
 -Erick, nic Ci nie jest?-Zapytała z troska kucając przy ciemnowłosym.
 -Nie, wszystko w porządku.-Otarł swoją wargę.

 -To dobrze... -Powiedziała z wyraźną ulgą, po czym wymierzyła mu siarczysty policzek.-Nie masz prawa mnie całować. To co nas łączyło na studiach, nic już nie znaczy.-Powiedziała głośno, podczas gdy jej znajomi zebrali się w okół nich. Wstała i podeszła do rzucającego się Rosa.-Dlaczego i to robisz?-Zapytała biorąc jego twarz w dłonie, co wyraźnie go uspokoiło. Spojrzała mu głęboko w oczy przeszklonymi oczami.-Nie jesteśmy już razem. Will, to koniec. Za bardzo mnie skrzywdziłeś.-Puściła jego twarz, po czym skierowała się do swoich rzeczy.
 -Żadne kurwa koniec! Clary do cholery, nie pozwolę Ci na to!-Wrzasnął podchodząc do niej. Szarpnął ją za ramie, przez co syknęła z bólu.
 -Dlaczego?! Aż tak bardzo mnie nienawidzisz?! Czym sobie na to zasłużyłam, co?!-Wyrwała mu się, a łzy popłynęły jej po policzkach.
 -Co...? A-ale...-Zająknął się. Ujął jej twarz w dłonie, tak jak ona zrobiła to wcześniej i spojrzał głęboko w oczy.-Przepraszam... C, kocham Cię najbardziej na świecie. Jesteś najważniejsza...-Szepnął.
 -Nie kłam.-Szepnęła.
 -Nigdy. Kochanie, błagam, wróć do mnie... Nie potrafię bez Ciebie żyć...-Patrzył w zapłakane oczy dziewczyny. Czekał na jakąś reakcje, odpowiedź. Nie wiedział ile wysiłku ją to kosztowało, nie słyszał wewnętrznej walki z samą sobą. Nie zwrócił nawet uwagi ile czasu zbierała w sobie odwagę i ile razy odchrząknęła by móc wypowiedzieć te dwa ostatnie, z pozoru proste słowa.
 -Ostatnia szansa.

***
   Oczy. Piękne zielone oczy, za razem tak bardzo bliskie jak i dalekie. Wystarczyło jedno spojrzenie, by przypomnieć sobie wszystko.Dosłownie wszystko. Jej długie rude włosy, prosty nos, pełne usta, piegowate policzki i pełne nadziei spojrzenie. To wystarczyło, by przypomnieć sobie, jak musiał ją zranić wyjeżdżając. Niemal widział przed oczami rozczarowanie na jej twarzy. Na ślicznej buźce jego małej Amy...
   Cichy, natarczywy dźwięk maszyny badającej puls przebił się do jego świadomości jak przez mgłę skutecznie przywracając mu przytomność. Powoli otworzył oczy tracąc obraz dziewczyny, by zobaczyć jej starszą wersję. Starszą, prawdziwszą, zmartwioną. Wpatrywała się w niego natarczywie. Dopiero po chwili zauważył biały kitel który miała na sobie. Uniósł delikatnie brwi w górę i chciał coś powiedzieć, jednak z zaschniętego gardła zdołał wydobyć tylko cichy jęk. Dziewczyna westchnęła i podeszła bliżej. Uniosła mu delikatnie głowę i pomogła napić się wody z kubeczka stojącego na szafce tuż przy łóżku.
 -Coś ty ze sobą zrobił, co Jeff?-Uśmiechnął się delikatnie słysząc jak wypowiada jego imię z czułością.-Wiedziałam, że ten wyjazd to zły pomysł... Od samego początku to wiedziałam.-Przysiadła na łóżku i okryła jego dłoń swoją.-Miałeś dużo szczęścia... Cii... Nic nie mów.- Uciszyła go gdy otworzył usta chcąc jej przerwać.-Przeżyłeś operację, co samo w sobie jest cudem. Musisz odpoczywać. Podaj mi numer Willa... Przepraszam, Axl'a. Jako twój lekarz, mam obowiązek zawiadomić najbliższych. Chyba, że masz dziewczynę, to wolę z nią pogadać.
 -Portfel...-Wyszeptał ledwo słyszalnie i podeszła do jego kurki wiszącej na wieszaku przy drzwiach. Z wewnętrznej kieszeni wyciągnęła poszukiwaną rzecz i przytaknęła. Wróciła do łóżka chorego i westchnęła.
 -Dam Ci środki nasenne, musisz wypoczywać...-Szepnęła biorąc do ręki przygotowaną wcześniej strzykawkę z przeźroczystą substancją i wstrzyknęła ją do kroplówki.-Do zobaczenia za parę godzin.-Powiedziała jeszcze zanim zasnął.
   Z westchnieniem udała się do swojego gabinetu i opadła zmęczona na fotel. Zaczęła przeszukiwać portfel zostawiając wszystko na swoim miejscu. Stare rachunki, kostka, jakiś tekst piosenki zapisany na brudnej kartce, kolejny rachunek i zniszczony kawałek papieru z zapisanym numerem. Nigdzie nie było napisane do kogo numer należał, więc musiała polegać na ślepym trafie. Wykręciła numer i przyłożyła słuchawkę do ucha. Sygnał. Drugi. Trzeci.
 -Słucham?-Miał spokojny głos. Milczała przez chwilę.-HALO?!-Odchrząknęła i wysiliła się na najbardziej rzeczowy ton na jaki było ją stać
 .-Dzwonię ze szpitala 9201 Wschodnie Sunset Blvd. Pana przyjaciel Jeffrey Isbell został pobity i postrzelony wczorajszej nocy przy klubie Rainbow. Wygląda na to, że jest pan jedyną najbliższą osobą, jaką miałam możliwość poinformować.-Powiedziała podstawową formułkę i wypuściła powoli powietrze czekając na odpowiedź.
 -D-dobrze... Dziękuję. Będę najszybciej jak się da. Do zobaczenia Pani...
 -Amy. Amy Bailey.-Szepnęła łamiącym się głosem odkładając słuchawkę.-Brawo idiotko... Boisz się pogadać z własnym bratem...-Odgarnęła włosy z twarzy i westchnęła ciężko wracając do pracy.
***
   Co teraz? Ma po raz kolejny przymknąć na to oko? Po rak kolejny udać, że nawet nie zauważyła jego nocnego wyjścia? Była zmęczona udawanie, ratowaniem tego związku na siłę.  Przecież to nic nie da, prawda? Gdyby choć trochę mu zależało, okazałby to. Nie była w stanie zmusić kogoś do miłości, nawet tego nie chciała. Co jest ważniejsze, kochać, czy być kochanym? Bez jednego nie ma drugiego, to się uzupełnia, by dać ludziom szczęście.
   Siedział na przeciw niej z piwem w ręce i czytał gazetę. Jakie to typowe. Nie ma go w domu całą noc, rano przychodzi i zachowuje się jakby nigdy nic.
 -Duff...-Powiedziała, a on leniwie podniósł na nią wzrok.-Gdzie byłeś?-Zapytała.
 -No wiesz...-Nie dokończył.
 -Nie, nie wiem.-Westchnął głośno. Dobrze wiedziała, że nie lubił takich rozmów.-A chciałabym wiedzieć gdzie do cholery jest w nocy mój maż.-Warknęła. Mówiąc to po raz kolejny wydawało jej się, że to wszystko jest pomyłką.-Myślisz, że nie zauważyłam, jak wychodzisz w środku nocy? Myślisz, że nie wstaję i nie patrzę przez okno w którym kierunku idziesz? Że nie czekam pieprzonych godzin, żebyś się pojawił?!-Krzyknęła wrzucając naczynia do zlewu. Nie mogła powstrzymać potoku słów, które od dawna jej ciążyły.-To wszystko jest jakąś pomyłką.
 -Co masz na myśli?-Stanął za nią, a ona odwróciła się w jego stronę.
 -Wszystko! Ślub, mieszkanie, WSZYSTKO. Nie wiem dlaczego się oświadczyłeś, ani dlaczego się zgodziłam. Ale zakończę to, co zaczęłam.-Zdjęła z palca obrączkę i podała mu ją.-Nie mam na to już sił.-Szepnęła i pozwalając by łzy swobodnie spłynęły jej po policzkach wyszła do sypialni, zostawiając blondyna wpatrującego się z niedowierzaniem na złoty pierścionek w jego ręce.

____________
Rozdział krótki i równie beznadziejny co moje samopoczucie.
Pod ostatnim rozdziałem było chyba 3, albo 4 komentarze na temat, więc proszę... nie, BŁAGAM! Jeśli czytasz to, to chociaż napisz, że czytasz. Bo poważnie się zastanawiam nas usunięciem bloga.