wtorek, 23 lipca 2013

Wszystkiego najlepszego, Panie Hudson.

Nie ma rozdziału, ale jest to. Nie wiem jak to przyjmiecie, bo pisałam to dokładnie godzinę i to między 00:30, a 01:30, ale trudno.
Mój mały prezent dla mojego męża (choć on o tym nie wie), idola i prywatnego boga.
Happy birthday Slash. I love you, and I wish to see you in Poland next year.!
Tak, doskonale zdaje sobie sprawę, że on tego nie przeczyta, ale można mieć nadzieję, no nie?

Nie licząc tego, ze to dla Hudsona, to jeszcze dla Marty.
Mojego kochanego Geja, której mam ochotę ukręcić łeb, bo nie wiedziała,
że Slash też ma dziś urodziny. HAŃBA CI MARIS!! <3 div="">

" -No... to... Nie potrafię Ci tego wytłumaczyć. To jest trochę tak, że... My jesteśmy tylko przyjaciółmi, ale... No prawda jest taka, że może nawet coś kiedyś do niego czułam, a może i nawet taka, że nadal coś czuję, ale to czucie nie jest takie jak wcześniej, rozumiesz.... To bardziej taki sentyment, niż uczucie, bo... Bo ja wiem,  że cokolwiek bym nie czuła z jego strony nie będzie to nic poza przyjaźnią, ewentualnie sexem...-Alisson drapie się po głowie zastanawiając się jak ubrać w słowa to co ma zamiar powiedzieć.- Chyba po dłuższej chwili nadziei i oczekiwania na coś więcej z jego strony, najzwyczajniej w świecie dałam sobie spokój i zaakceptowałam stan rzeczy, czyli że nigdy nie będę nikim więcej poza "jego małą Liv", przyjaciółką, powierniczką i przyjaciółką. Nie było to łatwe, ale udało mi się po części to uczucie wyłączyć, chociaż nie... Może inaczej, bo uczuć nie da się wyłączyć. Nauczyłam się po części je ignorować, ale czy się go w pełni pozbyłam? Nie wiem. Ale za to jestem pewna jednej rzeczy. Kocham Izziego i moje uczucie do niego nie jest w stanie nic pokonać.-Zaśmiała się.-Ale chyba nie o tym miała mówić.
-No tak, nie całkiem.-Zgodziłam się z nią.-Powiedziałaś o tym kim był dla ciebie kiedyś, a teraz?
-Nie ma różnicy, nie zmieniło się praktycznie nic. Jest taki moim przyszywanym bratem. Był przy mnie zawsze gdy wszyscy inni mnie zawodzili. Rodzice, brat, chłopak... Nawet gdy zawiódł mnie mój mąż, Saul był przy mnie, wspierał mnie i próbował ratować nasz związek... Slash jest jedną z najwspanialszych osób jakie miałam zaszczyt poznać. Kocham go, ufam mu... Jesteś wspaniały braciszku, wszystkiego najlepszego...-Uśmiecham się na widok łez w oczach kobiety. Patrzę na siedzącego obok niej mężczyznę.
-Izzy, chcesz coś dodać?-Mam nadzieję, że coś powie, ale pon zaprzecza ruchem głowy.
-Nie. Hudson dobrze wie co by, powiedział.
***
Siedzę przez dłuższy czas oczekując aż w końcu kobieta coś powie, ale ona milczy jak zaklęta.
-Perla, to w końcu twój ex-mąż. Na pewno jesteś w stanie coś o nim powiedzieć.-Kiwa przecząco głową.
-Cokolwiek powiem byłoby zbyt osobiste. Kochałam Slasha, bardzo go kochałam. Był całym moim światem. Nadal go kocham, ale to inny rodzaj miłości. Chcę, żeby był szczęśliwy, nie ważne co by to szczęście powodowało, chcę dla niego jak najlepiej...-Wzdycha cicho i nie mówi więcej ani słowa.
***
-Co ja mogę niby powiedzieć? Nie było go przez całe moje życie i nagle się zjawia... Ale to w końcu mój ojciec, prawda? Pamiętam, że kiedyś, jak jeszcze byłam mała to zawsze zastanawiałam się gdzie on jest. Nie znałam ojca, wychowywała mnie matka i starszy brat, ale brakowało tej jednej osoby.  Jeśli moja mama jest z nim szczęśliwa, to ja też. Kocham go. Tak jak przystało by córka kochała ojca. Wszystkiego najlepszego tato!-Usta mulatki wykrzywiły się w uśmiechu.
***
-Od czego by tu zacząć. Kocham go, za to że jest. Że pokazał się w moim życiu te 20 lat wcześniej, był przy mnie i za to, że pojawił się teraz, gdy zaczynało mi czegoś brakować. Sama go zostawiłam. Zrobiłam to, a potem przeklinałam się przez lata, ale teraz tu jest. Sama jego obecność wystarczy bym czuła... Wiedziała jak bardzo szczęśliwa jestem...-Pisarka wyjątkowo długo plątała pod nosem coś, czego nie byłam w stanie usłyszeć, aż w końcu westchnęła cicho. Widziałam jak zbiera myśli, przyzwyczajenie sprzed lat, gdy jeszcze pisała dla The Rolling Stones.-Mogę tylko powiedzieć... Slash, skarbie, kocham Cię. Jesteś całym moim światem, bez Ciebie nie byłabym tym kim teraz jestem, bez ciebie nigdy nie dałabym sobie rady z otaczającą mnie rzeczywistością... Nie wyobrażam sobie życia beż Ciebie... Wszystkiego najlepszego panie Hudson...-Nie byłam w stanie nie odwzajemnić uśmiechu tej dojrzałej, a zarazem pięknej kobiety. Dobrze pamiętam jej zdjęcia przed lat i parząc na nią nie sposób nie przyznać, że pięknie się starzeje.
***
-Kim ON dla mnie jest? Był i zawsze będzie moim najlepszym przyjacielem... Dobrze pamiętam jak się poznaliśmy... Jechałem na deskorolce i się wywaliłem na tyłek. Hudson podjechał i pomógł mi wstać, a 15 minut później byliśmy nie rozłączni. O tym staruchu nie mogę powiedzieć nic poza tym, że jest moim najlepszym przyjacielem... Od zawsze... Kocham go jak brata, mimo że nasze drogi na długi czas się rozdzieliły...Najlepszego bracie!
***
-Nie wiem co mogę powiedzieć... Hudson zawsze był dla mnie wujkiem, który wiecznie ma w ustach papierosa. Mieszkałem z nim i z mamą do piątego roku życia i pamiętam, że zawsze był szczęśliwy... Szczególnie gdy mama była w pobliżu... Nie jesteśmy tak na prawdę rodziną, ale... Kocham go, nie? To chyba logiczne, co?-Na oko 24 letni chłopak podrapał się po głowie i nie odezwał się więcej słowem.
***
-Hudson? Stary dureń, który odszedł z zespołu... ale szanuje... Slash zawsze był i będzie najlepszym gitarzystą jakiego poznałem... Najlepszym gitarzystą mojego Guns N' Roses... Najlepszego stary.-Rose uśmiechnął się pod nosem, po czym wstał i wyszedł.
***
-Co ja mogę powiedzieć. Slash to Slash. Mój kąpan do picia, jedyny który pochłaniał więcej Danielsa niż ja wódki...-Obserwowałam jak wysoki na 2 metry mężczyzna szuka pomocy u niższej od siebie blondynce.
-Musisz mu wybaczyć, nie jest dobry w publicznych oświadczeniach.-Slash, jesteś dla nas obojga kimś wielkim. Jesteś wspaniałym przyjacielem i znamy się już na prawdę kopę lat. Życzymy Ci wszystkiego co najlepsze...-Wypowiedź kobiety przerwała mała dziewczynka w koszule z podobizną Hudsona. Ma i mię miała Vanessa.
-Wszystkiego najlepszego wujku!! I pamiętaj, że obiecałeś nauczyć mnie grać na gitarze!-Krzyknęła.
***
Dwóch chłopców siedzi obok siebie i patrzą na mnie nie wiedząc co powiedzieć. Wzdycham cicho i uśmiecham się.
-No Cash. Czego byś życzył tacie na urodziny?-Pytam z uśmiechem przeczepionym do ust.
-Nowej gitary!-Entuzjastyczny krzyk malca nieco mnie rozśmiesza.
-Nie bądź głupi Cash! Tata ma pełno gitar!-Mój wzrok pada na starszego syna.
-A ty London? Czego życzył byś swojemu ojcu?-Pytam.
-Nie wiem... Nie mogę nic życzyć komuś kto ma wszystko.-Odpowiada niepewnie, co przywołuje u mnie uśmiech.
-To nie musi być rzecz. Pomyśl o tym co wywołuje u niego uśmiech. Jak myślisz, czego by pragnął?
-Żebym polubił ciocię Clary...-Mruczę cicho pod nosem.-Spróbuję tato. Kocham Cię.
-Tak tatusiu! Kochamy Cię!
Rozmawiała, autorka tego bloga.
Z pozdrowieniami i życzeniami dla jednego z najlepszych
gitarzystów rockowych, jakich zaszczyt miała usłyszeć.
Wyrazy szacunku, pozdrowienia i najserdeczniejsze życzenia.
Iga."
I na dobitkę parę moich ulubionych zdjęć.




   


 
KOCHAM CIĘ <3 u="">

wtorek, 9 lipca 2013

Just ride, baby.-14

Oprócz tego, że znów BARDZO PROSZĘ O KOMENTARZE, chociaż wiem, że rozdział beznadziejny i muszę przyznać, że pisanie dość opornie mi idzie. Nie wiem kiedy doda następny rozdział... Postaram się w każdym razie coś napisać, a nóż mi wyjdzie, chociaż to mało możliwe.

Rozdział do mojej kochanej Vanessy... Ona dobrze wie za co i ona dobrze wie, że Van z tego opowiadania jest właśnie jej odzwierciedleniem... Andżeliko, na którą zwykłam mówić Angie albo Van... Kocham Cię ;**
+szczególne podziękowania dla Patty, bo bez niej nigdy nie było by bezsensownej rozmowy dziewczyn. Bardzo Ci dziękuję skarbie ;*

I jeszcze przepraszam za błędy, jeśli takie są. ;c

   W całym domu były przygaszone światła, z gramofonu leciała cicho muzyka, którą co jakiś czas przerywała rozmowa dwóch dziewczyn. Siedziały na ziemi oparte o kanapę wpatrując się w wyłączony telewizor. Gdzieniegdzie poustawiane były świeczki zapachowe, które bezskutecznie miały zatuszować odór alkoholu. Bowiem brunetki raczyły się właśnie różnego rodzaju winami. Białe, czerwone, wytrawne, słodkie, tanie, drogie, najróżniejsze butelki leżały na ziemi połyskując w blasku świeczek.
 -Wiesz co Clary? Kocham Cię.
 -Oooh, też Cię kocham skarbie...-Wyciągnęła do niej rękę na skutek czego traciła równowagę i upadła na plecy. -Vaaaaan...-Zapijaczony głos dziennikarki ponownie przerwał ciszę.
 -Hę?
 -My to jednam mamy parszywe szczęście do facetów, no nie?
 -Ehe... Żyć nie umierać...-Mruknęła przysypiając fotografka.
 -Umrzemy.
 -Już umieramy.
 -Przegrałyśmy życie...
 -Straciłyśmy wszystko.
 -Jesteśmy gotowe na koniec.
 -To koniec. Odchodzę.-Vanessa uniosła się na łokciach i nieudolnie wstała, jej przyjaciółka zaraz zrobiła to samo.
 -Idę z tobą.-Trzymając się nawzajem podążyły do kuchni po kolejną butelkę wina. Ich marsz przerwał dzwonek.-Ale najpierw otwórzmy drzwi.-Zgodnie i nieco chwiejnie doszły do przedpokoju i gdy w końcu udało im się osiągnąć cel, wpadły na swoich gości. A był to nie kto inny jak Alisson w towarzystwie Lizzy.
   Nowo przybyłe spojrzały po sobie zaskoczone i trzymając pijane dziewczyny zaprowadziły je z powrotem do salonu , po czym posadziły je na kanapie. Nie sposób było, by nie zauważyły pustych butelek po alkoholu.
 -Lisa, dzwoń do Axla i powiedz mu, co się stało. Nie wiem czy jest sens sprowadzać tu Duff'a.
 -Będzie czuł się winny. Znam Michaela, lepiej u powiedzieć.-Blondynka odgarnęła włosy z twarzy i ruszyła w poszukiwaniu telefonu podczas gdy Liv zbierała butelki i słuchała rozmowy Clary i Van.
 -Rose chyba mnie nie kocha...-Mruczała cicho, a łza spływała jej po policzku.-Nie wiem po co mu ta ostatnia szansa skoro i tak się zawiodę. Jestem pewna, że mnie zdradzi, uderzy, albo coś takiego..
 -To po co jeszcze siedzisz w tym bagnie? Ja jestem pewna, że McKagan mam mnie w dupie.-Patrząc na siebie obie brunetki zaczęły płakać. Alisson spojrzała na nie z politowaniem i wypiła parę ostatnich łyków wina.
 -Co robisz?-Elizabeth weszła do pokoju marszcząc brwi.
 -Wiesz jakie ich gadanie jest dołujące?-Wskazała na zapłakane brunetki.-Dziewczyny... DZIEWCZYNY!-Krzyknęła, więc wszystkie na nią spojrzały.-Jestem z Izzy'm, ale on nie chce nikomu powiedzieć... a teraz... teraz do tego martwię się, czy przeżyje...-Clarissa i Vanessa wybuchły rykiem, bo płacz to za słabe określenia ich stanu. Liv łkała cicho chowając twarz w dłoniach, a Lisa patrząc na to wszystko sama uroniła kilka łez przytulając roztrzęsioną szatynkę. Nie czekały długo gdy rozległ się dzwonek do drzwi.
   Za drzwiami stał basista i wokalista. Obaj tak na prawdę nie wiedzieli dlaczego tu są. Axl był zły, że zabrano go ze szpitala bo jego dziewczyna ma jakieś dziwne widzi mi się. Drzwi otworzyła im niska blondynka i uśmiechnęła się smutno.
 -Są pijane. Chociaż to mało powiedziane. Znalazłyśmy tyle pustych butelek wina, że zadowoliło by się tym połowa meneli z Sunset...-Mężczyźni weszli do salonu i spojrzeli na swoje ukochane. Rose natychmiast wziął C. na ręce i wyniósł z mieszkania szepcząc do niej uspokajająco. Niestety Mckagan miał nieco większy problem. Usiadł przy Van spojrzał w jej jasno niebieskie oczy i... sam uronił kilka łez. Cmoknął załamaną brunetkę w usta i uśmiechnął się lekko. Dobrze wiedział, że ona potrzebuje teraz czułości, dlatego posadził ją sobie na kolanach i pozwolił by płakała tyle ile chce. Zastanawiał się co do niej czuje, bo choć była to inna miłość niż tak, którą żywił do Elizabeth, była równie silna. Elizabeth była jego przyjaciółką, pierwszą miłością i na swój sposób młodszą siostrą, a Van... Ona była inna. Dojrzalsza, pewniejsza siebie, ale czy lepsza?

***

   Denerwujące pikanie po raz kolejny go obudziło. Otworzył ospale oczy i ziewając próbował się przeciągnąć. Uniemożliwił mu to ból i uczucie rozdzierającego się ciała. Stęknął głośno i zwinął się w kłębek  chwytając się dłońmi za brzuch. Do pomieszczenia ktoś wszedł i krzyknął głośno. Sądząc po głosie była to kobieta, bardzo zdenerwowana kobieta. Po chwili poczuł jak delikatne damskie ręce chwytają go za ramię.
 -Jeff... Jeffrey spokojnie, jestem tu.-W delikatnym, kojącym nerwy głosie usłyszał tyle troski...-Dziękuje Neomi, poradzę sobie.-Ostrożnie pomogła mu usiąść, a kiedy otworzył oczy i spojrzał na nią, uśmiechnęła się.
 -Amy...-Wyszeptał. Wszystko co wydarzyło się od urodzin Elizabteh wydawało się być jak sen. Takie nieosiągalne.-Amy...-Powtórzył, a ona podniosła wzrok i zderzyła się z nim wzrokiem. Po raz kolejny utonął w jej zielonych oczach, które tak bardzo przypominały mu dzieciństwo.
 -Jeff, nie powinieneś się zanadto poruszać. Masz na prawdę ogromną ranę na klatce. W końcu musiałam wyciągnąć tę kulę...
 -Więc to prawda?-Zapytał posępnie.-Ten kretyn mnie postrzelił?-Dziewczyna charakterystycznie ściągnęła wargi i przytaknęła.-Cholera...
 -Wyliżesz się.-Poklepała go po ramieniu.-Na korytarzu czeka  Alisson z jakimś Mulatem. Wpuścić ich?-Przytaknął. Rudowłosa odgarnęła za ucho kosmyk, który wyślizgnął się z kitka i wyszła na korytarz, słyszał jeszcze jak mówi.-Możecie wejść. Tylko proszę, ostrożnie. Właśnie się wybudził i chyba nie jest w najlepszym humorze.
   Nie musiał czekać długo aż w drzwiach stanęła średniego wzrostu szatynka o bladej cerze i ciemnych, zaszklonych oczach. Izzy po raz kolejny oniemiał na jej widok, uwielbiał ją. Liv była po prostu jego ideałem. Za dziewczyną stał Slash, a oczy zakryły mu gęste loki. Rytmiczny nie raz zazdrościł mu tych włosów, przez które nikt nigdy nie potrafił stwierdzić, co gitarzysta czuje.
 -Izzy...-Alisson podbiegła do niego chcąc go przytulić, ale w ostatniej chwili się powstrzymała. Spojrzała na niego niepewnie, ale on pociągnął ją za rękę i przyciągnął do siebie wpijając się w jej usta. Tak bardzo brakowało mu jej ciepłych warg, słodkiego smaku i cudownego zapachu.
 -Mną się nie przejmujcie.-Hudson uśmiechnął się pod nosem siadając na plastikowym krześle. Już od dawna wiedział, że ta dwójka coś kręci.
 -Jak się czujesz?-Szatynka zignorowała uwagę przyjaciela i pogłaskała ukochanego po policzku.
 -Bywało lepiej.-Przyznał niechętnie.-Zapomniałem zapytać Amy kiedy będę mógł wyjść...-Skrzywił się, natomiast jego goście zrobili zaskoczone miny.
 -Jaka Amy?-Slash nagle się zainteresował uśmiechając się podejrzanie, a Jeff spojrzał na niego.
 -No Amy... Nie wiecie, że siostra Axl'a przeprowadziła operację?
 -To rudy ma siostrę!?-Zawołał zaskoczony gitarzysta otwierając szeroko usta ze zdziwienia.

***
(to ten teledysk)
   Z telewizji cicho wydobywały się dźwięki muzyki, drażniąc uszy obecnego tam chłopaka. Blondyn odgarnął włosy z twarzy wypuszczając z ust dym papierosowy i wpatrywał się w poczynania muzyków. Wodził wzrokiem za rudowłosym wokalistą miotającym się po scenie i aż skręcało go z obrzydzenia. Nienawidził gdy ktoś musi robi w okół siebie zamieszanie by zostać zauważonym. Oczywiście, Kurt musiał przyznać, że Rose ma wyjątkowy głos, co nie znaczy, że mu się to podobało. Od kiedy po raz pierwszy usłyszał o Guns N' Roses, z góry wiedział, że ich nie polubi. Nie znosił szumu, jaki stworzyli wokół siebie, nie cierpiał tego, co robili z muzyką, nie podobało mu się ich podejście do muzyki, to co z nią robią...
 -Co jest?-Do pomieszczenia wszedł Krist, najlepszy przyjaciel Cobaina i basista w ich, tymczasowo, 2-osobowym zespole.
 -Widzisz ich?-Wysoki brunet opadł na kanapę i spojrzał na  ekran.
 -No, i co z nimi? Całkiem nieźle się wybili.
 -Nie lubię ich.-Blondyn nie przejął się zaskoczonym spojrzeniem towarzysza. Mówił co myśli, zawsze tak robił.
__________
A na koniec jeszcze jedna rzecz. Po prawej macie ankietę, a po lewej możecie zadawać mi pytania, odpowiedzi znajdziecie na moim asku