środa, 11 lutego 2015

Just ride, baby.-19.

2 godziny po:

   Przez muzykę przebił się sygnał radiowozu. Goście spłoszeni hałasem zaczęli uciekać przez okna, przez ogród, aż w domu zrobiło się niemal zupełnie pusto, ale to nawet lepiej, wspólnie doszli później do takiego wniosku. Bowiem policja, nie przyjechała wcale by zakończyć imprezę, ale by przekazać wiadomość, która na zawsze miała zmienić ich życie.
***

6 godzin po:

  W tamtym okresie coraz gorzej im się układało. On coraz mocniej zagłębiał się we własnych problemach, coraz mniej zwracał na nią uwagę, częściej krzyczał, częściej podnosił na nią rękę. Natomiast ona była dla niego coraz mniej pobłażliwa, coraz mniej czuła, częściej chłodna, częściej krzyczała. Coraz mniej kochała. Mówi się, że między miłością, a nienawiścią cienka linia. Dlatego postanowiła to zakończyć, bo mimo, że czuła, że kocha - równocześnie nienawidziła. Nawet nie zauważył jej porannych nudności, zaburzenia żywienia. Nie to nie miało by sensu. Szczególnie teraz, w jej stanie. Takie ciągnięcie związku na siłę nie byłoby mądre. 
  Tak zdecydowała. Dlatego będąc w trzecim tygodniu ciąży wyprowadziła się i zamieszkała w domu swojego ojca, który parę miesięcy wcześniej postanowił na stałe przeprowadzić się do Anglii. Unikanie go wychodziło jej z niezwykłą łatwością. Nigdy nie chodziła w miejsca, w których mógł być, a także odmawiała znajomym, gdy zapraszali ją na większe uroczystości, czy imprezy.
   Tak przynajmniej było, dopóki w jej drzwiach nie stanął Slash. Mówił dość chaotycznie, był wyraźnie zdenerwowany, ale przekaz był zrozumiały i miał jeszcze na długo utkwić jej w pamięci, a najbardziej pierwsze słowa jakie udało jej się wykrztusić, gdy minął pierwszy szok. Było jej później za to wstyd.
  - O mój Boże... Will... Saul, zabierz mnie do Axl'a...

***
12 godzin po:
 
Dźwięk telefonu rozbrzmiał w domu świeżo upieczonych nowożeńców. Kobieta przeciągając się przeszła przez pokój i odebrała.
- Halo? - Najpierw, słysząc głos rozmówcy przybrała wesoły wyraz twarzy, ale z każdą sekundą jej uśmiech bladł. Jeszcze bledsza niż zwykle obejrzała się przez ramię na swojego męża.
- Kochanie... To do Ciebie. - Szepnęła wyciągając w jego stronę słuchawkę. Mina ukochanej wystarczyła, by podniósł się i w jednej chwili znalazł obok i obejmując dziewczynę warknął do słuchawki.
- Stradlin, o co chodzi? - Wyraz jego twarzy ze zirytowanego zmienił się najpierw na zdezorientowany, a później w przerażony. - Przestań ryczeć jak baba Rose, już jedziemy. - Odłożył słuchawkę. Starał się zachować zimną krew, próbował być ironiczny i może nawet odrobinę wredny. Ale Ci, którzy go znali, nie przeoczyli jak załamał mu się głos przy wymawianiu nazwiska przyjaciela.
  Alisson niezwłocznie przylgnęła do niego obejmując mocno jego ciało, gdy wstrząsnął nim spazmatyczny szloch. Powoli głaskała go po głowie i karku, szeptała do ucha kojącym głosem, że będzie dobrze. Brzydziła się sobą za tak paskudne kłamstwo, jednak za wszelką cenę starała się przejąć od niego chociaż część bólu, zdjąć z niego ciężar tej wiadomości, choć sama ledwo powstrzymywała łzy napływające jej do oczu.

***

24 godziny po:

 - Jesteś pewny, że mamy wszystko? - Zapytała po raz setny, podczas gdy wysoki blondyn krzątał się jeszcze po sypialni i szukał kluczyków do samochodu. Jada chwila mieli wsiąść do pojazdu i na 2 miesiące zniknąć z Los Angeles. Drgnęła niespokojnie słysząc dźwięk telefonu. Zanim jej przyjaciel zdążył zareagować, już zbiegała po schodach stukając obcasami o każdy stopień.
 - Rezydencja Duff'a McKagan'a, Elizabeth Price przy telefonie - w czym mogę pomóc? - Oznajmiła ostentacyjnie opierając się o ścianę. Wiedziała, że Michael na nią patrzy. - Oh, cześć Izzy! Zaraz jedziemy do Seattle, więc... - Przerwał jej chłodny ton znajomego, szybko przekazana wiadomość i głuchy dźwięk odłożonej słuchawki. Spojrzała na aparat, a potem na swojego przyjaciela. Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale w tej chwili nic nie przychodziło jej do głowy. Odłożyła słuchawkę i spojrzała na niego ze łzami wściekłości w oczach.
 - Nie powiedziałeś mi... Jak mogłeś mi nie powiedzieć?! Mikey, do cholery! - Krzyknęła. Ze złością kopnęła w fotel, który nie poruszył się ani o centymetr.
 - Ja... Nie chce tam jechać... Nie chce tego widzieć. - Powiedział zbijając wzrok w okno.
 - Nic mnie nie obchodzi, że nie chcesz! Przebieraj się w tej chwili, jedziemy do Indiany! - Krzyknęła podchodząc do swojej torby. Otworzyła ją i wyrzuciła połowę zawartości zanim znalazła prostą czarną sukienkę. - Na co czekasz? W tej chwili ubieraj cholerną marynarkę McKagan! - Upchnęła rozrzucane ubrania z powrotem do torby i przepchnęła się obok niego na schodach. - Po drodze jeszcze zgarniemy Stevena.
  Nienawidził jej w takim humorze. A najbardziej nienawidził tego, że jest w nim wtedy, gdy to on ją zawiedzie. Nienawidził wiedzy, że ją rozczarował. Przycisnął czoło do chłodnej ściany i uderzył w nią lekko pięścią.