środa, 5 czerwca 2013

Just ride, baby.-11

Rozdział dedykuję Mojej Angie, bo pomogła mi już z 2 rozdziałem i gdyby nie ona, pewnie ciągle byście czekali.
Dla Patty, bo te rozmowy i wgl. XD no i rzecz jasna Hani bo była moim testerem i się nie poryczała czytając to , dlatego stwierdziłam, że NIE UMIEM WZRUSZAĆ LUDZI. ;c
wybaczcie ewentualne błędy, czy coś, ale nie miałam już siły sprawdzać ;/ możecie śmiało wypominać! ^^
Dodałabym 2 godz. wcześniej, ale mi prąd odcięli. ;c
no... więc... enjoy, czy coś...

   Koszmar. Całe życie to jeden wielki koszmar. Zły sen, który urzeczywistnia się z każdą minutą. Moment, w którym jesteśmy bezsilni i albo się poddajemy, albo walczymy, podczas gdy inni załamują ręce i patrzą na nas z politowaniem.
   Amy od dłuższego czasu była właśnie w takiej sytuacji, ale walczyła. Próbowała dać sobie radę, próbowała... Czy jej wychodziło? A to już zupełnie inna sprawa. Nick, barman który stał się jej przyjacielem, gdyby nie on, pewnie nie dała by rady. Pewnie popadłaby w pracoholizm, w który i tak się już zagłębia.
   Zaśmiała się pod nosem zdając sobie sprawę w jak beznadziejnej sytuacji się znajduję. Idzie pustą, ledwo oświetloną ulicą ciągnąc za sobą walizkę i naraża się na niebezpieczeństwo. Ciszę przerwały krzyki dwóch mężczyzn. Stanęła i zaczęła nasłuchiwać. Krzyki, teraz już jednego człowieka, przerwał wystrzał. Rudowłosa szybko zlokalizowała źródło dźwięku i pobiegła w tamtą stronę najciszej jak potrafiła. Ostrożnie wyjrzała za muru i zobaczyła jak barczysty blondyn szuka czegoś w kurtce siedzącego pod ścianą szatyna.
 -Fuck, tu nic nie ma!-Krzyknął wstając i schował pistolet do spodni.
 -Mówiłem...-Cichy głos rannego ociekał ironią.-Spieprzaj stąd jeśli nie chcesz kłopotów.-Wyszeptał ledwo słyszalnie chłopak. Jego oprawca wstał i uciekł z miejsca zbrodni.
   Amy poczekała chwilę i zerwała się z miejsca. Szybko przedostała się do rannego. Chłopak miał przymknięte oczy, dlatego dziewczyna chwyciła go za policzki. Uniósł powieki i spojrzał w jej oczy, podczas gdy ona szeptała do niego uspokajająco.
 -Jestem lekarzem, pomogę Ci... Muszę zobaczyć ranę... Nie wolno zamykać Ci oczu.-Oddychał ciężko próbując utrzymać przytomność podczas gdy rudowłosa podniosła jego koszulkę i zobaczyła dość poważną ranę na brzuchu.-Cholera... Trzeba zadzwonić po pomoc, trzeba operować...- Mruknęła sama do siebie.-Jak się nazywasz?-Próbowała nawiązać z nim jakiś kontakt, by tylko nie zemdlał. Ściągnęła jinsową kurtkę i koszulkę pozostając w samym staniku.
 -Izzy... Co ty robisz?-Wpatrywał się w nią zdezorientowany, podczas gdy ona przyłożyła koszulkę do rany.
 -Ja jestem Amy. Chcę chociaż częściowo zatamować krwawienie...-Ubrała kurtkę i zapięła jej guziki, a następnie chwyciła jego dłoń i położyła na koszulce.-Przyciskaj mocno, straciłeś już dużo krwi. Idę zadzwonić po karetkę.-Po tych słowach wstała i odbiegła zostawiając go.
   Chłopak przymkną oczy i starał się intensywnie myśleć. To spojrzenie, te rude włosy... Widział tę dziewczynę wcześniej i w barze i na lotnisku, a o ile nie był pewien wtedy, czy wzrok go nie zawodzi, teraz miał 99% pewności, że owa Amy, jest tą samą Amy z którą nieraz spotykał się po kryjomu, tak by Axl nie zauważył. Tą samą, która chciała zbawić świat, która z zaangażowaniem i fascynacją opowiadała mu o swoich marzeniach, tak jak on jej o swoich. Tą samą a jednocześnie tak inną.
   Gdy wróciła na jej twarzy malowało się zdenerwowanie. Miała ostrzejsze rysy twarzy niż kiedyś, widać, że dojrzała, co powoli ją niszczyło.
   Niedługo potem nadjechała karetka. W samą porę, bo ledwo przytomny chłopak, stracił o wiele za dużo krwi.
***
 -Lizzy... Miłej zabawy, ja już idę źle się czuję...-Clary szepnęła blondynce na ucho uśmiechając się przepraszająco.-Źle się czuję, pójdę już.
 -No dobra, uważaj na siebie. I dzięki, że przyszłaś.-Uścisnęła się, a potem brunetka szepnęła to samo Vanessie i Alisson, po czym wyszła z lokalu w sam środek burzy.
   Opatuliła się szczelnie swoją skórzaną kurtką i ruszyła szybkim krokiem w stronę swojego mieszkania. Wpatrywała się w swoje chlupoczące, przemoknięte trampki i myślała. Intensywnie myślała o Axl'u. Kochała go, tego była pewna, ale to co teraz czuła, to przede wszystkim strach. Przypomniała jej się sytuacja z popołudnia, jak najpierw ją obezwładnił, a potem uderzył. Co prawda, była dorosła, potrafiła się obronić, ale prawda jest taka, że gdyby nie Slash i Izzy, pewnie nie wyszła by z tego starcia cała.
   W jej oczach stanęły łzy, więc szybko pociągnęła nosem i podniosła wzrok. Zobaczyła blok w którym znajdowało się jej mieszkanie. Nie mogła tam pójść... Axl też tam mieszka, ma kluczę, nie miała by szans by czuć się tam teraz bezpiecznie, więc gdzie ma się podziać? Przymknęła oczy i wytężyła umysł, który i tak pracował już na najwyższych obrotach...
   Olśnienie spowodował przejeżdżający obok niej autobus. Zerwała się z miejsca i dobiegła na przestanek omal nie przewracając się pod rodzę, wsiadła do pojazdu. Usiadła na najbliższym wejściu krześle i westchnęła cicho pocierając dłońmi ramiona, by zrobiło się chociaż trochę cieplej. Otarła czarne od makijażu łzy spływające po jej policzkach i zamknęła oczy próbując się uspokoić. Przez całą drogę czuła jak niebezpiecznie drży jej dolna warga.
  Droga z przestanku do miejsca docelowego, jej dzisiejszego azylu była szybka, Clarissa pokonała ją niemal biegiem. Otworzyła bramkę i weszła na dużą posesję, po czym szybkim krokiem dostała się do mosiężnych drewnianych drzwi. Zapukała, z początku cicho, ale gdy nikt nie otwierał, zaczęła pukać głośniej. Po policzkach znów spływały jej łzy, gdy osoba, którą pragnęła zobaczyć teraz najbardziej na świecie otworzyła drzwi.
***
   Siedziała na jednym z plastikowych krzesełek ukrywając twarz w dłoniach. Przebrała się w swoją ulubioną bluzę, którą miała w walizce. Parę jej koleżanek prosiło, by pojechała do domu, ale Amy odmawiała. Za każdym razem mówiła, że chce zostać, aż będzie wiadomo czy on przeżył.
   Ciągle ponownie w myślach odtwarzała jego twarz, za każdym razem skupiając się na czymś innym. A to na włosach, a o na oczach, na ustach lub nosie. Analizowała każdy fragment postaci tajemniczego mężczyzny starając się znaleźć coś co naprowadzi ją na ślad. Znała tego chłopaka, znała już wcześniej, dawno, zanim wyjechała do L.A. A może powinna sięgnąć pamięcią dalej w przeszłość? Może odpowiedź tkwi jeszcze głębiej w jej świadomości? Zaczęła wspominać miesiące zanim jej bart wyjechał. Przywoływała po kolej obrazy osób w których towarzystwie się obracał, aż w końcu trafiła.

   Jego ciepłe wargi musnęły jej policzek, a ona otworzyła oczy. Spojrzała w górę na chłopaka i poczuła jak łzy cisną się jej do oczu. Szatyn uśmiechnął się i przyciągnął bliżej do siebie.
 -Nie płacz mała, jeszcze się spotkamy, obiecuję.- Odsunął ją od siebie na długość ramion i uśmiechnął się szeroko.-Dasz radę. Musisz skupić sie na nauce, a osiągniesz swój cel. Amy, jesteś stworzona do wielkich rzeczy, możesz uratować wielu ludzi, czeka Cię wielka przyszłość. Nie jestem w niej potrzebny, Will też nie. Obaj bylibyśmy dla Ciebie przeszkodą. Jesteś silna, nie potrzebujesz nas.-Dziewczyna odsunęła się od niego ocierając pojedyncze łzy.
 -Gówno prawda.-Pociągnęła nosem.-Dobrze o tym wiesz. Bez was nie będę miała do kogo się zwrócić. Nie chce żebyście jechali... Może to jest cholernie samolubne, ale mam to gdzieś. Chciałabym zatrzymać was przy sobie. Kocham was, obydwaj jesteście dla mnie jak starsi bracia, dobrze o tym wiesz!-Podniosła głos próbując opanować frustrację.
 -Ciszej mała, jest strasznie wcześnie, obudzisz sąsiadów, i na prawdę będziemy musieli zostać.-Jej brat pojawił się za nią, chociaż nie słyszała jego kroków.-Będę pisał, obiecuję.-Przygarnął ją do siebie i przytulił mocno.
 -Przyrzekasz? Choćby nie wiem co, będziesz pisał?-Spojrzała mu prosto w oczy. Dobrze wiedziała, że tego nie znosił.
 -Nic mnie nie powstrzyma. Tornado, powódź, trzęsienie ziemi, czy cokolwiek innego mnie nie powstrzyma!-Zawołał mierzwiąc jej radośnie włosy, po czym wsiadł za kierownicą starego samochodu ojca.-Izzy, chodź!
 -Izzy?-Zdezorientowana spojrzała na Jeffrey'a.
 -Tak. Od dziś ja jestem Izzy Stradlin, a Will to Axl Rose. Ubzdurał sobie, że to lepiej brzmi.
 -Bo tak jest.-Przyznała i przytuliła się do torsu chłopaka najmocniej jak potrafiła. Objął ją ramionami i pocałował w czubek głowy.
 -Kocham Cię Amy. Moja mała siostrzyczko.-Puścił jej oczko i również wsiadł do samochodu. Stała jeszcze chwilę z założonymi rękoma patrząc jak odjeżdżają, po czym odwróciła się i ruszyła z powrotem do domu.

   Amy podniosła się jak oparzona z niewygodnego siedzenia i spojrzała na pielęgniarki wiozące na łóżku nieprzytomnego chłopaka. Podbiegła do nich i spojrzała na śpiącego. W tym świetle widziała go wyraźnie i nie miała już żadnych wątpliwości. To był Jeff Isbell.
***
 -Więc mówisz, że Cię zdradził?-Clary zmierzyła wzrokiem mężczyznę siedzącego na przeciwko niej. Dał jej świeże ubrania, okrył ciepłym kocem i dał kubek gorącego kakao, przez co znów poczuła się jak 16, która w końcu znalazła swoje miejsce na ziemi.
 -Tak.
 -A potem uderzył?-Jej ojciec uniósł brwi do góry.
 -Tak. Ale to było tak, że ja kazałam mu wynosić mi się sprzed oczu, grzecznie mówiąc, a on wychodząc zbił mój ulubiony wazon, a ja sie jeszcze bardziej wkurzyłam i rozwaliłam jego płyty winylowe, a on nazwał mnie suką i dziwką i zrobił pięścią dziurę w ścianie, a ja rzuciłam krzesłem, chociaż nie mam pojęci skąd miałam tyle siły i zaczęłam się drzeć, że nie ma prawa tak do mnie mówić po tym co zrobił, a on mnie złapał za włosy i jakoś dziwnie obezwładnił, powiedziałam, żeby mnie puścił i tak zrobił, a gdy się odwróciłam to uderzył mnie w policzek, na co ja mu oddałam z pięści w szczękę i rzuciłby się na mnie, gdyby nie było tam Slasha i Izziego, którzy go przytrzymali, a ja mu powiedziałam, że to koniec i nie chce go znać i wyszłam i... i...-Brunetka mówiła coraz bardziej roztrzęsionym tonem i pewnie ponownie by się rozpłakała, gdyby Mick nie przytulił by jej do siebie.
 -Wiesz, zawsze współczułem dziewczynom Rosa, dlatego nie byłem zadowolony, że z nim jesteś.-Przyznał niechętnie.-Ale wiesz... Masz dość wpływowego tatę. No w końcu jestem sam Mick Jugger, wokalista zajebistego The Rolling Stones, no nie? Zawsze mogę tu czy tam coś puścić...
 -Przestań tato. Kocham go, nie chce dla niego źle, ale... nie wiem czy potrafię być z kimś, kto mnie nie szanuje...-Przytuliła się do jego klatki i westchnęła głęboko.
 -Z tym musisz poradzić sobie sama. Dobra, dopij kakao i szoruj do łóżka bo już późno, a ty jesteś zmęczona. Możesz spać w swoim starym pokoju, niczego nie ruszałem.-Pogłaskał brunetkę po głowię.
 -Dziękuję.-Według polecenia wypiła kakao i wstała z kanapy. Gdy była już przy schodach obejrzała się za siebie.-Tato...
 -Tak skarbie?
 -Kocham Cię.-Uśmiechnął się do niej ciepło.
 -Ja ciebie też kwiatuszku.

Następnego dnia 8:00
    Mick wszedł po cichu do pokoju i spojrzał na pogrążoną we śnie brunetkę. Uśmiechnął się lekko i przysiadł na łóżku gładząc ją czule po głowie. 'Taka podobna do matki', pomyślał. W cichym westchnieniem położył na stoliku nocnym kremowe pudełeczko z kokardką i otworzył je. Jego oczom ukazało się złote serduszko na łańcuszku. Uśmiechnął się pod nosem i obok prezentu położył kartkę. Ostatni raz spojrzał na swoją, dorosłą już córkę i z uśmiechem na ustach opuścił pomieszczenie pozwalając swojej małej księżniczce spokojnie spać.

(treść liściku)

"Clary,
Słonko, musiałem iść do wytwórni obgadać parę spraw odnośnie kolejnej płyty. Nic ciekawego, uwierz. Co do prezentu... Wiem, że urodziny masz dopiero za tydzień, ale... pomyślałem, że przyda Ci się trochę ciepła w te ciężkie dni.
Do serduszka włożyłem zdjęcie mamy, żeby było Ci raźniej.
Kocham Cie
Tata"