wtorek, 8 stycznia 2013

Slash story - Trzeci

Ahh... więc jednak mi się udało! To znaczy, bez korekty i w sumie nie wiem jak tam ze spójnością, ale mam nadzieje, że da się przeżyć. Według mnie, to najgorszy rozdział jaki udało mi się napisać w historii całego "Slash story", ale w sumie ocenę pozostawiam wam.

+ Mam prośbę. Jeśli czytasz to opowiadanie, a nie komentujesz, zostaw chociaż uśmiech, inną emotikonkę, cokolwiek. Z góry dziękuję.

++ JEŚLI MACIE DO MNIE JAKIEKOLWIEK PYTANIA, O MNIE, KONTAKT, BĄDŹ O OPOWIADANIE, ZAPRASZAM DO ZAKŁADKI "About a girl"

+++ Znów bawię się w dedykację.
Dla Rose,
 za tę telepatie co do wstępów, w moich rozdziałach
(mam nadzieję, że tym razem jest inaczej XD),
 i przede wszystkim, za to, że jesteś ze mną od samego początku,
za wiarę we mnie (nadal pamiętam jak napisałaś "masz potencjał" < 3)
i za twoją wspaniałą twórczość.

   Są takie chwile w życiu, które zapamiętamy do końca. Momenty, gdy mimowolnie się uśmiechamy. Są też osoby dzięki którym chce się żyć, a na sam ich widok serce i oddech przyspieszają. Szczęście jakie wtedy czujemy jest nie do opisania. Słonko świeci, ptaszki śpiewają i inne tego typu pierdoły. Tak ja czułam się przy Matt'cie. A przynajmniej dopóki nie zaczynaliśmy się całować, wtedy to już tak kolorowo nie było, a przynajmniej dla mnie.
   Byliśmy razem jakieś 1,5 roku, w tym czasie miałam całkiem sporo spotkań z Saul'em. Właściwie to pod koniec naszego związku. Kończyłam drugą klasę gimnazjum. Hudson trafił do mojej szkoły pod koniec kwietnia 1979 roku. Nie robiło to na nim wrażenia, bo była to jedna z licznych szkół do których miał szczęście, bądź nieszczęście uczęszczać.
   Był to jeden z takich dni gdy trzeba było założyć szkolny mundurek, chociaż nawet nie pamiętam z jakiej okazji. W każdym razie tego dnia Emili oddała mi mój aparat, wiecie, taki co od razu wysuwa zdjęcie z siebie. Cholera, nawet nazwy już nie pamiętam... No w każdym razie właśnie się nim bawiłam, gdy poczułam czyjeś ręce na moich biodrach... Przeszył mnie dreszcz, jakby moja skóra rozpoznała właściciela tych dłoni. Odwróciłam się szubko i moim oczom ukazała się burza brązowych loków.
  Przez moją przyjaźni z Emili byłam dość popularna, dlatego zaraz o okół nas zrobiła się mała grupka gapiów. Odgarnęłam mu włosy z twarzy i z szerokim uśmiechem rzuciłam mu się na szyję.
  - Hudson!! - Chłopak podniósł mnie i zakręcił wokół własnej osi.
  - Cześć piękna. - Posłał mi zniewalający uśmiech numer 3 i spojrzał na otaczających nas ludzi. - Nie przeszkadza Ci...
  - Przywykłam. - Machnęłam tylko na to ręką i wpakowałam aparat do torby.
  - Ale ja nie. Dasz się wyciągnąć na kawę.
  - I na spacer. Pewnie, ale o 17 będzie po mnie Matt.
  - No tak, coś "o was" słyszałem... - Uniosłam brwi słysząc jego niezbyt zadowolony tom, ale puściłam to mimo uszu. Objął mnie, po przyjacielsku, ramieniem, po czym śmiejąc się i przepychając opuściliśmy teren szkoły.

***

   Saul postawił mi tę kawę i zawędrowaliśmy do parku. Usiedliśmy na ławce, a raczej ja usiadłam, bo po paru razach, gdy go zepchnęłam rozsiadł się na ziemi. BA! Nawet bezczelnie wyjął mi aparat z torby i zrobił zdjęcie!
  - Co do... - Zapytałam gdy falsh mnie oślepił. -  Hudson! Pokaż mi to.  - Podał mi fotografię chichocząc pod nosem. - Za grosz talentu... - Mruknęłam oglądając jego dzieło.


  - Że co?! Bo niby potrafisz lepiej. - Prychnął pod nosem.
  - Oczywiście, że potrafię. Ale nie jestem aż tak okrutna by robić ci zdjęcia w tym mundurku. - Chłopak się skrzywił, na co zareagowałam głośnym śmiechem.
  - A tak zmieniając temat... Czy ty i Matt... No wiesz... Robiliście już to. - Skrzywiłam się mimowolnie na samo wspomnienie. - Co jest? Coś ci zrobił?
  - Nie! Oczywiście, że nie. - Posmutniałam trochę. Schowałam twarz w dłoniach, a gdy położył mi rękę na kolanu, wzdrygnęłam się i od razu ją zrzuciłam.
  - Hej Liv! Powiedz o co chodzi.
  - To nic takiego, nie przejmuj się. - Wymusiłam u siebie uśmiech, ale chyba nie dał się nabrać.
  - Alisson.
  - Saul, nic mi nie jest. - Spojrzałam na niego, ale pod wpływem jego wzroku, musiałam odwrócić głowę.
  - Alisson. - Odgarnął mi włosy z twarzy. - Powiedz mi. - Nie odpowiedziałam, ale irytacje powoli brała górę. Przecież to nie jego sprawa, pomyślałam. - Kurwa, zabije. - Wstał
  - To nie jego wina! - Podniosłam się szybko i chwyciłam go za rami.
  - TO POWIEDZ MI CZYJA DO CHOLERY!! - Krzyknął na mnie, a ja nie pozostawałam mu dłużna.
  - NIE JEGO! TO NIE ON ZABRAŁ MNIE NA IMPREZĘ, GDY MIAŁAM 12 LAT. NIE ON MNIE OLAŁ I SIĘ NAJEBAŁ! I TO NIE ON POZWOLIŁ BY JEGO KUMPEL SIĘ DO MNIE DOBIERAŁ! I to nie przez niego całowanie i wszelki dotyk nie sprawia przyjemności, a obrzydzenia.- Czym dłużej mówiła, tym ciszej, i tym więcej łez spływały mi po policzkach.
  - Zowiem zabrał Cię na imprezę? - Przytaknęłam, a on zamknął mnie w swoich objęciach. - Kto chciał Ci to zrobić?
  - Aron. - Wychlipałam cicho w jego marynarkę.
  - Tan sam co na sylwestra? - Przytaknęłam. - Zabije... No zajebie gnoja, słowo daje.
  - Przestań. - Otarłam łzy. - To było dawno, pewnie już nawet nie pamięta.
  - To mu przypomnę.
  - Nie Saul, proszę... Wolę, żebyś był przy mnie. - Przytaknął.
  - Chodź, odprowadzę Cię. - Jak powiedział, tak zrobił. Po niespełna 20 minutach spaceru i rozmowy doszliśmy pod mój dom, pod którym... stał już Matt. Oczywiście od razu posłałam mu zabójczy uśmiech nr 5 i przytuliłam go, przepraszając, że się spóźniłam, wyjaśniając czemu Hudson mnie odprowadził, na koniec jeszcze rzuciłam, żeby sobie pogadali i pobiegłam na górę się przebrać.
   Otworzyłam szeroko okno, tak by tego nie daj Boże nie usłyszeli i przebierając się w koszulkę z Rolling Stones i czarne spodenki z wysokim stanem, podsłuchiwałam. Na początku nie mówili nic godnego uwagi, taka tam gadka-szmatka, ale potem zrobiło się ciekawie.
  - Ej Hudson, wiem że Alisson jest świetną dziewczyną, ale muszę Ci przypomnieć, że jest moja, więc radze Ci się do niej nie przystawiać. - Matt miał trochę zirytowany głos, ale Saul raczej się tym nie przejął, bo zaśmiał się pod nosem.
  - Spoko stary, Liv - Uwielbiałam jak mnie tak nazywał! - jest tylko moją przyjaciółką.
  - Mam nadzieje. - W tym momencie wolałam, nie wysłuchiwać gróźb, jak to on mu tego słodkiego pyszczka nie obije, wiec wlazłam szybko na drzewo które stało przy moim oknie.
  - Przepraszam, że przerwą tę niewątpliwie ciekawą rozmowę, ale mógłby któryś mi pomóc? - Uśmiechnęłam się uroczo zeskakując na plecy Seymoura. - Dzięki skarbie. - Dałam mu buziaka w policzek i zaszłam z niego. Szybko pożegnaliśmy się z Loczkiem i poszliśmy w swoją stronę. A właściwie to ja poszłam, bo Mój Blondyn szedł parę kroków za mną i obserwował jak tańczę i śpiewam na środku ulicy "Good times, bad times". Zresztą nie tylko jego wzrok na sobie czułam.
Alisson.

PS: SLASH, JA DOBRZE WIEM, ŻE TO CZYTASZ, WIĘC PRZESTAŃ CIESZYĆ TWARZ! ;)

______________
To "PS" jest takim jakby uprzedzeniem, że mogą pojawić się też rozdziały pisane oczami Slash'a.