wtorek, 27 listopada 2012

Epilog - How I met your father.

Wiem, że miałam to jeszcze trochę pociągnąć, ale nie mam już do tego opowiadania serca, wiec zakończam je tym oto chujowym epilogiem. Jeśli ktoś ma jakieś pytania, to pisać w komentarzach. Ewentualnie jeśli wiele osób nie będzie rozumieć o co chodzi to walne jakieś wielkie podsumowanie. Dziękuję, i niech moc (wena) będzie z wami.


   Minęło dokładnie 23 lata, a mu nadal nie przeszło. Ciągle kochał tę kobietę równie mocno. Co z nim było nie tak? Przecież miał szansę ponownie się z kimś związać i być szczęśliwy! W duchu przeklinał swoją głupotę.
    Przeszukał swoje kieszenie w poszukiwaniu paczki fajek, niestety, nic z tego. Rozejrzał się po okolicy i zauważył jakiegoś chłopaka który szedł z papierosem w ustach i pisał sms-a.
 -Cześć młody, masz może fajki? - Axl, jako że nigdy nie było mu za siebie wstyd i byl w stanie zrobić wiele różnych dziwnych rzeczy, podszedł do swojej ofiary, która przeszywała go teraz wzrokiem. Na ustach przechodnia pojawił się kpiący uśmiech i wyciągnął paczkę w kierunku Rudego.
 - Nie chce być zbyt bezpośredni, ale jednocześnie nie mam zamiaru owijać w bawełnę, więc zapytam tylko, czy zdajesz sobie sprawę, że ONA urodziła tamto dziecko? - Widząc dziwną minę Axl'a westchnął. - Mam na myśli Clarisse Williams.
  - A skąd ty możesz to wiedzieć, co chłopcze? - Ten arogancki wyraz twarzy dziwnie przypominał mu jego samego.
 - To proste, to moja matka. - Chłopak ruszył w swoją stronę zostawiając za sobą zdezorientowanego Rosa

###

   Wiedział, że bardzo głupio postąpił mówiąc temu kolesiowi, że jest jego synem, ale to było silniejsze od niego. A przecież nigdy więcej się już nie spotkają, taką miał przynajmniej nadzieje.
   Wjeżdżał już windą w bloku jego matki i właśnie miał wysiadać, gdy zza otwierających się drzwi zobaczył uśmiechniętą twarzyczkę swojej siostry.
 - Co jest młoda? - Niepohamowany pisk wydobył się z jej gardła, a sama Lucy wskoczyła na swojego brata i przytulała go tak, jakby właśnie wygrałam w totka. - Ej, dziewczyno, bo się wywalę! Gadaj co się stało! - Podniecona co najmniej jak 10-latka na koncercie Biebiera, podskakiwała i piszczała coś, z czego rozumiał tylko pojedyncze słowa takie jak "Slash", "mama", "rację", "całują", "kocham cię". Oczywiście wyraz twarzy Alexa był odwrotnością inteligencji, dlatego właśnie gapił się na nią z szeroko otwartą buzią. - Nic nie zrozumiałem. - Dziewczyna zawarczała, tak, ona ZAWARCZAŁA i pociągnęła go za sobą gadając pod nosem coś, że wątpi w jego zdolności rozumowania, ale niezbyt ją słyszał.
 - Sam zobacz. - Wepchnęła go do mieszkania.
 - Cześć mamo!! - Wydarł się wchodząc do środka i zamurowało go w pół kroku, gdyż na kanapie leżała Clary, a na niej Slash i całowali się bez skrupułów i jakiegokolwiek zmieszania! - Yyy... Cześć wujku. Dawno cię nie widziałem. - Alex miał zaszczyt poznać Slasha gdy był młodszy, ale wolał nie wspominać o tym wszystkim Lucy. Hudson podniósł głowę i uśmiechnął się do niego.
 - Cześć Alex. O kurwa, ale urosłeś. - Clary walnęła go w ramie i wyswobodziła się z objęć ukochanego.
 - Jak impreza? - Zapytała idąc do kuchni.
 - Fajnie, ale nie tak fajnie jak tu najwyraźniej. - Lucy parsknęła śmiechem, a ich matka cała się zaczerwieniła. - Zgadnij kogo spotkałem wracając. - Wszyscy popatrzyli na niego wyczekująco, jakby się umówili. Mafia! - Axl'a Jebanego-Rose. - Clarissa momentalnie zbladła i by zemdlała, gdyby nie Slash, który widząc co się święci, przytulił ją szybko do siebie. - Wiem, że to głupie, ale wyżydził ode mnie fajkę, dlatego jakoś tak wyszło, że powiedziałem mu, że jestem twoim synem. Ale nie mówiłem jak się nazywam, czy coś. Od razu poszedłem, a ten stał tam jak kołek.
 - Dobra, najważniejsze, że nic ci nie jest.
 - Głupio zrobiłeś. - Skarcił go Wujcio-Wielki-Slash.
 - Wiem, przepraszam. No, to ja się powoli zbieram, czas wracać na studia...

poniedziałek, 26 listopada 2012

Slash story. - prolog.

Dobra, ja oczywiście wiem, że to bardzo głupie, by zaczynać nowe opowiadanie, tym bardziej, że teraz będę musiała zamęczać się z trzema, ale co zrobić? Nie moja wina, że mój mózg ma miliony pomysłów na minutę, a wena przychodzi gdy dopracowuje szczegóły!
W takim razie macie prolog, który napisałam w pół godziny i nawet korekty nie zrobiłam, ale to już przez moje lenistwo. no więc ten tego... miłego czytania. XD


   Mawiają, że naszym życiem rządzi los, przypadek i nie mamy wpływu na przyszłość, dlatego głupotą jest planować przyszłość, bo możemy nie dożyć jutra. Czy istnieje coś takiego jak przypadek? A może wszystko dzieje się w jakimś konkretnym celu? Nie wiem. Jedyne czego nauczyłam się od życia, to by zadowalać sie tymi chwilami, minutami gdy jesteśmy najszczęśliwsi na świecie.
    Nazywam się Alisson Liv Bowie. Tak, jestem córką TEGO Davida i Angie Bowie. Mam też starszego brata, ma na imię Zowiem, głupie imię, no nie? Kiedyś nawet dobrze się dogadywaliśmy, a teraz samo spojrzenie na niego wywołuje u mnie odruch wymiotny, ale do rzeczy.
   Pierwszy raz go poznałam jak miałam jakieś 10 lat. Jego matka, Alexandra Hudson była projektantką kostiumów scenicznych. Dlatego oczywiście nie mogło jej zabraknąć na tym jakże interesującym bankiecie, że tak to ujmę, który wydał mój ojciec. Z jakiego powodu wydał to przyjęcie? Przyznam szczerze, że nie pamiętam, nigdy jakoś specjalnie nie obchodziła mnie kariera ojca.
   Nie będę opisywać wnętrza naszego domu, bo zajęło by mi to bardzo dużo czasu, którego nie mam. Ale pomijając ten nieistotny fakt. W domu było pełno ludzi, chodzili rozmawiali, popijali wino i szampana, a ja siedziałam w kącie na kanapie, niszcząc te piękną białą sukienkę i czarnym paskiem w talii, i obserwowałam zebranych. Rozmawiali, śmiali się, inaczej mówiąc, stado nadętych inwestorów w ciasnych garniturkach. Mózgu przeciętnej 10-latki, nie powinien tworzyć tak inteligentnych określeń, ale ja chyba normalna nie byłam, bo jak któryś z tych biznesmenów do mnie zagadał to powiedziałam tak jadowicie, jak tylko stań na to 10-latkę. "Idź ode mnie ty gruby pacanie, albo powiem mamie, że się do mnie przyczepiłeś!". Haha, taak, ten szok w jego oczach, bezcenne.
   Ale wracając. Siedziałam sobie na tej kanapie, gdy zauważyłam mojego ojca i... WUJCIO STEVE!! Tak, uwielbiałam Stevena Taylera. Kumplował się z moją mamą, stąd tak się z nim zżyłam. Ale oprócz nich stała tam jeszcze jakaś kobieta, z burzą ciemnych loków na głowie. Miała na sobie piękną wieczorową suknie w kolorze ciemnego błękitu, co pięknie podkreślało jej ciemną karnacje. Zza tą piękną kobietą stał jakiś chłopczyk, z równie dużym buszem na głowie, kurczowo trzymał się nóg swojej mamy i z uwielbieniem patrzył na... MOJEGO STEVENA!! Nie mogłam na to pozwolić, więc zerwałam się z miejsca i pobiegłam w ich stronę krzycząc.
 - Wujcio Steve!!! -Padłam w ramiona mojego idola, jak i przyjaciela, a on przytulił mnie do siebie.
 - Alisson, jak ty urosłaś!! - Uśmiechnął się do mnie szeroko. - Wujek ma dla ciebie prezent... - Miałam oczy wielkie jak arbuzy, gdy szepnął mi na ucho, że to gitara, ale dostane ją dopiero za pare dni, na moje 10 urodziny. Wyobrażacie sobie radość takiego dziecka, bezcenne!
   Gdy Tayler odstawił mnie na ziemię, a te brązowe wielkie oczyska wpatrywały się we mnie z niedowierzaniem. Pani Alexandra kucnęła obok i przedstawiła się.
 - Cześć, jestem Ola. Od nie dawna pracuje z twoim tatą. - Uścisnęłam jej dłoń.
 - Alisson Liv Bowie, miło mi panią poznać. - Tak, byłam wtedy bardzo śmiałym dzieckiem, ale zmieniło się to dość szybko, ale o tym potem. - Kto to? - Zapytałam wskazując na malutkiego mulata.
 - To mój synek Saul. Jest trochę wstydliwy. - Patrzyłam na chłopca z wielkim zainteresowaniem. Dla mnie wstydliwe osoby były co najmniej jak kosmici, albo nowe gatunki ludzi. Zupełnie ich nie rozumiałam. Chwyciłam chłopczyka za rękę i pobiegłam na górę ciągnąc go za sobą. Zaprowadziłam go do mojego pokoju i włączyłam płytę Led Zeppelin. Może i byłam mała i miałam sławnego ojca, ale samodzielność przede wszystkim.
 - Lubisz muzykę? - Teraz to on spojrzał na mnie jak na idiotkę.
 - A kto nie lubi? - Na mojej buzi zagościł uśmiech, już go lubiłam. Zamieniliśmy tylko jeszcze jakieś 2 słowa, a potem jego mama przyszła i powiedziała, że wychodzą. Byłam smutna, właśnie znalazłam nowego kolegę i już mi go zabierają! Nie ma tak! Chłopczyk uśmiechnął się do mnie i pomachał na do widzenia.
  Tak właśnie wyglądało moje pierwsze spotkanie z tym chłopcem.

sobota, 24 listopada 2012

02 - Just ride, baby.

  Obudził ją dźwięk "Hallo, I love you" Doorsów, który miała ustawiony na sms. Otworzyła oczy i zaraz je zamknęła przez poranne promienie słońca, przedzierające się przez rolety.
 - Jeszcze pięć minut mamo... - Przewróciła się na drugi bok i znów podjęła ryzyko. Uniosła powieki, po czym zerwała się z łóżka. To nie był jej pokój! Zaczęła się nerwowo rozglądać, uświadamiając sobie, że 1. Nie jest w Seattle. i 2. Jej mama nie żyje. Skrzywiła się na samą myśl, zwlekając swoje ciężkie ciało z łóżka. Oczywiście, spadła na podłogę, a kołdra wraz z nią. Z trudem podniosła się do pozycji siedzącej i odnalazła swoją komórkę. Jedno nieodebrane połączenie i jedna wiadomość. "Wracam do L.A. Zadzwoń wieczorem. Już mi Cię brak, mała." Uśmiechnęła się pod nosem czytając wiadomość od McKagana.
 Ubranie się, poranna toaleta zajęły je około 20 minut, śniadanie nie więcej, dlatego po około 40 minutach szła parkingiem w stronę swojej maszyny. Mijała motocyklistę, za motocyklistom, a każdy gapił się na nią jak na ducha, co na szczęście nie zepsuło jej to humoru. Doszła do swojego motoru w na końcu parkingu i schowała swoje rzeczy. Odwróciła się na pięcie i zobaczyła, że macha do niej chłopak, którego wczoraj przypadkiem spotkała. Gestem pokazywał, żeby podeszła w jego stronę. Przewróciła oczami i ruszyła ku niemu. Czym bardziej się zbliżała, tym jego uśmiech był szerszy. "I z czego on się tak cieszy?", pomyślała marszcząc brwi.
 - Hej... Chciałem cię przeprosić, za wczoraj. Nie miałem nic złego na myśli.
 - W porządku, przecież nic się w sumie nie stało. - Odpowiedziała na jego uśmiech, lekkim uniesieniem kącików ust. - A tak przy okazji... Mam na imię Elizabeth.
 - Collin, miło mi... - Nie zdążył dokończyć, bo przerwał mu czyiś pisk, a konkretnie to pisk jakiejś zachwyconej dziewczyny. Odwrócili się w tamtą stronę z komicznymi minami. - LIZZY!!!! - Jakaś niska brunetka ruszyła w jej stronę biegiem i wpadła na blondynkę, tak, że się prawie przewróciła. Została wyściskana przez osobę, której nie zna, dlatego na jej twarzy malowało się jedno wielkie "WTF?!". - Boże dziewczyno, jak ja się za tobą stęskniłam! Opowiadaj, co u wujka Franka i cioci Mery? - Po tych słowach dziewczyna odsunęła się od niej, dzięki czemu Lisa mogła się jej przyjrzeć.
 - O mój boże... Katy? - Zrobiła wielkie oczy i omal się nie rozpłakała. Znów znalazła się w jej ramionach. Bardzo tęskniła za kuzynką, były najlepszymi przyjaciółkami, ale potem pokłóciła się z matką na temat studiów. Było jej ciężko, bo matka weszła z nią na wojenną ścieżkę, a dziewczyna w spokoju nie mogła się uczyć. W końcu powiedziała, "dość" i zwiała, zresztą co się dziwić?
 - Co taka zdziwiona? Wiedziałam, że wpadniemy na siebie prędzej czy później! I co ty tu robisz?! Nie powinnaś być w Seattle?
 - Nie... - Spuściła wzrok i przygryzła nerwowo wargę.
 - No ej, Lisa! Przecież mi możesz powiedzieć...
 - Moja matka zmarła.
 - ŻE CO KURWA?!?!?!? - Na twarzy wypisany miała szok, a Lizzy nie zdołała odgonić łez. Źle się czuła, od śmierci jej matki coś się z nią działo i nie za bardzo wiedziała co. Brakowało czegoś istotnego w jej życiu, mimo że minął dopiero tydzień, ona już czuła się jak wrak człowieka. Wyjechała by zapomnień, odnaleźć szczęście, a co jeśli jej nie dane jest żyć szczęśliwie? Bo jakoś zaczynała mieć wszystkiego dość, każda najmniejsza rzecz doprowadzała ją do furii, która przeradzała się w załamanie. A to włos się nie układały, kreski nie udały, lub obudziła się za wcześnie... Przecież to taki okropne!
   A teraz tak serio. Coś było nie tak, problem w tym, że dziewczyna nie umiała sobie z tym "czymś" poradzić.
   Ukryła twarz w dłoniach, chcąc się uspokoić, ale coś jej nie wyszło, bo Katherine musiała ją przytulić. Elizha wtuliła się w krewną, a jej ciałem wstrząsnął szloch. Pięknie, rozkleiłam się i pewnie zaraz rozmaże mi się makijaż!  Ta myśli sprawiła, że rozbeczała się jeszcze bardziej, choć jest to dość płytkie, no ale cóż. Zdesperowany człowiek wszędzie znajdzie problem.
   Podczas gdy one się tak przytulały, Collin stał i nerwowo drapał się po głowie nie wiedząc co ze sobą zrobić, w końcu stwierdził, że zagada do niej później, jak dziewczyna będzie w lepszej formie.

###

   Gdy Elizabeth w końcu się uspokoiła i z pomocą Katherine poprawiła rozmyty makijaż, wróciły na parking, gdzie wszyscy zaczynali się już powoli nudzić.
 - El*, może pojechałabyś z nami? Dawno się nie widziałyśmy, a musimy porozmawiać jeszcze o wielu rzeczach. - Lisa tylko przytaknęła z wdzięcznością. Czuła, że dzięki kuzynce da rade ułożyć sobie parę spraw.


  Dobra, wiem że jestem straszna okropna i wgl., ale mam szlaban za "złe" oceny, które są całkiem niezłe, ale dobra. Moja mama i jej mózg matematyczny, aż brak mi słów. -,-
Kare mam "do świąt", więc myślę, że jeszcze tydzień, albo dwa i będę mogła normalnie używać komputera XD

A puki co ten krótki i jakże mało sensowny rozdział na pocieszenie ;)

sobota, 17 listopada 2012

6 Rozdział - How I met your father.

  Dodaje kolejny rozdział, ponieważ... mam już ponad 1500 wejść na bloga! Nigdy nie spodziewałabym się, że ktoś kiedyś będzie czytać moje wypociny, a tu proszę! Nieskromnie, jestem z siebie dumna... ;D
Zapraszam na czytanie, tego jakże przereklamowanego rozdziału, podczas którego pisania, nawet ja się poryczałam.

 Lucy siedziała w fotelu i przyglądała się swojej matce i Saulowi marszcząc brwi. Nie podobało jej się to, nawet wcale! Co on tu robił? Fakt, gdy spotkali się po raz pierwszy nie poznała go, no bo spójrzmy prawdzie w oczy, kto uwierzyłby, że przed nim stoi sam Slash?! No błagam!! Tym bardziej, ze dziewczyna widziała go dokładnie dopiero na zdjęciach matki, dzień wcześniej. Na koncertach które oglądała zawsze miał na twarzy te swoje kudły, a na dodatek cylinder zakrywał mu oczy, że nie była pewna, czy ten człowiek w ogóle coś widzi!! A teraz, siedział sobie naprzeciw niej na kanapie i trzymał jej matkę za rękę, jakby chciał ją uspokoić! Za dobrze znała tę kobietę, żeby nie wiedzieć, iż kobieta ma coś na sumieniu. Westchnęła głęboko i rozsiadła się wygodnie w fotelu mierząc tę dwójkę wzrokiem.
 - Mamo, nie ważne co chcesz mi powiedzieć, dobrze wiesz, że nigdy nie miałabym ci niczego za złe. - Kobieta wlepiła smutny wzrok w swoje dziecko, ale w dalszym ciągu nic nie mówiła. - Dobra, posłuchaj. Nie jestem małym dzieckiem, potrafię kojarzyć fakty i pojmuje dużo więcej niż ci się wydaje. - Zawahała się. - Dobrze wiem, że ty wiesz, że poprosiłam cię, żebyś opowiadała mi o tym wszystkim co działo się w twoim życiu, nie tylko z czystej ciekawości, ale chcę dowiedzieć się w końcu kim jest mój ojciec i dlaczego nie było go nigdy w moim życiu. I rozumiem też, że pana Hudsona ściągnęłaś tu właśnie z tego powodu. Dlaczego tak myślę? Otóż jest on moim głównym podejrzanym. Bez obrazy, być może tato. - Dobra, może powinna zachować te słowa dla siebie, ale niestety, nie była nigdy nieśmiałą osobą i mówiła prosto z mostu co wie, czuje i myśli. Nie zawsze wychodziło jej to na dobre, ale należała do osób, które najpierw robią, potem myślą, zdarza się.
   Ku jej zaskoczeniu Clary wbiła wzrok w swoje paznokcie a Slash zaśmiał się cicho.
 - Mamy bardzo mądrą córkę. - I to zwaliło ją na kolana! Dlaczego? BO TO BYŁY TYLKO PODEJRZENIA!! Miała wrażenie, ze zaraz zasłabnie, zrobiło się gorąco a jej brakowało powietrza.
 - Dooobra, to może wyjaśnisz mi, dlaczego z Rosa przeskoczyłaś na Hudsona? Bez urazy. - Mężczyzna uniósł lekko kąciki ust, ale nie odezwał się ani słowem.
 - Kochanie, nie myśl o mnie źle, bo sama postąpiłabyś tak samo na moim miejscu.
 -Mamo, przestań się wykręcać, tylko opowiadaj! - Mocno irytowana nastolatka uniosła głos, ale zaraz się uspokoiła i spojrzała wyczekująco na swoją rodzicielkę.
 - Mam ci podać przykład, dobrze! - Mocno roztrzęsiona kobieta uroniła parę łez, no co zareagował Saul.
 - Może cię wyręczę i sam wyjaśnię? - Kiedy kobieta skinęła głową zaczął mówić. - Axl był stosunkowo dobrym człowiekiem, ale nie szanował kobiet, nawet tych, które kochał. Pamiętam jedną sytuację, już pod koniec tego toksycznego związku. Axl obdzwonił wszystkich swoich kumpli. Mam na myśli, mnie, Izziego, Duffa, Steven już z nami nie grał, zamiast niego był Matt. Do nas dołączyli  jeszcze Perry z Tylerem. Miał przyjść Sixx, ale nie mógł, zamiast niego pojawił się Bach. Niby wszystko spoko, zwaliliśmy się do mieszkania Clary, która mieszkała wtedy z Rosem. Piliśmy, paliliśmy fajki i skręty. W sumie to chyba tylko Tayler, Perry i Bach jakoś się trzymali.
   Bawiliśmy się jak małe dzieci, doszło nawet do tego, że splądrowaliśmy szufladę z bielizną twojej mamy. Rzucaliśmy w siebie jej garderobą, większość z nasz była pijana, gdy przyszła Clary.
   Z tego co pamiętam, miała bardzo ciężki dzień, była bliska straty pracy, przez swój związek z Rudzielcem, ale przecież miłość ważniejsza niż robota! No w każdym razie przyszła do domu bardzo zmęczona, poddenerwowana i miała wszystkiego dość, niestety nie dane było jej odpocząć, bo u niej w domu panowało takie zamieszanie, że to głowa mała. Gdybyś widziała jej minę gdy weszła do domu! - Clary wstała z kanapy i oznajmiła, ze idzie pod prysznic, bo nie chce tego słuchać. Lucy była pewna, że widziała łzy w jej oczach, a Slash ze smutkiem podjął opowieść. - Gdy weszła, Axl był w trakcie opowiadania nam o jednej z ich nocy, co wcale mi się nie podobało, tak swoją drogą. Proponował nawet wszystkim, żeby sprowadzili jakieś dziewczyny, żeby zrobić jakiś sex grupowy, ale mniejsza o to.
   Clary weszła do domu i zastała ośmiu pijanych kolesi w całym tym syfie. Była autentycznie przerażona, do dziś pamiętam tą rezygnację i przerażenie w jej oczach. Axl jak na na zawodowego chuja przystało, podszedł do niej i zaczął ją całować po szyli i dekolcie. Stała tyłem do niego i załamywała ręce bliska płaczu.
 - Kochanie, pokaż swoje cycki, wiesz jak bardzo je lubię, chcę się nimi podzielić. - Dziewczyna spojrzała na niego jak na idiotę, ale nie zdążyła nic powiedzieć, bo ten włożył jej ręce pod koszulkę i zaczął macać przy wszystkich.
 - William... - Powiedziała ostrzegawczo, ale ten nic sobie z tego nie zrobił i  podciągał jej koszulkę, tak że wszyscy widzieli jej zgrabny brzuch. Wszyscy się w nią wpatrywali, ale ja się trochę wkurzyłem, postanowiłem uratować nieco sytuację.
 - Rose, ona nie chcę, nie zmuszaj jej. - Jak zawsze, on tylko machnął na mnie ręką, a Clary już ze łzami wściekłości w oczach zaczęła się wyrywać. Gdy w końcu wyswobodziła się z objąć wiewióry zaczęła się drzeć.
 - Ty pierdolony pijaku, co ty sobie kurwa wyobrażasz?! Nie jestem jakąś pierdoloną dziwką!! - Wtedy zauważyła swoją bieliznę porozrzucaną po pokoju i zrobiła się cała czerwona, ze wściekłości i ze wstydu. Walnęła tego kolesia w twarz, krzycząc, że go nienawidzi, a on jej oddał.
 - Ty jebnięta suko, jesteś moją dziewczyną i będziesz robić co ci karzę! - Złapała się za policzek i znów go walnęła, tym razem był to czysty cios pięścią w szczękę.
 - WŁAŚNIE, DZIEWCZYNĄ, A NIE SŁUŻĄCĄ, CZY DZIWKĄ, KTÓRĄ MOŻESZ PONIŻAĆ NA KAŻDYM KROKU! - Przerwała z głośnym jękiem, bo dostała od niego z pięści w brzuch, aż zatoczyła się do tyłu. Nie zdążyła mu oddać, bo znalazł się przy niej i chwycił ją za nadgarstki, mówiąc, że jest nic nie wartą kurwą, za co ona splunęła mu w twarz. Bili się, autentycznie była to damsko-męska bójka, a nikt z zebranych nie był w stanie nic zrobić. Wszystkich zamurowało, bo kto by się spodziewał, ze tak mają codziennie?
   Wracając do tej dwójki. Wściekły do granic możliwości Rose przyparł ją do ściany całym swoim ciałem, jedną ręką trzymał jej dłonie nad głową. Ruszał biodrami, i macał, jak zwyczajny nic nie warty gwałciciel, a ona wyglądała tak żałośnie, nie wiedziała co zrobić, mimo że nie zdarzyło się to pierwszy raz.
   Wstałem z miejsca nadal oniemiały ze zdziwienia, byłem w szoku i nadal żałuję, że wtedy tyle wypiłem. Oczywiście ona nie chciała, żeby ktoś się wtrącał, to była jej sprawa i to ona musiała to załatwić, a przynajmniej tak sobie powtarzała. Nie chciała pomocy z zewnątrz, uważała się z silną, i musiała sama sobie z tym poradzić.
   Kopnęła go w kroczę, na co on zatoczył się do tyłu i spadł na ziemie. Nie wiedziała co z sobą zrobić, wiec pobiegła z stronę kuchni, ale ten złapał ją za kostkę, przez co wylądowała na ziemi. Próbował przyciągnąć ja do siebie , ale ta kopnęła go drugą nogą w dłoń, na co Rose zawył i ją puścił. Clarissa z obolałą kostką doczągała się do kuchni. Cała zapłakana, widząc nadchodzącego Axl'a podniosła się z ziemi i sycząc przez ból, wyciągnęła szklankę z szafki i rzuciła nią w rudowłosego, niestety miała dość słabego cela, wiec wzięła drugą, ale ta też przeleciała koło jego głowy i rozbiła się o ścianę. Zdesperowana brunetka pobiegła z drugi kont kuchni i chwyciła miotłę.
   Widzieliśmy wszystko, bo kuchnia jaki i przedpokój były nieodgrodzone od drzwi wejściowych co prawda widok na salon był dość ograniczony, ale i tak wiadomo co się tam działo.
   Clary stała oparta plecami o ścianę, cała zapłakana, a jej jedyną bronią był kij od tej przeklętej miotły! Uderzyła nią wokalistę, co tylko bardziej go rozwścieczyło. Wyrwał jej ten drąg i rzucił go za siebie. Szarpnął ją za włosy, tak, że przed nim klęczała płacząc. Steven, Sebastian i McKagan zareagowali pierwsi.
 - Puść ja wariacie! - Rose spojrzał na Duffa nienawistnym wzrokiem, miał w oczach żądze mordu. Na szczęście dla Clary, przed którą ten debil ukląkł i złapał za szuję podduszając, tak że brakowało jej powietrza. Wstałem i pobiegłem w ich stronę, za mną cała reszta. Nie wiedząc co zrobić kopnąłem Rudzielca w brzuch, ale on nadal jej nie puszczał, a ona powoli zaczynała robić się czerwona i z trudem łapała oddech. Bach pociągnął go za włosy, a Tayler pomógł mi wyswobodzić szyję Clary. Do nas przyłączył się Perry, waląc go w szczękę. Dopiero wtedy ją puścił. Była bliska omdlenia, właściwie już nie kontaktowała i z trudem oddychała, więc podniosłem ją i ruszyłem przez salon w stronę łazienki. Słyszałem jak za nami darł się ten pomyleniec. Steven kazał mu, cytuję, "stulić ryj" za co byłem mu kurewsko wdzięczny. Reszta chłopaków wyprowadziła go z mieszkania, a ja i wokalista Areosmith mogliśmy wsadzić ją do wanny. Cała drżała ze strachu, miała bardzo nieregularny oddech i zamknięte oczy. Włączyliśmy ciepłą wodę. Rzuciłem się na jej apteczkę i o dziwo znalazłem tam nawet sole trzeźwiące.  Rzuciłem je Bachowi, który wszedł właśnie do łazienki, a ten zaraz pobiegł do dziewczyny by ją ocucić.
   Wziąłem z apteczki wszystko, bo nie wiedziałem co może się przydać. Wtedy wparował Izzy i zaczął się drzeć, ze trzeba jej to wszystko zdjąć. I właśnie to zrobiliśmy, oczywiście została w bieliźnie, nie myśl sobie.
   Ocknęła się... I... I zaczęła płakać. trzymając się z a brzuch. Nie mogliśmy jej uspokoić, więc wlazłem do tej wanny i ją przytuliłem. Po chwili ona.... Powiedziała, że... że jest w ciąży...
      Slash opowiadał cały poddenerwowany, nawet pociekła mu po policzku łza. A Lucy wpatrywała sie w niego i nie myśląc długo podeszła do niego i najzwyczajniej w świecie go przytuliła. Posadził ja sobie na kolanach i przytulał jakby zaraz miał runąć mu cały świat. Przeżywał to wszystko tak samo mocno jak wtedy, z tym, że teraz trzymał w ramionach swoją córkę, a nie ukochaną. Nastolatka nie umiała powstrzymać łez. Teraz rozumiała dlaczego matka postąpiła tak a nie inaczej. Zrozumiała, że za każdym razem kierował nią strach. Żyjąc samotnie z dwójką dzieci czuła się bezpieczniej, niż z mężczyzną. Wiedziała też, dlaczego potem była z Saulem, bo która kobieta nie zakochałaby się w mężczyźnie w którym miała oparcie? Od zawsze, bo wcześniej był jej przyjacielem.
 - Tak bardzo bałam sie, że stracę to dziecko, że poronię. - Odezwała się Clary. Stała w przejściu między łazienką a salonem, z mokrymi włosami. Płakała z dwóch powodów. 1. Powrócił do niej strach sprzed lat. I 2. Nigdy nie wyobrażała siebie piękniejszego widoku, niż ten teraz. - Salu, jestem winna ci wyjaśnienie, dlaczego zniknęłam. - Westchnęła ciężko, a z jej oczu wylewały się potoki łez. - Bałam się. Tak potwornie się przestraszyłam, gdy dowiedziałam się, ze znów jestem w ciąży. Prawda, wyleczyłeś mnie ze strachu, ale... Po prostu się bałam. Twojej reakcji, że Rose sie dowie... - Głos uwiązł jej w gardle. - Nie myślałam nad tym co robię, po prostu spakowałam się i Alexa, oświadczyłam mojemu wydawcy, że się przeprowadzam i wyjechałam... A... A gdy dotarło do mnie co zrobiłam, było już za późno... Nie byłabym w stanie wtedy wrócić, ani chociażby zadzwonić... Dlatego zajęłam się dziećmi. Nawet nie wiesz jak bolało mnie to wszystko, za każdym razem gdy widziałam Lucy... Wiem, że to niczego nie załatwi... A... Ale przepraszam. Za wszystko. Nie jestem w stanie Ci tego wynagrodzić w żaden sposób... - Lucy wstała z kolan swojego ojca i pozwoliła mu, by ten podszedł do zapłakanej kobiety. Ujął jej twarz w dłonie i sprawił, że na niego popatrzyła.
 - Kochanie, nigdy za nic Cię nie winiłem. Kocham cię Clary, słyszysz? Kocham cię tak samo mocno jak przed wielu laty. - Uśmiech rozpromienił twarz kobiety, na co on wpił się w jej usta. Całował namiętnie, a ona dodawała mu wszystkie pocałunki przekazując, że czuje do niego dokładnie to samo.
   Za to Lucy ocierała łzy, widząc swoją mamę tak szczęśliwą. Czuła się jakby oglądała film, a najlepsze było to, że główną bohaterką, która odnalazła szczęście z ukochanym mężczyzną, była jej matką...

 Było by to bajeczne zakończenie, ale to jeszcze nie koniec. Będzie jeszcze przynajmniej jeden, lub dwa, ewentualnie trzy rozdziały.
 + Jako usprawiedliwienie przed Rose. Wiem, doskonale z czym ci się to kojarzy, bo mi także i zachowanie Axl'a jest w sumie wzorowane na twoim Williamie, ze "Smaku Łez", mam tylko nadzieje, że mnie za to nie zamordujesz ;<

wtorek, 13 listopada 2012

Rozdział 5 - How I met your father.

  Sobota, nareszcie! W weekendy Clary pracowała w domu, albo wcale, dlatego i ona i jej córka uwielbiały te dni. To był ich czas, robiły co chciały i nie było wymówki, że jutro szkoła, czy praca.
  Lucy jeszcze spała, Alex poszedł na noc do jakiegoś kumpla, a Clary szukając czegoś na śniadanie, stwierdziła, iż trzeba zrobić zakupy. Zarzuciła na siebie jakąś kurtkę i wyszła. Minuta osiem i była w sklepie. Łaziła między półkami zastanawiając się co mogłaby zrobić na śniadanie. W końcu stwierdziła, że najlepsze będą grzanki z serem.
   Zakupiła potrzebne produkty i z wypchanymi siatkami ruszyła w stronę domu. Było jej ciężko, bo jednak kupiła bardzo dużo rzeczy, a wiek już nie ten. Przeszła przez ulicę i zobaczyła swojego nowego sąsiada. Właściwie to zorientowała się, że on idzie obok niej, dopiero gdy się odezwał.
 - Może pomogę? - Zausugerowała, a ona z wdzięcznością podała mu połowę siatek. Oczywiście, jak na mężczyzne przystało, nie pozwolił, żeby taka piękna kobieta dźwigała tyle co on, dlatego to on szedł teraz obładowany jej zakupami.
 - Dziękuję, to bardzo miło z pana strony.
 - Jakiego pana! Jesteśmy w podobnym wieku, myślę, że możemy mówić do siebie po imieniu. - W odpowiedzi dostał tak dobrze znany mu śmiech.
 -  Wedle życzenia. Jestem Clary. Kurcze, jakie to dziecinne... Mam na imię Clarissa. - Zamyśliła się. - Tak, to brzmi dojrzalej.
 - Hahahaha. Bardzo. Jestem Saul. - Ujrzała uśmiech, który przywodził jej na myśl pewną osobę.
 - Znałam kiedyś jednego Salua. - Nie patrzyła na niego, za to on uważnie ją obserwował.
 - Tak? Jaki ten świat mały. Ja kiedyś znałem niejaką Clary. A konkretnie to nazywała się Clarissa Williams i była bardzo do ciebie podobna.. - Slash oczywiście bardzo dobrze wiedział kim jest jego rozmówczyni. Nie był taki tępy, umiał kojarzyć fakty. - Clary, zastanawiam się, kim jest ta śliczna dziewczyna, która z tobą mieszka. - Ona też była inteligentna, więc założył, że teraz wie już kim on jest, i nie mylił się, właśnie dlatego przestał obijać w bawełnę, tylko mówił prosto z mostu, zawsze tak robił. A ona za to przystanęła. Fakt, już wcześniej coś świtało jej w głowie, ale wyparła tę myśli i nie dopuszczała do siebie stwierdzenia, że to na prawdę on. - Zdziwiona? Mówiłem, że kiedyś cię znajdę. - Uśmiechnął się szeroko. No tak, kiedyś tak jej powiedział, ale to, że wpadli na siebie, to czysty przypadek.
 - Hudson? - Otrząsnęła się z szoku w ciągu sekundy i zdjęła mu z głowy tę bejsbolówkę. W oczach poczuła łzy, więc zamrugała szybko, by je odgonić. - O mój boże... - Zakryła sobie twarz dłonią.
 - Odpowiesz mi na pytanie? Kim jest ta dziewczyna, która jest tak bardzo do mnie podobna? - Nie chciał na nią krzyczeć, czy coś, ale ona i tak się speszyła i spuściła wzrok.
 - To moja córka. - Szepnęła ledwo słyszalnie.
 - A ojciec? Czyją jest córką? - Naciskał, ale ona się nie dała. Jak zwykle zmarszczyła wściekle brwi i próbowała mu odebrać swoje rzeczy.
 - To nie twoja sprawa! Co ty sobie kurwa wyobrażasz, co? Zjawiasz się nagle po 18 latach i myślisz, że możesz pytać mnie o takie rzeczy?! - Darła się, ale on stał spokojnie, kiedy wyrywała mu siatki. Znał u niej takie zachowanie aż za dobrze. Dziewczyna miała coś na sumieniu.
   Ruszyła w stronę bloku w którym obydwoje mieszkali, a on spokojnie szedł za nią. Nie była zbyt zadowolona, że wsiadł z nią do windy, ale odwróciła głowę w inną stronę by nie patrzeć na jego arogancki uśmiech. I wtedy on zatrzymał windę. Przegiął, wkurzyła się nie na żarty.
 - Co ty do cholery robisz? - Podszedł do niej i chwycił za ramiona. Ta niebezpieczna bliskość doprowadzała ją do szału, a te brązowe oczy... Aż zaparło jej dech w piersi.
 - Kochanie, jeśli to jest moje dziecko, ty po prostu mi powiedz. Wiem na co cię stać, zwiałaś od Rosa kiedy dowiedziałaś się, że jesteś w ciąży. Ode mnie też uciekłaś. - Zbliżał się do niej, a ona odchodziła w tył, aż w końcu przyparł ją do ściany tak, że nie miała gdzie uciec. W oczach zabłysyły jej łzy, a potem jedna spłynęła po policzku brunetki.
 - Ma na imię Lucy. - Zwiesiła głowę, ale on podniósł jej podbródek.
 - Śliczne imię. - Uśmiechnął się do niej. - Rozumiem, że nie chcesz, żebym pojawił się tak nagle. Byłyście same przez całe jej życie. - Odpowiedziało mu wzruszenie ramion. - Ale chciałbym ją poznać. - Od razu spojrzała mu w oczy.
 - Po co? Przecież nie musisz. Nie będę ciągnąć cię do zapłaty alimentów... - Zaśmiał się cicho.
 - Nie to jest tu najważniejsze. Chce poznać moje dziecko. Moje i kobiety, której nigdy nie przestałem kochać. - Po tych słowach zniżył głowę i musnął jej usta. Dziewczyna wstrzymała oddech, a on przyciągnął ją do siebie. Odpowiedziała leniwie na jego pieszczotę, ale zaraz się do niego odsunęła.
 - Przecież ty masz żonę!
 - Rozwiedliśmy się. Właśnie dlatego mieszkam chwilowo tu. - Uśmiechnął się i pozwolił ponownie ruszyć windzie. Podniósł jej zakupy z ziemi. - Mogę na chwilę do ciebie wejść?
 - Tak... Jasne, muszę napić się czegoś mocniejszego... - Przetarła twarz dłonią i poprowadziła go do swojego mieszkania. W środku przywitał ich głos dziewczyny.
 - Cześć mamo! Mam nadzieje, że byłaś w sklepie, bo prawie nic nie ma w lodówce.
 - Tak byłam. Lucy, mamy gościa.
 - CO?! -Pisnęła przerażona. - Ale ja jestem w piżamie!!
 - To się ubierz. - Usłyszała jak nastolatka biegnie i po chwili trzaśnięcie drzwiami. Obydwoje się uśmiechnęli. - Wiesz... Tęskniłam z tobą.
 - Ja z tobą też... Zmieniłaś się. - Dopiero teraz zwrócił uwagę na nieliczne zmarszczki i oznaki zmęczenia na twarzy ukochanej. - Ale nadal jesteś tak samo piękna. - Zaśmiała się biorąc od niego butelkę mleka i wkładając ja do lodówki.
 - Starość nie radość. Ale ty nie lepszy!
 - Co ty gadasz, ja jestem wiecznie młody i piękny!
 - Tak, a ja jestem królową Anglii. - Pokazała by popukał się w głowę, ale jego uśmiech był zaraźliwy. - Co chcesz jej powiedzieć? - Szepnęła, żeby córka ich nie usłyszała.
 - Może najpierw zostańmy przy tym, że jesteśmy starymi znajomymi, co ty na to.
 - No nie wiem. - Westchnęła. - Tak się składa, że ona próbuje od tygodnia wyciągnąć ode mnie, kim jest jej ojciec. - Zamyślił się.
 - To mam lepszy pomysł. Poopowiadamy jej razem, jak to było kiedyś, co ty na to?
 - Jestem w momencie, gdy ja i Axl... No wiesz. Miałam jej zamiar dziś opowiedzieć, jak pokłóciliśmy się po raz pierwszy.
 - To opowiesz...
 - Co opowie? - Natychmiast odwrócili się w jej stronę. - Oh... Dzień dobry. Miło pana znów widzieć.
 - Cześć. Ale daruj sobie pana. Jestem Saul. - Uścisnął jej dłoń.
 - Kochanie, to jest mój znajomy z Los Angeles. Może chciałabyś usłyszeć tę historię, od dwóch osób? - Lucy skinęła głową marszcząc brwi.
 ___________
Na razie tyle. Myślę, że na to opowiadanie poświęcę jeszcze 2 może 3 rozdziały... Posłodziłam, nawet bardzo, ale to całe opowiadanie mi jakoś tak zalatuje.

piątek, 9 listopada 2012

01 - Just ride, baby,

  Słońce świeciło i było niewiarygodnie ciepło, w porównaniu do wcześniejszego dnia, ale go to nie obchodziło, bo i tak za żadne skarby nie ściągnął by swojej jeansowej kurtki. Ukryte za okularami przeciw słonecznymi lustrował otoczenie. Tęsknił za tym miejscem, mimo wszystko. A najbardziej brakowało mu jego Lisy. Tęsknił za uczuciem które miał, przytulając do siebie jej zgrabne ciałko, gdy patrzyła mu prosto w oczy, za jej słodkim melodyjnym śmiechem, który potrafił odgonić ciemne chmury. Za tym, że w pełni go akceptowała, a nie wyśmiewała jak inni. Bo taka nie była. Oczywiście, lubiła plotkować jak każda dziewczyna, ale to nie to samo. Nikogo nie wyśmiewała, zawsze mówiła by być sobą, a przede wszystkim tępiła wszystkie głpie plastiki, które uważały się za lepsze, choć wcale nie były. Właśnie tego mu brakowało, przez te wszystkie miesiące. Nawet nie wiedział, jak bardzo ego potrzebował, puki nie zadzwoniła.

  Wczoraj nieźle zabalowaliśmy, w sumie urwał mi sie film kiedy przyszła do stolika te dziewczyna. Zaczęła się drzeć na Rosa.
 - Cholera, jak mogłeś! Obiecałeś Axl, jak ja mam Ci niby zaufać?! Musiałeś to brać tak? Musiałeś! Bo jakżeby inaczej, dlaczego jesteś takim palantem! Ehh... - Chyba pierwszy raz słyszał jak jakaś laska drze się na rudzielca, a co lepsze! Miał tak skruszoną minę, że ledwo powstrzymywał śmiech. W końcu wiewióra podniosła tyłek i złapała ją za ramiona (wiewióra oczywiście).
 - Clary, kochanie... Przepraszam, to silniejsze ode mnie, nie złość się malutka.
 - Weź ode mnie te łapy! - Wydarła się jeszcze głośniej, normalnie cały lokal się na nich gapił. Byliśmy sławni już w całym L.A. dlatego wiedziałem, że wszyscy zastanawiają się, 1; Kim jest ta śliczna brunetka. I 2; dlaczego drze sie na wokalistę Guns N' Roses. Uhhh... Moje przemyślenia urwał plask. Clarissa spoliczkowała Axl'a, który próbował ją pocałować. - Jesteś dupkiem, kurwa, dziś śpisz w Hellhousie, bo ja cię do łóżka schlanego i zaćpanego nie wpuszczę!!
  Niebiesko-oka odwróciła się na pięcie, a Rose efektownie oberwał jej włosami po ryju. Teraz parsknąłem śmiechem, ale zaraz zamilkłem bo wokalista spojrzał na mnie wściekle.
 - Hudson, weź jej coś kurwa powiedz. Ona się z tobą lepiej dogaduje, choć nie wiem z jakiej kurwa racji!
 - Dobra nie wpieniaj się cwelu, już idę... - Mulat podniósł się z miejsca i powolnym zrelaksowanym krokiem ruszył w ślad za dziewczyną, wołając jeszcze za nią. - Ej Clay, poczekaj! No kurwa, zwolnij trochę dziewczyno, bo ataku serca dostanę!! - Najwyraźniej nie zwolniła, bo odrzucił głowę do tyłu z westchnieniem zrezygnowania, i ruszył biegiem.

   No nie ważne... Tego ranka obudził mnie Rose, mocno wkurwiony, jak zawsze gdy budzi go telefon. Zwlokłam się z miejsca i ruszyłem w stronę aparatu. Musiałem podpierać się ścian, bo kac jednak robił swoje.
 - Jakaś laska dzwoni. Jest rozhisterowana i pyta o ciebie. Stary, jeśli ją wyruchałeś i porzuciłeś to masz przejebane.
 - Halo? - Nie słuchałęm go tylko mówiłem do słuchawki, gdy doczłapałem do kuchni.
 - Michael? - Paczliwy ton głosu coś mi mówił, ale mój mózg odmawiał łębszej analizy. - Tu Elizabeth...
 - O kurwa, Lizzy, co się stało? - Zapytałem, gdy dotarło do mnie kto to jest. Dziewczyna wybuchła płaczem.
 - M-moja m-mama...nie... nie żyje... - Wychlipała do telefonu. W głowie już miałem obraz zapłakanej blondynki siedzącej na ziemi z podciągniętymi kolanami i słuchawką przy uchu.
 - Ale... Jak... - Zabrakło mi słów, ale w jednej chwili wszystko do mnie dotarło. - Przyjadę najszybciej jak się da.
 - Dobrze... Dziękuję... - Znów zaniosła się płaczem. - Mój ojciec się załamał. Zaczął pić, zrobił się agresywny... - TO oznaczało, że musiało minąć już parę dni od śmierci tej kobiety.
 - Kiedy... to się stało?
 - 3 dni temu.
 - Czemu nie dzwoniłaś od razu! - Krzyknałem. Błąd McKagan, wielki błąd...
 - Dzwoniłam! I nie drzyj się na mnie bo to nie moja wina, że nikt nie odbierał!! -Znów się rozpłakała. Przetarłem twarz dłonią i westchnęłem ciężko.
 - Dobrze, Lisa spokojnie. Przestań płakać, przemyj twarz zimną wodą, i idz się przewietrzyć. Już się pakuję, przylece najbliższym lotem.
 - Okey. Do zobaczenia. Bardzo Ci dziękuję, nie wiem co bym bez ciebie zrobiła...
 - Do zobaczenia. - Rozłączyłem się i zacząłem latać jak głupi po domu szukając swoich rzeczy. Wtedy przyszła laska Rosa. Fajna dziewczyna, bardzo ją lubiłem. Miała do nas niesamowicie dużo cierpliwości. Rudzielec napisał dla niej piosenkę. Nazywała się "Patience". Dziewczyna pomogła mi się spakować, a potem znów pokłóciła się z Axl'em. Ten koleś jest porąbany. Zamachnął się na nią, ale ona była szybsza. Przyłożyła mu w twarz i wyszła zanim się obejrzał.

  Była tam. Stała na chodniku, przyczepiając torby po bokach motoru, a jedna wolną wkładając pod siedzenie, gdzie było trochę miejsca, na... no na przykład torbę. Duże blond loki opadały jej na plecy. Ubrana była w koronkowy podkoszulek w kolorze pudrowego różu, włożony w czarne szorty z wyższym stanem. Do tego jej czerwone martensy. Usta pomalowane miała błyszczykiem, przez co jej wargi widać było z daleka. Przyciemniane okulary osłaniały jej oczy przed rażącym słońcem. Chyba go nie zauważyła, bo dalej klęczała przy harleyu nie odnosząc wzroku.
  Powoli się do niej zbliżał, nie... Nie zauważyła go, nie reaguje. Wtedy zauwarzył, że ona wgl nic nie robi. Tylko tam siedzi i... płacze? Tak, po policzkach ściekały jej łzy. Znając ją, miała zamknięte oczy i korzystała z chwili spokoju. Po chwili znalazł się przy niej usiadł obok i przygarnął do siebie. Władowała mu się między nogi, w sensie dosłownym. Objął ją a ona starała się oddychać głęboko, miarowo, jakby chciała się uspokoić. Oj... Coś jej się nie udało, bo drobnym ciałem Lizzy wstrząsnął dreszcz, który przemienił się w szloch.
 - Już maleńka, przestań płakać. Jestem tu... - Mówił głaszcząc ją po włosach. Zawsze tak robił, gdy miała zły dzień. Wtuliła się z niego mocząc mu łzami koszulkę, ale nie dbał o to. Liczyło się tylko, aby jego Lisa poczuła się lepiej i przestała płakać. Mogła by teraz wybuchnąć bomba atomowa, ale on nie zwróciłby na to uwagi.
 - Tak bardzo za nią tęsknie... - Szepnęła cicho. - Dlaczego akurat ona, o Duffy? Osoba którą kochałam najbardziej na świecie... Dlaczego?! Powinnam była jechać wtedy z nią!
 - Co by to dało?! Sama byłabyś teraz martwa. Zostawiłabyś ojca... i mnie. Nie przeżyłbym bez ciebie... - Uniosła głowę i zdjęła okulary, by spojrzeć mu głęboko w oczy. Otarł jej kciukami mokre policzki.
 - Naprawdę? - Zajęczała cicho, jakby z nadzieją, że potwierdzi. Tak też zrobił.
 - Oczywiście. - Odpowiedział mu jej blady uśmiech. - No dalej, dalej! Najpiękniej wyglądasz, gdy sie uśmiechasz. Chce zobaczyć twoje zęby! - Pochylił głowę i palcami rozszerzył jej wargi, na co ona odwróciła głowę parskając śmiechem. Gdy znów na niego spojrzała jej twarz rozświetlał promienny uśmiech. Na dal miał pochyloną głowę, co zauważyła natychmiast, a jej usta wykrzywiły się w figlarnym uśmieszku. Wyciągnęła szyję i wpiła się w jego wargi.

   Był tak zaskoczony, że aż odrzuciło go do tyłu, ale ręce które dziewczyna zdążyła zarzucić mi na szyję. Szybko otrząsnął się z szoku i oddał jej pocałunek. Delikatnie, subtelnie, nie narzucając się. Przymknął oczy i odpowiadał na każdy jej ruch, przygarnął mocniej do siebie i językiem rozchylił jej usta. Nie widząc żadnego gestu sprzeciwu z jej strony, lekko musnął językiem jej podniebienie. Oddała mu ten pocałunek żarliwie, dając do zrozumienia, że chce czegoś więcej. Zaatakował jej wargi. Całował szybciej, agresywniej, namiętniej. Rękoma muskał skórę na jej udach, palce wkładał lekko pod nogawki. Palce jednej dłoni wsunął w jej włosy rujnując fryzurę, ale mało go to obchodziło, kochał ją. Po chwili odsunęła się od niego by złapać oddech. Arogancki uśmieszek zagościł na jej ustach.
 - Nieźle... Lepiej niż w gimnazjum...
 - W gimnazjum nikt jeszcze nie umiał.
 - Słuszna uwaga. - Westchnęła głęboko. - Muszę jechać. - Cmoknęła go po raz ostatni i podniosła się z ziemi. - Czas, żeby spróbować zapomnieć. - Podniósł się w ślad za nią, która już siadała na motorze. A mu wymsknęła się jedna łza.
 - Dzwoń. Codziennie!
 - Bez przesady! Będę dzwonić co 2 dni, dobra?
 - Psuje. - Uśmiechnął się smutno, a ona włączyła silnik i ruszyła, krzycząc, że jeszcze się zobaczą.

###

   Wyjazd z miasta zajął jej niecałe 10 min. Po chwili jechała już autostradą, prowadzącą do chuj wie gdzie. Jeśli chodzi o samą drogę to była ona nużąca i monotonna, dlatego dziewczyna ciągle wracała myślami do dzisiejszego pocałunku, aż czuła jak się rumieni!
   Gdy zaczęło się ściemniać, zajechała do jakiegoś zajazdu. Na parkingu stało od cholery innych harleyów i tym podobnych cudeńków. Gang... Pomyślała, z czym trafiła w sedno. Szybo wynajęła pokój i zanosząc do niego uprzednio swoje rzeczy, poszła do jadalni. A może raczej baru? Cholera wie jak nazwać to gówno. W każdym razie, w owym miejscu od zarąbania było wielkich kolesi i skórzanych kurtkach i innych akcesoriów godnych motocyklistów. Od razu rzucił się jej jeden w oczy. Przypominał trochę King Konga.
   Zaraz przy jej stoliku znalazła się kelnerka. O matko, Lizzy miała ochotę zrzygać się jej na te sztuczne cycki. "I AM PLASTIC, IT'S FANTASTIC!!" Właśnie to krzyczało jej z mordy. Znów zebrało się jej na wymioty, gdy usłyszała ten przesłodzony ton głosu. Szybko zamówiła naleśniki, żeby nie musieć na nią potrzeć.
   Chciała jak najszybciej opuścić to miejsce, dlatego zjadła w tempie ekspresowym i wyszła. Zamiast do pokoju, wyszła na dwór. Musiała zapalić, żeby się odstresować, zawsze jej to pomagało. 
   Zaciągnęła się fajką i wpatrywała się bez celu w jeden punkt. W końcu wypaliła całą i już miała wracać do środka, gdy zatrzymał ją czyiś głos.
  - Ładna maszyna. - Odwróciła się w stronę bruneta i uśmiechnęła się. Był w sumie przystojny, ale szkoda czasu, żeby go opisywać.
 - Dzięki. Włożyłam w niego kawał roboty, by działał i wyglądał tak jak teraz, jestem z siebie dumna.
  - Wow, sama to zrobiłaś? Szacun... Ale... Nie wolałabyś jeździć zwykłym samochodem? - Tym pytaniem zasłużył sobie na gilotynę. Mina od razu jej zrzedła.
  - Nie porównuj mnie do tych wszystkich plastikowych idiotek, których największym problemem jest złamany paznokieć. Brzydzę się takim tapeciarami, niedoceniającymi piękna tej maszyny. - Jej głos przesączony był jadem, a wyraz jej twarzy, pełen goryczy. Odwróciła się na pięcie i weszła z powrotem do budynku nie zważając na jego wołania z przeprosinami.

 Jakiś to chyba wyszło. Na początku trochę posłodziła, ale to się raczej zmieni.

00 - Just ride, baby.

    Odgłosy kościelnych dzwonów słyszało chyba całe Seattle. Dziewczyna otarła wierzchem dłoni policzek mokry od łez i wtuliła się w bok chłopaka, który prowadził ją w stronę swojego samochodu. Obok niej przechodziło wiele osób składając kondolencje, ale ona ich nie słuchała.
  - Już dobrze mała... Już po wszystkim, jestem tu. - Zatrzymał się przyciągając ją do siebie i cmoknął jej włosy przytulając  mocno blondynkę.
  - Nie. - Szepnęła kręcąc głową. - nie będzie i dobrze o tym wiesz. Michael... Moja matka umarła, a ojciec pije, jakby miało to zwrócić jej życie. - Spojrzała głęboko w jego smutne, zielone oczy. Doskonale wiedziała, że on cierpi wraz z nią. Pogłaskał ją włosach.
  - Kochanie, masz jeszcze mnie... Wróć ze mną do Los Angeles. - Zbyła go kręcąc głową i złapała jeden z jego blond kosmyków, które sama mu farbowała.
  - Duffy, muszę wyjechać, tu... - Okręciła się do okoła. - Wszystko ją przypomina, nie wytrzymam w tym miejscu. - Mówiła poważnie, a tym czasem on otwierał przed nią drzwi.
  - I co zrobisz? Gdzie pojedziesz, co Lizzy?
  - Przed siebie. - Wzruszyła ramionami i wzięła głęboki oddech, by opanować drżenie głosu. - Pewnie wyglądam jak siedem nieszczęść, co? - Oparła się o siedzenie i wpatrywała w szarą ulicę. Znalazł się na siedzeniu obok.
  - Nie zmieniaj tematu. - Zirytowała sie.
  - Nie wiem co zrobię! Coś wymyślę, jak zawsze...
  - Jak chcesz, ale pamiętaj, że zawsze możesz przyjechać do mnie.
  - Jesteś najlepszym przyjacielem jakiego miałam... - Resztę drogi przebyli w milczeniu.


Wiem, że krótki, ale zawsze coś.

środa, 7 listopada 2012

Rozdział 4 - How I met your father

     Clary jako niezwykle zabiegana osoba, wyszła z domu wcześnie rano i wróciła praktycznie w nocy. Na jej własne nieszczęście, w ciągu tego dnia przyjechał jej syn, Alex. Dlatego gdy weszła do domu, nie małym zaskoczeniem był dla niej widok chłopaka ze swoją siostrą śpiących na kanapie. Telewizor był wyłączony, za to radio nadawało jakąś rockową stację. Na stoliku do kawy stały dwa duże pudełka ze zdjęciami. A to skubani... Były to zdjęcia Clary które, robiła w Los Angeles.

WCZEŚNIEJ, TEGO DNIA;

    Lucy właśnie wróciła ze szkoły i z przykrością stwierdziła, że nie było nic do jedzenia, a brzucha aż ją bolał z głodu. Na szczęście matka zostawiła jej kasę, żeby sobie coś zamówiła. I tak zrobiła. Zamówiła pizze i po jakiś 5 minutach, ktoś zadzwonił do drzwi. Dostawca to nie był na 100% bo do najbliższej pizzeri jedzie się około 15 minut, więc nie. Poszła więc otworzyć drzwi i ani się obejrzała, już była w czyiś objęciach.
  - Moja mała siostrzyczka! Tak dawno cię nie widziałem!! - Odsunął ją od siebie na długość ramion. - Kurde, wyładniałaś młoda, na ulicy bym cię nie poznał.
  - Zamknij się Alex i wchodź! - Naprawdę ucieszył ją widok starszego brata, bardzo za nim tęskniła, mimo że zazwyczaj się kłócili, a czasem dochodziło też do bójek.
  - Opowiadaj siostra, co u ciebie słychać? - Posłał jej jeden z tych cudownych uśmiechów wpakowując się z torbami do środka.
  - Całkiem w porządku... Wyciągam od mamy partiami kto jest moim ojcem. Postanowiła opowiedzieć mi wszystko od początku do końca.
  - Haha, nie wiesz? Ja do tego doszedłem sam. Kiedyś mi coś tam opowiadała, a potem tylko skojarzyłem fakty.
  - To gadaj mądralo, czyim synem jesteś? - Owszem, widziała podobieństwo między swoim bratem, a pewnym muzykiem, ale bez przesady!
  - Wiesz, że mama chodziła z Rosem., nie? - Dziewczyna pokiwała niepewnie głową. - Był okropny, potrafił wpaść w szał, chociaż nic się nie stało, potrafił ją uderzyć i się dziwić, że oddała, wiesz o co chodzi, nie? - Znów skinęła głową siadając na kanapie. - Clary kazała mu spierdalać w 91 zdaje się. No w każdym razie jakieś 8 miesięcy, zanim się urodziłem. To teraz myśl. Była z nim, odeszła i nagle była w ciąży! - Nie musiał powtarzać jej dwa razy, od razu skumała.
  - O cholera, mój brat jest synem Axl'a Rose!!! - Wydarła się.
  - Brawo! Mama ma gdzieś w swoim pokoju zdjęcia, chodź, może znajdziemy! - Nie czekając na odpowiedz pobiegł do pokoju swojej rodzicielki. Przejrzał wszystkie szafki. - Mam! - Po chwili znów siedzieli w salonie. Dzwonek do drzwi.
  - Otworze. - Powiedziała podnosząc się. Po chwili była z powrotem trzymając w rękach pudełko pizzy.
  - O super, umieram z głodu!
  - Ja też... Pokaż co tam masz.  - Powiedziała wyciągając kawałek pizzy i odgryzając kawałek. Chłopak wyjął z pudełak jakieś zdjęcie i pokazał Lucy.
  - Z tyłu są podpisy. To mama.


 - Łaaał... Nie wiedziałam, że mama była tak piękną kobietą.
 - No nie? Nie dziwie się, że Rose na nią poleciał. Kurde, gdyby nie była moją matką i nadal tak wyglądała... - Zaśmiał się. - No wiesz... Zarywałbym... - Lucy nie potrafiła zdusić śmiechu.
  - Zdajesz sobie sprawę, jak to brzmi?
  - Oh zamknij się mały zboczeńcu... - Śmiali się przeglądając dalej zdjęcia ich matki, aż nastolatka natrafiła na jedno z ciekawym opisem z tyłu.
  - Pokarz. - Chłopak wyrwał jej fotografię z ręki. - Ładne... Takie artystyczne. - Odwrócił je i zaczął czytać. - "Pierwszy raz aż tak mocno mnie uderzył. Gdyby nie Saul, pewnie leżałabym w szpitalu... Zaczynam się go bać." - Spojrzeli na siebie szeroko otwartymi oczami. Faktycznie, spod włosów dziewczyny było widać trochę krwistej czerwieni i jakieś fioletowe punkciki.






Siedzieli przez chwile w milczeniu nic nie mówiąc.
  - Kurcze... Jak mama mogła pozwalać się tak znieważać?! - Lucy był teraz wściekła. Miała dosłownie ochotę pojechać do L.A. i pobić tego skurwysyna.
  - Też chciałbym go teraz zabić. - Powiedział jakby czytając jej w myślach, jednak głos miał spokojny nie wzruszony. Podał jej kolejna zdjęcie, a ona zaczęła czytać napis z tyłu.
  - "Byłam u fryzjera, zmienił mi kolor włosów na blond. Alx przyjechał po mnie i w ramach przeprosin zabrał mnie za miasto. Szkoda, że to ostatnie miłe wspomnienie z nim związane."





  - Ładnie jej było w blond. Ale na jej miejscu wywaliłabym go z domu, a nie jeszcze z nim jeździła. - Skomentowała i odłożyła fotografię na stolik do innych obejrzanych nie pozwalając na wypowiedz bratu. Wzięła do ręki kopertę, a z niej wyjęła parę kartek spiętych spinaczem.
  - Chciałam uwiecznić się jako blondynkę. Cały dzień z Vanessą dobrze mi zrobił i mam do tego wspaniałe zdjęcia. Czuje się spełniona!" - Przeczytała na głos i przejrzała zdjęcia.





  - Mam powtórzyć, że była piękna?
  -  Dotarło, ok?
  -Ok! - Wyszczerzył się. - A to co? "Był zawsze gdy go potrzebowałam, a teraz jest już mój! Nikomu go nie oddam! Ps: Nienawidzę swojego ciała po ciąży! Ale Alex jest cudownym dzieckiem... Nie oddałabym go za żadne skarby..." - Przeczytał. - Naćpała się, czy co?

  - Komuś się przytyłooo... - Lucy walnęła go w ramię.
  - Przynajmniej wiesz, że byłeś chciany! Ej, co to?




  - Hahaha, co on robi? - Lucy uśmiechała się szeroko do fotografii. - "Róża mu do wody wpadła. Mówiłam, że jej nie znajdzie, ale on oczywiście mnie nie słuchał!"
     Rodzeństwo roześmiało się widząc jak pięknie ich matka uwieczniła tą chwilę. Dobry humor nie opuszczał ich przez resztę wieczoru.
  - Czyli podsumowując. Urodziłeś się 1991. Matka była z twoim "kochanym tatusiem" od 1987. Czyli wytrzymała z tym psycholem dobre 4 lata! Potem pocieszenie znalazła u Slasha. Ciekawe, ciekawe, nie powiem, że nie... - Lucy postukała się w brodę.
  - Masz potencjalnego podejrzanego, tak na marginesie, to jesteś do niego całkiem podobna! Oczywiście, więcej z ciebie z Clary, ale masz już jakieś podejrzenia, czyli jesteśmy o krok dalej! Ciekaw jestem jak to było, że wyszło tak a nie inaczej. Mama kiedyś mi wspominała, że ostatnie chwile z moim ojcem... A może raczej dawcą spermy, były okropne i nie chce więcej wspominać tego horroru....


Dobra, wiem, że to najgorszy rozdział ze wszystkich, ale chciałam po prostu coś wstawić, bo przez najbliższy czas nie będę miała okazji nic dodać. Do tego mam pomysł na nowe opowiadanie, które będzie miało związek z tym, i raczej lepiej wychodzi, no ale ok.

I ZNÓW PRZYPOMINAM, ŻE JEŚLI MAM KOGOŚ INFORMOWAĆ, TO WPISZCIE SIĘ W ZAKŁADCE "INFORMOWANI" BO NIE WIEM KOGO POWIADAMIAĆ, WIĘC PISZE DO TYCH, KTÓRZY KOMENTOWALI POPRZEDNIE ROZDZIAŁY.

piątek, 2 listopada 2012

Rozdział 3 - How I met your father

     Clary wyłączyła telewizor i usłyszała ciche westchnienie swojej córki. Spojrzała w jej stronę i zmarszczyła pytająco brwi.
  - Miałaś opowiedzieć... - Przerwał jej cichy śmiech kobiety.
  - Jaka ty niecierpliwa! Dobrze... - Podjęła opowiadanie.- No więc było jeszcze widno gdy wychodziliśmy... Wzięłam mój ocieplany płaszczyk i wyszłam za Axlem na dwór. Niebo zasłaniały burzowe chmury i było cholernie zimno jak na L.A.
     Szliśmy w milczeniu, chłopak się nie odzywał, a ja ani myślałam przerywać ciszy, no bo i po co? Minęło nam tak 15 minut, w tym czasie przeszliśmy połowę miasta i znaleźliśmy się w parku, wtedy poruszałam pewien temat.
  - Wiesz... Morgana wspomniała mi, że potraktowałeś ją jak panią do towarzystwa... - Nie dane było mi dokończyć, bo chłopak głośno się roześmiał.
  - Biedna, nie umie sama sobie z tym poradzić? Nie moja wina, że tak się zachowała. Gdy się rano obudziłem już jej nie było. - Szedł z łobuzerskim uśmiechem, a we mnie aż się gotowało.
  -Axl...-Warknęłam ostrzegawczo i ścisnęłam dłonie w pięści, ale on tego nawet nie zauważył.
  - Fajnie się z nią gadało, a posuwało jeszcze lepiej. Nie zdziwiłbym się, gdyby dawała dupy, żeby być tą całą modelką. Równie dobrze mogłaby stać pod latarnią... - Gadał beztrosko jakby chodziło o jazdę konną, którą swoją drogą uwielbiałam. Byłam aż czerwona z wściekłości a w uszach mi gwizdało. Wymierzyłam rudemu siarczystego policzka i odwróciłam się na pięcie. Ruszyłam w stronę z której przyszliśmy,  w tej chwili nie chciałam mieć z nim nic odczynienia, ale oczywiście pobiegł za mną i odwrócił mnie do siebie jak tylko otrząsną sie z szoku.
  - Hej, co jest?! - Wrzasnął a ja spiorunowałam go wzrokiem.
  - To, że wyzywasz moją przyjaciółkę! Ona przynajmniej do czegoś doszła! Nie mieszka i pięcioma innymi laskami w małym mieszkanku i ma dobrze płatną pracę! - Darłam się na niego tak głośno, że aż odsunął się zszokowany. Trudno, stało się! Wpadłam w furię, co mi się rzadko zdarza, bo na ogół jestem dość spokojną osobą, ale jeśli już do tego dojdzie, to tylko przywiązać do krzesła, lub wsadzić w kaftan bezpieczeństwa. - Śmiesz ją wyzywać od dziwek? To ty ruchasz wszystko co się rusza nimfomanie pierdolony!! Myślisz, że ja tego chce?! Miałam zajebiste, normalne życie, zero problemów, dobra praca, full wypas! A ty wpakowałeś się do niego z brudnymi buciorami i wszystko mi zasyfiłeś! Cały świat stanął mi do góry nogami, bo pieprzone Guns N' Roses stwierdziło, ze fajnie było by komuś zamieszać w życiu!! - Byłam wkurwiona do granic możliwości i już nawet przeginałam. Do oczu napłynęły mi łzy, a ja paplałam dalej jak karabin maszynowy. - A wiesz co w tym wszystkim jest najgorsze? - Chłopak patrzył na mnie tępo i chyba był gotów był skoczyć pod najbliższy samochód. - Najgorsze jet to, że teraz nie mogłabym bez was żyć. Brakowało by mi Izziego, z którym mogę pogadać o wszystkim, Slasha, dzięki któremu nigdy się nie nudzę i cudownie spędzam wolny czas. Duffa, któremu bez wahania powierzyłabym życie, Adlera, którego jeden uśmiech odgania łzy. I ciebie, bo lubię spędzać z tobą czas, uwielbiam czuć twój ciepły oddech na karku, gdy mnie przytulasz, że nie ważne jak bardzo wkurzony jesteś, przy mnie starasz się opanować, gdy mówisz do mnie tym niskim sexownym głosem, który wywołuje ciarki na całym ciele i oczekiwania, aż w końcu zrobisz coś, po czym będę chciała być tylko twoja, już na zawsze... - Mówiłam patrząc mu prosto w oczy, podczas gdy z moich wylewały się potoki słonych łez. Pociągnęłam nosem zalana łzami i schowałam twarz w dłoniach. On podszedł do mnie bliżej, czułam jego ciepłe ręce na moich ramionach. Uniósł mój podbródek, tak bym spojrzała mu w oczy. Miał poważny wyraz twarzy z nutą rozczulenia i... miłości.
  - Przepraszam - Szepnął. - Nie chciałem cię zdenerwować. - Musnął moje usta, na co przeszył mnie lekki dreszcz. Uśmiechnął się lekko i wpił się w moje usta.
     Magiczna chwila, która przyćmiła moje zmysły. Zamknęłam oczy i przytrzymałam się jego ramion by nie upaść, a on jedną dłoń położył na moich plecach, a palce drugiej wplótł w moje włosy. Gdyby to był film. (a scena była baaardzo filmowa) kamera kręciła by się w okół bochaterów. Przyciągnął moje prawie bezwładne ciało do siebie, najbliżej jak mógł i całował. Całował namiętnie i długo. Nie było w tym żadnego podtekstu sexualnego, ale najwarzniejsze nie było to co robił, ale jak ja się czułam i comi uświadomił.
     Dopiero gdy oblizał moje wargi, żebym je rozchyliła i zaczął pieścić językiem moje podniebienie, poczułam jaka samotna jestem. Brakowało mi tego od kiedy moja matka zmarła. Po jej śmierci czułam się niepotrzebna, zbędna, nie kochana, jak piąte koło u wozu. Zakręciło mi się od tego wszystkiego w głowie. Z chmur zaczął padać deszcz, ale nie  czułam zimna w okół, gdy on był przy mnie. Jego bliskość powodowała, że się relaksowałam, ba! Nawet byłam szczęśliwa, chociaż trwało to tylko moment.
     Znów miałam mokre oczy gdy się ode mnie odsunął lekko zdyszany. Stał i patrzył na mnie zapłakaną, po czy kciukami starł mi łzy z policzków i oparł głowę  o moje czoło, a woda przemoczyła nas oboje.
  - Clarisso Williams, doceniam cię tak tak bardzo między innymi dlatego, że zaakceptowałaś mnie i tych pojebów. Domyślam się, że nie było ci łatwo, ale nie tylko twoje życie stanęło do góry nogami. - Nogi miałam jak z waty i omal bym nie upadła, ale mnie podtrzymał i posadził na ławce. Sam przykucnął przede mną, mówił trzymając moje zimne dłonie w swoich i patrzył mi w oczy. - Gdy cię widzę, moje serce przyspiesza, gdy płaczesz, mam wrażenie, że przestaje nawet bić. Dla ciebie ograniczyłem dragi i alkohol, staram się opanowywać przy tobie, choć nie jest to łatwe, to wszystko tylko dla ciebie. Bo... -Spuścił wzrok. - Bo chyba się w tobie zakochałem...
     Świat w okół zawirował i zniknął. Zostałam tylko ja, Axl, ławka i deszcz.Wpatrywałam się w niego czerwonymi od płaczu oczami, zmaiast ospowiedzieć, pocałowałam go, krótko, ale namiętnie. Chłopak podniusł mnie na "panne młodą", i dobrze, bo nie byłbym w stanie nawet wstać. Wtuliłam się w jego klatkę piersiową i zasnęłam mu na rękach z ledwo dostrzegalnym uśmiechem, podczas gdy on niusł mnie przez całe misto.

###

     Obudziły mnie ciepłe promienie słońca ogrzewające moją twarz. No było to jedyne ciepło jakie czułam, ktos mocno przytulał ise domoich pleców.
     Otworzyłam oczy i z niemałym zdziwieniem stwierdziłam, że jestem w moim własnym pokoju! Uniosłam się na łokciach i wyswobodziłam się z objęć... du du du duuuum. Axl'a! Ha! Więc jednak mi się to nie śniło! (Bo miałam wątpliwości). Uśmiechnęłam ise na widok (na szczęście ubranego) śpiącego chłopaka. Wstałam z łóżka i z wspanialym chumorem dostałam się do Gramofoni u wyszukałam jedną płytę winelową. Głos Joan Jett wypełnij pokój.
  - I LOVE ROCK N' ROLL!!!!!!!!!!! - Wydarłam się wskakując okrakiem na mojego... chłopaka? Taaak, teraz oficjalnie mogłam tak go nazywać!!
  - Pięknie wyglądasz. -Mruknął zaspany i odgarnął moje niesforne kosmuki za uszy.
  - Chrzanisz. - Zaśmiała się melodyjnie. Wstałam i zaczęłam skakać po całym łóżku śpiewając w duecie z Joan.
  - Ko by pomyślał, że dziewczyna wolkalisty ma taki wspaniały głos. -Zaśmiał się siadając, za to mi momentalnie zrzedła mina.
  - Nie jestem twoją dziewczyną. - Chłopak pociągnąl mnie za nogę, tak że znów siedziałam na nim.
  - Clary, zostaniesz moją dziewczyną? - No myślałam, że się rozpłacze ze szczęścia.
  - Zawsze i wszędzie. - Pocałowałam go przelotnie w usta i wybiegłam z pokoju krzycząc coś, że muszę wziąć prysznic. No i właśnie tak zaczął się mój związek z wokalistą najniebezpieczniejszego zespołu na świecie.




Szybko mi poszło z tym 3 rozdziałem XD
Mam prośbę, jeśli chcecie być informowani o nowych postach, to wpiszcie się w zakładce "Informowani" ;P

czwartek, 1 listopada 2012

Rozdział 2 - How I met your father



25.10.2012 r.

    Lucy nie mogła ukrywać, że była z siebie dumna. Nigdy nie lubiła oszukiwać matki, bo to tak jakby okłamywała przyjaciółkę, ale przecież w końcu musi się dowiedzieć kto jest jej ojcem! A jak kobieta nie chce wyjaśnić jej tego normalnie, to nastolatka musiała użyć podstępu. Trudno, stało się. Pewnie i tak potem jej się przyzna do tego małego przekrętu, o ile Clary sama się już nie zorientowała, dlaczego właściwie córka chciała poznać jej przeszłość. Prawdopodobnie od razu wyczuła pismo nosem, ale skoro nijak tego nie skomentowała, to chyba stwierdziła, że dziewczyna ma prawo w końcu wiedzieć. Jeśli tak właśnie sądziła jej rodzicielka, to postanowiła zrobić je pod górkę. A może po prostu sądziła, że dziewczyna musi najpierw dowiedzieć się wszystkiego od początku, żeby nie zrozumieć źle niektórych jej decyzji?
    Lucy tak na prawdę nie miała pojęcia co o tym sądzić. Siadziała teraz na kanapie i popijała damskie piwo (było tam baaardzo mało alkoholu, tak na dobrą sprawę, że raczej było jak jakaś oranżada), czekając na kobietę. Co prawda Clary uprzedzała, ze może się spóźnić chwilę, bo ma dużo pracy nad tą swoją nową książką, no ale bez przesady!! Miała zrobić obiad a tym czasem Lucy siedziała na tej kanapie już ponad godzinę i umierała z głodu! Wszystko zaczęło ją już irytować, gdy ktoś zapukał do drzwi.
    Dziewczyna zwlekła się z kanapy i odkładając "piwo" na stolik poszła do drzwi. Wyjrzała przez wizjer, jednak to co zobaczyła, kompletnie nic jej nie mówiło. Otworzyła drzwi i spojrzała na mężczyznę opierającego się o framugę.Miał na głowie czapkę z daszkiem, która dość skutecznie zasłaniała mu twarz, a długie loczkowate włosy związał z tyłu. Teraz uśmiechnął się dalej nie pokazując  swojej twarzy. Coś w tej nastolatce przypominało mu inną dziewczynę, którą poznał dawno temu, ale w sumie nie wiedział co to takiego.
  - Mogę w czymś pomóc? - Zapytała nieco niezadowolona z faktu, iż facet przerwał jej egzystencję na kanapie, dlatego jej głos raczej nie pałał chęcią.
  - Wynająłem  mieszkanie na tym piętrze, bo na jakiś czas zostanę dłużej w mieście. - Widział jak dziewczyna wzdycha i przewraca oczami z lekkim zdenerwowanie. - Dopiero się wprowadziłem, i nie mam nic w lodówce, a potrzebuje mleka. Mogłabyś nalać mi trochę do szklanki? - Był kompletnie nie przyzwyczajony do takich odwiedzin, dlatego nie bardzo wiedział co powiedzieć, ale szatynka tylko wzruszyła ramionami i otworzyła szerzej drzwi.
  - Jasne, wejdź, bo głupio mi tak zamykać przed tobą drzwi. - Uśmiechnęła się lekko, choć nadal nie miała zbyt dobrego humoru. Chłopak wszedł do środka a ona zaprowadziła go do kuchni, po drodze biorąc butelkę z piwem i popijając duży łyk. Pogrzebała chwile w lodówce i wyjęła butelkę mleka. - Jest połowa, wystarczy?
  - Pewnie, dzięki.- Rozejrzał się po pomieszczeniu. Była to w pełni wyposażona kuchnia, zresztą jak całe mieszkanie, które przypominało duży luksusowy apartament. - Ładne mieszkanie.
  - Mi też się podoba.- Uśmiechnęła się już szerzej, co znów spowodowało to dziwne skojarzenie do dziewczyny sprzed lat, te słodkie dołeczki, były dokładnie takie same. - Czasem zastanawiam się jakim cudem mojej mamie udało się tak to urządzić i skąd wzięła na to kasę. -Westchnęła.
  -Mama pozwala Co pić? - skazał na butelkę, którą odłożyła na blat.
  - Czasami nawet sama ze mną pije. - Posłała mu zadziorny uśmiech. -  O kurde, powinna zaraz być w domu, a wkurzy się jak zobaczy, że cię wpuściłam. Musisz iść! - Znów poprowadziła go tą samą drogą i otworzyła drzwi.
  - Dzięki za mleko.
  - Nie ma sprawy. - Odpowiedziała ciepłym uśmiechem i zamknęła za nim drzwi. Po czym zajęła się dalszymi przemyśleniami na kanapie, ale przeszkodziła jej matka. Weszła do domu i od razu zaczęła ją przepraszać, że tak późno.
  - Wiem, że miałam zrobi obiad, ale kupiłam pizze!!! - Dawno już nie jadły pizzy, dlatego kobieta wpadła na ten pomysł. - Widziałam jakiegoś nowego faceta na korytarzu.Otwierał drzwi do 10, pewnie wynajmuje. W każdym razie kogoś mi przypomina, ale ta czapka zasłoniła mu oczy, Slash tak często robił tak swoja drogą. Ale najlepsze jest to, że jak na mnie spojrzał, to stanął jak wryty, co najmniej jakby ducha zobaczył! - Jej matka gadała zdejmując przy tym kurtkę i szpilki i kręcąc się jeszcze nerwowo usiadła na kanapie.
  - Tak, dziwny jest trochę. Był tu przed chwilą i mleko pożyczył. - Ostatnie słowo wzięła palcami w cudzysłów.
  - Tak? No to mamy nowego sąsiada, zabawne. A tak przy okazji to Alex do mnie dzwonił. Przyjedzie niedługo na jakieś 2 tygodnie, bo urlop wziął na moje urodziny, czy to nie urocze? Pamiętam, że u Gunsów, pełno było takich pudełek po pizzy. - Jej mama była tego dnia bardzo rozgadana i temat jej wywodu już zmienił kierunek. - A właśnie, przypomnisz mi na czym stanęłyśmy ostatnio, bo jestem taka zabiegana ostatnio, że zupełnie zapomniała.
  - Mamo, weź parę głębokich wdechów, bo się zapowietrzysz! No skończyłaś opowiadać, jak Izzy cię odprowadził do domu po tej mini imprezie, za ten artykuł co o nich napisałaś. A co do Alexa, to wiesz, że nie mam nic przeciwko.
  -Aaaa...- Clary miała w ustach pizzę, co przyprawiło jej córkę o napad śmiechu, gdy kobieta próbowała to przełknąć, żeby odpowiedzieć. -  W każdym razie... Szczerze powiedziawszy, to miałam wręcz nadzieje, że na tym zakończą się moje kontakty z Gunsami, ale na moją zgubę, myliłam się. Niestety weszłam wtedy w wielkie gówno, z którym borykałam się jeszcze długo, ale to nie ważne. Byłam dość zapracowana, w pewnym momencie nawet stałam się pracoholiczką, ale muzycy skutecznie mi to utrudniali, przyzwyczaili się do mnie. Zaczęli przyłazić wieczorami kompletnie pijani, a ja z Mich zamiast posiedzieć razem, albo gdzieś wyjść, musiałyśmy się nimi zajmować, do czasu. W pewnym momencie Michelle oznajmiła mi, że musi jechać na jakiś czas do Tulsy, bo jej babcia zmarła. Co miałam zrobić? Dziewczyna pojechała, a ja  sama musiałam zajmować się tymi pojebami. Ale był jeden wieczór, parę tygodni po poznaniu ekipy z "hellhouse", bo tak nazywali swoje urocze mieszkanie, które z czasem zmienili na mały domek, który w sumie od tamtego mieszkania różnił się tylko wielkością i ilością pokoi, ale to nie ważne.
    Był to jeden wieczór w którym umówiłam się ze swoimi koleżankami i postanowiłam zostawić chłopaków na pastwę losu, wiem że to brzmi egoistycznie, ale potrzebowałam odpoczynku, a rola niańki niezbyt mi się podobała szczerze powiedziawszy. W każdym razie mówiłam się z przyjaciółkami na mieście. Był to piątek wieczór z tego co pamiętam, ale mogę się mylić. Umówiłyśmy się w jakiejś porządnej knajpie na późny lanch, właściwie na kolację. Znałyśmy się jeszcze z czasów liceum, a to było takie małe spotkanko po latach, że tak powiem.
     Przed wyjściem z domu ugryzło mnie sumienie, wiec napisałam na kartce krótką notkę, że nie ma mnie w domu i przykleiłam ją do drzwi. Ubrałam się dość nietypowo jak na mnie, ale typowo dla większości L.A. Ja zawsze starałam się ubierać oryginalnie, unikatowo, choć może to śmiesznie brzmieć. Nie, dziś ubrałam leginsy i o wiele za dużą bluzkę z Led Zeppelin, w damskim kroju, zawsze dziwnie się czułam w męskich koszulkach. Owa bluzka była dość długa, bo prawie zasłaniała mi tyłek, który niestety miałam dość wypukły, co często kończyło się tym, iż czułam na nim jakieś brudne łapska, a potem zmuszona byłam takiemu inteligentowi dać w ryj. Najczęściej to wystarczyło, bo tacy ludzie są zbyt pijani, żeby coś więcej po takim uderzeniu zrobić.
    Ale przejdźmy do konkretów, bo dziś jakaś rozkojarzona jestem... Poszłam do tej knajpki, która na szczęście jeszcze nie przypominała speluny takiej jak Rainbow, jeszcze... Gdy weszłam do środka i odszukałam wzrokiem moje koleżanki. Były już wszystkie, Martha, Vanessa i Morgana. Siedziały przy stoliku niedaleko drzwi, jednak prawie w centrum lokalu. Skierowałam się w ich stronę z ciepłym uśmiechem i nie sposób było zauważyć, że rudy odcień włosów Morgan zrobił się intensywniejszy, a Martha dużo schudła. Z tego co pamiętam, to w liceum nie była wychudzona, ale w końcu pracowała jako modelka, to co się dziwić? Znalazłam się przy ich stoliku i zaraz zaczęły się przywitania i radosne chichoty, wiesz, jak to zawsze gdy trafisz na starych znajomych. Po chwili siedziałyśmy wszystkie i plotkowałyśmy o znajomych popijając wyjątkowo dobre wino. Potem gadałyśmy o tym, czym się właściwie zajmujemy i okazało sie, że te trzy często się widują. Morgana została fotomodelką, bo stwierdzili, że jest za niska i nie ma odpowiedniej budowy ciała, ale jest niezwykle fotogeniczna. Martha, ze swoimi tlenionymi blond włosami, wysokim wzrostem i świetną figurą była wręcz doskonała na wybiegi, więc też została modelką! Van jednak postanowiła robić coś innego. Została fotografką i często prowadziła sesje zdjęciowe do różnych magazynów. W końcu przyszła moja kolej.
  - Co mogę powiedzieć, nie zajmuje się niczym aż tak ciekawym. Po liceum poszłam na studia literacko-dziennikarskie i teraz pracuje jako reporterka do "The Rolling Stons". Zajmuje się działem z muzyką, przeprowadzam wywiady, pisze recenzje i historie muzyków.
  - Clary to wspaniale! Pamiętam, że zawsze chciałaś pisać. - Martha nie kryła zadowolenia, choć o dziwo w jej głosie nie znalazłam ani trochę kpiny, ani sarkazmu. Dziewczyna często złośliwie odpowiadała.
  - No niby tak, ale nie lubię pisać o Madonnie. Oczywiście nie chce nikogo obrażać, ale wolę raczej rockowe zespoły. Mają zwyczajnie ciekawsze życie.
  - O tak, wiem o czym mówisz. - Westchnęła Morgana, z nia zawsze dobrze się dogadywałam, najczęściej rozmawiałyśmy o muzyce. - Jackson, jest nawet w porządku, da się słuchać, przynajmniej na razie, boje się co będzie potem. - Zawtórował jej chichot Vanessy i Marthy, a ja tylko przytaknęłam. Siedziałyśmy tam już dobre półtorej godziny, a nasza rozmowa właśnie zleciała na inny tor i teraz Martha opowiadała o jakimś wysokim blondynie, który z opisu dziewczyny, przypominał nieco Duffa. W pewnym momencie dziewczyna przerwała i spojrzała na coś ponad mną. Za jej wzrokiem podążyła  Van, która siedziała obok blondynki. Głowa mojej rudej koleżanki, siedzącej obok, także skierowała się w tamtą stronę. Już miałam się odwrócić, bo zobaczyć, czemu one gapią się jak ciele na malowane wrota, ale poczułam czyjeś zimne dłonie na swoich barkach. Ręce, najprawdopodobniej mężczyzny zeszły w dół i zatrzymały się pod moim łokciami. Poczułam na karku czyiś oddech, przez co poczułam potworny dreszcz strachu. Jednak to uczucie zniknęło, gdy chłopak przemówił.
  - Clary kochanie, wszędzie Cię szukamy. - Axl wypowiedział te słowa tym swoim aksamitnym, niskim głosem, który wiele kobiet naprawdę podnieca. Ja natomiast westchnęłam z ulgą i poparłam się  o krzesło.
  - Axl, nigdy więcej mnie tak nie strasz! - Powiedziałam troszeczkę za głośno, bo para przy stoliku obok obejrzała się na nas. Ja natomiast ledwo powstrzymałam odruch by pokazać im środkowy palec i wstałam. A Axl, jakby zupełnie nic i miał do tego pełne prawo, przyciągnął mnie do siebie bliżej i pocałował! W tym momencie poczułam dziką wściekłość. Miałam ochotę go odepchnąć i zdzielić po tym pustym łbie. Niestety drugiej z tych rzeczy nie zrobiłam, ale odsunęłam go od siebie najdalej jak mogłam, a za bardzo mi się to nie udało, bo chłopak nie miał ochoty mnie puścić. -  Co ty wyprawiasz, do cholery?! Puszczaj mnie! - ym razem krzyknęłam, a para obok rzuciła parę złośliwych uwag. Za to moje przyjaciółki, tylko wpatrywały się w nas z osłupieniem. Ja jednak zachowałam resztki godności i dobrego wychowania. - Dziewczyny, to jest mój porąbany przyjaciel Axl, którego zaraz tak opieprze, że się nie pozbiera. - Tu spojrzałam na niego złowieszczym wzrokiem, z nadzieją, że może jednak wzrok umie zabić człowieka, ale niestety trochę się rozczarowałam. Chłopak jakby nigdy nic obejmował mnie i uśmiechał się szeroko. Zastanawiałam się, czy coś pił, ale alkoholu nie czułam, brać raczej nie brał, bo źrenice miał normalne. - Axl, to moje przyjaciółki Martha, Vanessa i Morgana. Dziewczyny przepraszam na chwilę. - Wyprowadziłam nadal obejmującego mnie Axla z lokalu na ulicę i wyrwałam mu się. - CO TY KURWA ROBISZ?!
  - Wyluzuj, to nic takiego.
  - Taaaak, oczywiście, do cholery człowieku, zacznij myśleć co robisz, albo chociaż się powstrzymuj! - Byłam rozwścieczona do granic możliwości, najchętniej walnęłabym go w łeb, raz a porządnie, ale wiem czym mogło się to skończyć, więc powstrzymałam się. Wzięłam głęboki oddech, żeby się uspokoić. - Dobra, powiedz mi czego ode mnie chcesz. - Chłopak westchnął głęboko i pogłaskał mnie po policzku z czułością. Miał w oczach coś dziwnego, iskierki rozbawienia i pożądania... Nie ukrywam, że trochę się przestraszyłam takim nagłym przypływem uczuć z jego strony.
  - Nagrywamy kawałek w studio na następną płytę. Wiesz, żeby mieć zastaw. Chcieliśmy, żebyś wpadła, a że jestem najmniej pijany z nich wszystkich, wysłali mnie.
  - Kurcze, Axl, bardzo chętnie, ale jestem na spotkaniu z koleżankami z liceum i... - Moje wymówki przerwała Vanessa.
  - Hej, spokojnie. I tak miałyśmy już zmienić lokal, nic się nie stanie jak pójdziesz.
  - Axl, a może poszły by z nami? - Chłopak zmierzył spojrzeniem każdą po kolei i uśmiechnął się cwaniacko.
  - Jeśli chcą...
  - Super! Uwielbiam waszą płytę! - Wypaliła wysoka blondynka i zakryła sobie usta dłonią, a ja i dziewczyny nie mogłyśmy powstrzymać chichotu.
  - To chodźmy... - Przez całą drogę Martha i Van gadały z Axlem o muzyce, którą tworzą, a ja zauważyłam jakie oschłe spojrzenia rzuca w ich stronę Morgana. - Coś nie tak? - Zmarszczyłam lekko brwi przybliżając się do niej, a dziewczyna westchnęła z rezygnacją i uśmiechnęła się blado.
  - Nie... W sumie nic szczególnego... Tylko przespałam się z tą wiewiórką jakiś miesiąc temu... Patrzył na mnie tak... pogardliwie. - Z rudowłosą zawsze najlepiej się dogadywałam, ale nie spodziewałam się tak szczerego wyznania.
  - Rose jest pojebany, strasznie wkurwiający i dupek, a przynajmniej do większości dziewczyn jakie znam. Ale muszę przyznać, że zrobił na mnie bardzo dobre pierwsze wrażenie... - Westchnęłam. - Udawaj, że nie było tej nocy. Ignoruj go, gadaj z resztą chłopaków, może zobaczy, że Cię to obeszło. Znam go trochę... ma na bani, ale jest baaardzo spostrzegawczy.
  Resztę drogi przegadałyśmy w dożo lepszych humorach. Raczej ignorowałam pana "ja se ważny wokalista", który co chwilę na mnie zerkał. A jeśli chodzi o Morganę, to dopiero po tej rozmowie uświadomiłam sobie, jak bardzo mi jej brakowało. 
      Clary westchnęła głęboko i wstała z kanapy. - Nagrywali "One in a milion". Nie mam pojęcia, czemu potem doszukali się w tym rasizmu... W każdym razie dziewczyny szybko dogadały się z muzykami. Duff zainteresował się Vanessą, chociaż sądziłam, że w jego typie są raczej blondynki. Martha i Slash rozmawiali jak najęci, nie dało się ich od siebie odciągnąć!! Jeśli chodzi o Rudą, Izzy zagadał ją o gadali o muzyce. Steven zniknął zaraz po nagraniach z niejaką Barbie, a mnie Axl wyciągnął na spacer. - Kobieta mówiła to włączając telewizor. - O chciałam obejrzeć ten film! Opowiem ci potem co było na tym "spacerku".
  Lucy wywróciła oczami i wlepiła wzrok w ekran, ale po głowie cięgle chodziło jej co mogło się stać, że Axl, nagle tak zainteresował się jej mamą.


Wiem, że długo zajmuje mi napisanie jednego rozdziału, ale komputer mi się rozwalił i wchodzę na laptopa, gdy tylko mam chwilę.