piątek, 9 listopada 2012

00 - Just ride, baby.

    Odgłosy kościelnych dzwonów słyszało chyba całe Seattle. Dziewczyna otarła wierzchem dłoni policzek mokry od łez i wtuliła się w bok chłopaka, który prowadził ją w stronę swojego samochodu. Obok niej przechodziło wiele osób składając kondolencje, ale ona ich nie słuchała.
  - Już dobrze mała... Już po wszystkim, jestem tu. - Zatrzymał się przyciągając ją do siebie i cmoknął jej włosy przytulając  mocno blondynkę.
  - Nie. - Szepnęła kręcąc głową. - nie będzie i dobrze o tym wiesz. Michael... Moja matka umarła, a ojciec pije, jakby miało to zwrócić jej życie. - Spojrzała głęboko w jego smutne, zielone oczy. Doskonale wiedziała, że on cierpi wraz z nią. Pogłaskał ją włosach.
  - Kochanie, masz jeszcze mnie... Wróć ze mną do Los Angeles. - Zbyła go kręcąc głową i złapała jeden z jego blond kosmyków, które sama mu farbowała.
  - Duffy, muszę wyjechać, tu... - Okręciła się do okoła. - Wszystko ją przypomina, nie wytrzymam w tym miejscu. - Mówiła poważnie, a tym czasem on otwierał przed nią drzwi.
  - I co zrobisz? Gdzie pojedziesz, co Lizzy?
  - Przed siebie. - Wzruszyła ramionami i wzięła głęboki oddech, by opanować drżenie głosu. - Pewnie wyglądam jak siedem nieszczęść, co? - Oparła się o siedzenie i wpatrywała w szarą ulicę. Znalazł się na siedzeniu obok.
  - Nie zmieniaj tematu. - Zirytowała sie.
  - Nie wiem co zrobię! Coś wymyślę, jak zawsze...
  - Jak chcesz, ale pamiętaj, że zawsze możesz przyjechać do mnie.
  - Jesteś najlepszym przyjacielem jakiego miałam... - Resztę drogi przebyli w milczeniu.


Wiem, że krótki, ale zawsze coś.

3 komentarze:

  1. Hej, heja.

    Jeny, przed chwilą czytałam na jakimś bligu epilog, gdzie Duff umiera, a teraz znów o pogrzebie. Hmm, w sumie, jak czytałam ten prolog, to mi się wspomniał mój Smak łez, gdzie pierwszy rozdział był własnie pogrzeb matki Sharon. No tylko Sharon nie miała przy sobie żadnego przyjaciela.

    Hmm, dobra, śmierć to jednak jest ciężka sprawa. Ah, niedawno Ty w moim rozdziale komentowałaś smierc matki dziecka, a teraz ja mam takie samo zadanie. W takich wypadkach, to w sumie, nigdy nie wiem, co mam napisać. Ostatnio od 4 lat, co roku jestem na pogrzebie, a tym roku byłam juz 2 raz. W sumie, to pogrzeby stały sie dla mnie też jakaś tam rutyną, a sama śmierć tez. Jeszze nie wspomianjąc o tym, ze moj kierunek, w ktorym sie teraz ucze też czesto wymaga spotkania ze smiercią. To jest jednak przykre, kiedy nagle się uświadamia, ze najbliższej osoby już nie ma i nie będzie. Nagle jest tyle spraw do powiedzenia, tylko do obagadnia. Nagle zaczyna brakować tego, co nas kiedyś wkurzało.
    Lizzie została w sumie sama, bo ojciec pije. No po smierci zony, to pewnie jeszcze bardziej zacznie pic. O ile go ta zona obchodziła. No a dziewczyna została sama.. sama.. i to jest własnie przerażające. Pewnego dnia sie budzimy i zdajemy sobie sprawę z tego, iż jestesmy sami.. Masakra.

    Dobra, czekam na pierwszy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. przed chwila skończyłam na 6 rozdziale, a tutaj prosze już prolog! mój mózg jest rozjebany, ale powoli wszystko ogarniam :)

    śmierć jednego z rodziców jest bardzo bolesna, zwłaszcza, ze tą osobę się bardzo kochało... ale taka kolej rzeczy, nie zmienimy tego. trzeba jakoś z tym żyć.

    OdpowiedzUsuń
  3. hmmmm co ja tu robię? xd
    no ale nic... czytam... oczy widzą słowo/imię Duff i już się cieszę jak małe dziecko :D i od razu śmigam do następnego :D

    OdpowiedzUsuń